Dwór mgieł i furii

Księzniczka w krainie mroku

Autor: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

Dwór mgieł i furii
Dwór cierni i róż łączył w sobie motywy zaczerpnięte z baśni o Pięknej i Bestii oraz Kopciuszka z opowieścią o nieśmiertelnych, okrutnych magicznych istotach, fae. Ten pozornie dziwny miks przedstawiał się nadspodziewanie dobrze, jednakże czy będzie można to samo powiedzieć o Dworze mgieł i furii, w którym pojawiły się dodatkowo elementy nawiązujące do mitu o Persefonie i Hadesie?
Uwaga na spoilery Dworu cierni i róż!

Feyra ocaliła Prythian przed Amaranthą, przypłacając swoją odwagę i poświęcenie życiem. Odrodzona jako fae wysokiego rodu może się cieszyć wiecznym szczęściem u boku ukochanego Tamlina – spędzać czas na słodkim nieróbstwie, malować, urządzać bale i pozwolić się rozpieszczać wdzięcznym mieszkańcom Prythianu. Jednakże Feyra nie nadaje się do życia księżniczki z bajki. Otoczona troskliwą opieką coraz bardziej zaborczego Tamlina, dręczona koszmarami o przeżyciach z dworu Amaranthy i coraz bardziej potęgującym się poczuciem winy oraz niechęci do samej siebie z powodu tego, co musiała zrobić aby przetrwać, dziewczyna dusi się na Dworze Wiosny i z dnia na dzień traci chęć do życia. Coraz bardziej udręczona i nieszczęśliwa, z przerażeniem myśli o zbliżającym się dniu ślubu z ukochanym – o tłumach ludzi oraz konieczności odgrywania szczęśliwej i pogodnej osoby, podczas gdy w jej duszy zalega mrok. Z apatii wyrywa ją niespodziewane przybycie Rhysanda, który w końcu upomniał się o spłatę długu – tydzień z każdego miesiąca Feyra ma spędzić w jego domenie, na Dworze Nocy. Każdorazowo witany z niechęcią i podejrzliwością Rhys jest najbardziej znienawidzonym wrogiem Tamlina, nic więc dziwnego, że wszyscy spodziewają się po nim postępu i zdrady. Jednakże kiedy okazuje się, iż król Hyberni szykuje się do wojny, Feyra musi się zdecydować kogo obdarzyć swoim zaufaniem, a kogo nazwać wrogiem. A także czy pragnie na zawsze pozostać w roli biernej lalki, czy też chce wziąć aktywny udział w nadchodzących wydarzeniach.

Dwór mgieł i furii już od pierwszych stron różni się od poprzedniego tomu – a przynajmniej od jego pierwszej części. Tam mieliśmy historię skierowaną do miłośników romansów i na pierwszy rzut oka w jej kontynuacji powinniśmy oczekiwać powrotu do sielanki. Na szczęście nowe realia są od niej całkowicie inne – i o wiele ciekawsze. Mimo zwycięstwa nad Amaranthą i wyzwolenia Prythianu można wyczuć wśród fae coraz bardziej gęstniejące napięcie, nerwowość i usilne pragnienie powrotu do normalności, nawet jeśli wiąże się to z udawaniem i robieniem dobrej miny do złej gry. Zarówno Feyra, jak i Tamlin borykają się z mrocznymi wspomnieniami i od razu widać, iż każde z nich zostało w jakiś sposób złamane Pod Górą, a doświadczenie rozłąki, bezsilności oraz straty pozostawiło na nich swoje piętno. Dlatego też Dwór mgieł i furii to między innymi opowieść o walce o własne szczęście, o wysiłku, na jaki trzeba się zdobyć, aby stawić czoło traumie i na gruzach zbudować coś nowego – i dotyczy to zarówno głównych bohaterów, jak i wszystkich mieszkańców Prythinu, przez wiele lat doświadczających okrucieństwa Amaranthy.

Jednakże to tylko jeden z nielicznych tematów powieści, która jest również historią o przyjaźni, lojalności oraz poświęceniu. Nie bez znaczenia jest tu też odkrywanie tajemnic krainy fae. Feyra, chcąc nie chcąc (początkowo bardzo nie chcąc), wraz z Rhysandem odwiedza kolejne Dwory, poznaje Lordów, a czasami także ich od dawna skrywane sekrety, dowiaduje się też, jakie tajemnicze i groźne istoty zamieszkują Prythian – krainę tyleż piękną, co pełną okrucieństwa i mroku. Tutaj nic nie jest oczywiste, a niewinna i urodziwa fasada często skrywa fałsz i niegodziwość, podobnie jak wizerunek groźnej i krwiożerczej istoty może być sposobem ukrycia przed światem zewnętrznym czegoś zupełnie przeciwnego. Kryją się tam niebezpieczeństwa przerastające wyobraźnię dziewczyny, jednakże można tam też znaleźć miejsca nieskażone zepsuciem, będące zarówno ucztą dla oczu jak i dla ducha. Jednym z nich jest przepiękne Velaris, miasto marzycieli i artystów, cudem ocalone przed krwiożerczą władczynią, urzekające od pierwszej chwili i niezmiennie zachwycające za każdym razem, gdy Maas o nim wspomina. Autorka już w swoim debiucie potrafiła stworzyć świat rozbudowany i przemawiający do wyobraźni czytelnika, lecz te umiejętności cały czas rozwija i w Dworze mgieł i furii w pełni pokazuje, na co ją stać.

Nic złego nie można powiedzieć także o kreacji bohaterów – zarówno Feyry, jak i pobocznych. Tutaj nikt nie jest jednowymiarowy, schematyczny czy łatwy do zaszufladkowania. Znajdziemy kilku takich, którzy na pierwszy rzut oka mogą wydawać się stereotypowi, ale wraz z bliższym poznaniem każdorazowo okazuje się, iż autorka potraktowała szablonowość jako punkt wyjścia, rozwijając ich charakterystyki czasami w całkowicie nieoczekiwanym kierunku. Największe wrażenie na czytelniku robi oczywiście Feyra – niezłomna łowczyni o duszy artystki, złamana i z mozołem odzyskująca równowagę po przeżytym koszmarze. Dziewczyna nie bez trudu uczy się, jak funkcjonować i manewrować w świecie zdominowanym przez istoty znacznie od niej potężniejsze, a także bardziej doświadczone, odkrywa nowe umiejętności i powoli, żmudnie buduje nową siebie. Nie mniej przekonujący jest Rhysand, który tym razem wysuwa się na pierwszy plan wśród męskich bohaterów, jednakże w jego przypadku, podobnie jak wcześniej w odniesieniu do Tamlina, nie można zdradzić praktycznie nic, aby nie zepsuć czytelnikom przyjemności z samodzielnego odkrywania jego sekretów. Kilka słów należy za to wspomnieć o towarzyszach Rhysanda: mężnych uskrzydlonych Ilyrach Kasjanie oraz Azrielu, przepięknej Mor, a także szalenie niebezpiecznej Amrenie. Ta grupa barwnych postaci niesie ze sobą niejedną niespodziankę i potężny ładunek emocjonalny, bowiem czytając o ich przeszłości oraz bieżących poczynaniach można doświadczyć prawdziwej huśtawki nastrojów – niepewności, sympatii, złości. Po raz pierwszy Sarah J. Maas należy się absolutnie zasłużony ukłon za to, czego dokonała.

Fani romansu też nie powinni być rozczarowani, chociaż w tym zakresie autorka poszła zdecydowanie dalej niż w Dworze cierni i róż. Tam mieliśmy do czynienia z uczuciem rodzącym się niepewnie i nieśmiało, ukazanym trochę naiwnie – niczym w baśni. Napięcie potęgowane było stopniowo, aż do punktu kulminacyjnego, w którym znalazło się co prawda kilka scen erotycznych, ale bardzo delikatnych i subtelnych. Tutaj wątek romantyczny potraktowano zdecydowanie bardziej poważnie. Uczucia bohaterów wystawione są na poważną próbę, emocje są wzburzone, napięcie wzrasta i opada, a tzw. "momenty" zdecydowanie potrafią przyspieszyć puls czytelnika.

Dwór cierni i róż był całkiem udanym przykładem retellingu, w którym motywy baśniowe w interesujący sposób przeplatały się z historią o nieśmiertelnych fae, o miłości, determinacji i poświęceniu. Dwór mgieł i furii do tego wszystkiego wnosi jeszcze odniesienia do mitu o Persefonie udającej się do krainy nocy i śmierci we władaniu Hadesa. Chociaż "zesłanie" miało miejsce wbrew jej woli, to można się zastanawiać czy przeżywała tam niekończące się koszmary, czy też może mrok niósł ze sobą spokój i ukojenie, zaś jego władca robił wszystko, aby ten czas nie był dla niej nieprzyjemny. Trzeba przyznać, że czerpiąc z tego mitu Sarah J. Maas wykazała się prawdziwą pomysłowością i przewrotnością – z pewnością nikt nie spodziewał się, jakimi ścieżkami pokieruje swoich bohaterów.

Dwór mgieł i furii to świetnie napisana, niebanalna opowieść zdecydowanie przewyższająca Dwór cierni i róż – i to pod każdym względem. Książka ma sprawnie wykreowany, bogaty w szczegóły świat, interesujących, wielowymiarowych bohaterów i pełną akcji fabułę, którą się śledzi z zapartym tchem. Tutaj nie ma mowy o nudzie, schematyczności czy przewidywalności – to po prostu kawał dobrej książki fantasy.