Dusza cesarza

Fałsz, czy sztuka?

Autor: Maja 'Vanth' Białkowska

Dusza cesarza
Życie to gra, nieustanne wcielanie się w role pasujące do konkretnej sytuacji, często prowadzące do rezygnacji z własnych ideałów kosztem ambicji. To założenie stanowiło punkt wyjścia dla Duszy Cesarza pióra Brandona Sandersona, lecz pisarz w intrygujący sposób je rozwinął, przedstawiając ekstremalną wersję konsekwencji wynikających z przywdziewania kolejnych masek.

Wan ShaiLu, pochodząca z ludu MaiPon złodziejka, wpadła w nie lada tarapaty. Podczas nieudanej kradzieży Księżycowego Berła z cesarskiego pałacu została złapana i oczekiwała na egzekucję. Jednakże los bywa kapryśny, zatem, miast swe ostatnie dni spędzić w lochu, stanęła przed pięciorgiem arbitrów doradzających władcy Różanego Imperium, a ci złożyli jej propozycję nie do odrzucenia – jeśli pomoże im rozwiązać pewien problem, zostanie uwolniona. Dwie noce wcześniej doszło do próby zamordowania cesarza Ashrawana, z rąk skrytobójców zginęła jego żona, zaś on sam doznał rozlicznych ran – te cielesne udało się uzdrowić, natomiast uszkodzenia mózgu okazały się nieodwracalne. Zatem Shai, potrafiąca zmieniać naturę rzeczywistości, ma Sfałszować duszę imperatora świadoma faktu, iż, gdy to uczyni, jej życie nie potrwa długo. Sytuacji nie ułatwia fakt, iż ów skomplikowany proces musi przeprowadzić w ciągu stu dni – tyle bowiem trwa ceremonialny okres żałoby.

Fałszerze to ludzie obdarzeni mocą, która objawia się zarówno w prostych manipulacjach typu zmiana natury konkretnego przedmiotu lub jego bezbłędne skopiowanie, jak i w odtwarzaniu, czy też wręcz kreowaniu na nowo ludzkiej psychiki, ego, duszy, pamięci – tak wiele jest słów określających kwintesencję bycia człowiekiem. Ich czyny uznawane są za plugawe, bluźniercze i sprzeczne z prawem, a każdego kto zostanie przyłapany podczas próby Sfałszowania czeka bezwzględna kara, zgodnie z zasadą dura lex, sed lex. Lecz tę teorię bardzo łatwo naginać. Sanderson przedstawia wizję cesarskiego dworu będącego centrum intryg i nieustannej walki o władzę, w imię której można złamać każdą regułę, a nawet posunąć się do zbrodni. Wielcy – szlachetna i uduchowiona arystokracja, strażnicy prawa i moralności, krzewiciele kultury i miłośnicy sztuki, bardzo szybko ujawniają swe prawdziwe, dalekie od ideału oblicza. Nic więc dziwnego, iż czytelnik automatycznie obdarza swą sympatią złodziejkę, zaś popleczników Ashrawana gremialnie potępia. Jednak taki czarno-biały podział i schematyczne odbrązowianie postaci byłoby zbyt ogranym konceptem, zaś autor Duszy cesarza, o czym mogliśmy się niejednokrotnie przekonać, nie lubi przewidywalnych rozwiązań.

Zagmatwane tropy, niejednoznaczność postaci, zaskakujące zmiany, rozważania daleko wykraczające poza ramy fantasy czysto rozrywkowej – w tym pisarz się specjalizuje. Na niecałych stu stronach skondensował treści, które mogłyby wypełnić wielokrotnie obszerniejszą książkę, a dzięki temu zabiegowi trafiają one w sedno. Co prawda rdzeń akcji to opis pracy Fałszerki, a nie jest ona (prócz niektórych momentów) widowiskowa, lecz dawka emocji, zawarta w scenach spotkań z dwójką arbitrów należących do procesarskiego Stronnictwa Dziedzictwa, którzy mają wobec protagonistki odmienne oczekiwania, rekompensuje tę pozorną statyczność. Frava, kobieta ambitna ponad miarę, żąda i grozi, zaś Gaotona – starzec wspierający władcę od jego młodzieńczych lat, próbuje Shai zrozumieć. Ich rozmowy kojarzą się zarówno z wykładem, jak i moralitetem – poznajemy kolejne arkana sztuki Fałszu, jednocześnie uczestnicząc w dyskursie o kwestiach egzystencjalnych, takich jak dobro i zło oraz subiektywnym ich pojmowaniu, rozważając wraz z postaciami różnorakie definicje życia i próbując znaleźć złoty środek pomiędzy politycznymi i teologicznymi doktrynami.

Jednym z kluczowych motywów opowieści jest szeroko pojęte rozumienie sztuki i próby jej oceny. Pisarz zastanawia się, czy arcydziełami można nazwać jedynie oryginalne dokonania ludzi powszechnie uznanych za artystów, czy też efekty nielegalnej pracy równie, a czasem nawet bardziej utalentowanych kopistów, również kwalifikują się do tego miana. A wnioski wyciągnięte z tej analizy są jednocześnie przewrotne i poruszające.

Różane Cesarstwo, osadzone przez Sandersona w uniwersum znanym z Elantris, pomimo stylizacji na starożytne Chiny można uznać za alegorię wszystkich cywilizacji, których potęga powstała na drodze podboju – począwszy od antycznych imperiów, na państwach współczesnych kończąc. Najeźdźcy skonfrontowani zostali z narodami przymusem przyłączonymi do imperium, którym nie daje się zapomnieć o ich gorszym pochodzeniu, a pozbycie się poddańczego piętna możliwe jest jedynie za sprawą wkupienia się w łaski panów, ergo przez zdradę swego ludu. Lecz podział na złych zdobywców i szlachetnych uciskanych szybko staje się nie aż tak oczywisty.

W Post Scriptum, będącym odautorskim uzupełnieniem tekstu, Sanderson  dzieli się z czytelnikami informacją, że na studiach wielokrotnie słyszał, iż ma pisać o tym, na czym się zna. Ta reguła wydaje się trudna do zastosowania w przypadku opisywania fantastycznych światów, bazujących przede wszystkim na wyobraźni ich twórców, a jednak w przypadku Duszy cesarza znakomicie się sprawdziła. Wiedza pisarza o dalekowschodnich kulturach – ich sztuce, filozofii, historii i polityce, umożliwiła mu nie tylko wykreowanie intrygującego i bogatego w szczegóły tła opowieści, lecz również dała asumpt do stworzenia oryginalnego systemu magii, o którym wspominałam kilka akapitów wcześniej.

Orientalizujące opowiadanie Sandersona można podsumować krótko – mniej znaczy więcej. Albowiem mistrzowie pióra potrafią prostymi formami wyrazu przyciągnąć uwagę czytelnika skuteczniej, niż gdyby uciekali się do modnych ostatnio spektakularnych scen i barokowego rozbuchania formy. Oczarowała mnie ta wyciszona, pełna melancholii opowieść, zaś ambiwalentni bohaterowie skłonili do długich rozmyślań nad motywami ich postępowania i słusznością postaw. Natomiast jako delikatny dysonans odczułam momenty, w których kameralny tok narracji zmienia się w migawki rodem z low fantasy, lecz i te pełne dynamiki epizody przypadły mi do gustu. Gdy zamknęłam Duszę cesarza, zarówno mój wewnętrzny awanturnik, jak i filozof-empata byli bliscy nirwany, czego również życzę aktualnym i przyszłym czytelnikom sandersonowego tekstu.