Duch ognia - Graham Masterton

Masterton w rytmie death metalu, czyli strzeż się gorejącego chłopca

Autor: Patryk Cichy

Duch ognia - Graham Masterton
Wielu fanów Grahama Mastertona jest zdania, że autor ten czasy świetności ma już od dawna za sobą, ponieważ jego najlepsze dzieła powstały w latach 70. i 80., natomiast ostatnia dekada XX wieku była okresem stopniowego upadku. Ja również głosiłem takie poglądy, twierdząc, że ostatnich kilkanaście lat twórczości pisarza jest niegodne uwagi wielbiciela literatury grozy. Teraz jednak, po lekturze Ducha ognia, jednej z nowszych powieści Brytyjczyka, muszę zrewidować swoje zdanie i powiedzieć wprost: nie jest wcale tak źle.
____________________________


Początek jest, jak na Mastertona, dość typowy: zaczyna się brutalną napaścią na kobietę. Bogu ducha winna matka i gospodyni domowa zostaje uprowadzona przez trójkę symbolicznie zamaskowanych bandytów, zgwałcona i pozostawiona na pastwę losu. Chwilę później pogrążoną w szoku nawiedza tajemniczy chłopak, biorący ją za swoją matkę. Jest agresywny: wywiązuje się szamotanina, w trakcie której ten staje znienacka w płomieniach. Spalają się oboje.

Rozwiązanie zagadki tego nietypowego pożaru przypada w udziale Ruth Cutter. Jest ona odnoszącym spore sukcesy zawodowe inspektorem pożarowym. Mimo ogromnego doświadczenia, kobieta nie potrafi wytłumaczyć tej tragedii. Stopień zwęglenia zwłok i ograniczony zasięg ognia wskazują na mało prawdopodobną ewentualność: spontaniczny ludzki samozapłon. Ruth, twarda racjonalistka, uważa podobne teorie za archaiczne zabobony, ale jej przekonania ulegają zachwianiu, oto bowiem mają miejsce kolejne przypadki. Mimo kompletnie różnych ofiar, modus operandi pozostaje wspólny – trzech sadystów w maskach maltretuje jakąś osobę, bądź grupę osób, odprawiając przy tym dziwny rytuał, potem na miejscu kaźni pojawia się tonący w ogniu nastolatek, zabijając wszystkich wokół. Ze względu na dociekliwość, z jaką Ruth dąży do wyjaśnienia tajemnicy, wkrótce zarówno ona, jak i jej bliscy znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Niespodziewanej pomocy udzieli jej córka Amelia, cierpiąca na rzadką wadę genetyczną, zwaną zespołem Williamsa. Uwarunkowanie to jest przyczyną lekkiego upośledzenia umysłowego dziewczynki, ale jest również odpowiedzialne za niespotykanie czuły słuch, dzięki któremu ta słyszy rzeczy tajemne dla zwykłych śmiertelników, stając się mimowolnym łącznikiem z zaświatami. A to, co Ammy ma do przekazania z tamtej strony, brzmi tyleż niewiarygodnie, co złowieszczo: oni nadchodzą.

Wierni czytelnicy Mastertona jękną zapewne z zawodu: takie zawiązanie fabuły musi budzić skojarzenia z jedną z jego najlepszych powieści, Wyznawcy płomienia (znaną również pod wcześniejszym tytułem Podpalacze ludzi). Znów dramatyczny wstęp ze spaloną kobietą, tajemnicze, ogniste istoty, płonący żywcem nieszczęśnicy i mroczna tajemnica spowijająca wydarzenia. Konotacje okażą się powierzchowne; oprócz tych niewątpliwych podobieństw, Duch ognia jest książką dostatecznie oryginalną na tle dorobku mistrza, żeby zapewnić wciągającą lekturę.

Ciekawą i trochę nietypową postacią jest nieustępliwa Ruth. Nierzadko obrzydliwą pracę inspektora pożarowego łączy z trudnym wychowywaniem nie do końca zaradnej córki, wspieraniem swego męża, Craiga, którego firma budowlana przeżywa poważny kryzys, i opieką nad niemal dorosłym, ale mocno roztrzepanym synem, Jeffem. Tło obyczajowe jest tu dobrze oddane i stanowi udaną przeciwwagę dla nadciągającego koszmaru. Nie szczędzi się nam też bogactwa szczegółów dotyczących rodzajów podpaleń, informacji o tym, jakie zniszczenia różne temperatury zadają ludzkiemu ciału, teorii na temat samozapłonu, i innych detali wiernie przedstawiających pracę fachowca w tej dziedzinie. Pomimo tego niejednokrotnie uderzającego realizmu, miałem wrażenie, że bohaterowie nieco zbyt łatwo akceptują nadprzyrodzone przyczyny swoich perypetii: jak to u Mastertona często bywa, pojawia się spec od demonów, wyjaśnia co i jak, a oni po chwili niedowierzania stwierdzają, że to faktycznie jedyne wytłumaczenie i mają z głowy egzystencjalne rozterki.

Miłe były dla mnie nawiązania do różnych zespołów death metalowych i grindcore'owych, takich jak Morbid Angel, Cattle Decapitation, czy Pig Destroyer, których Jeff jest wielkim fanem. Dla większości z was nazwy te pewnie niewiele znaczą, są to grupy zdecydowanie niszowe (może z wyjątkiem Morbidów), ja natomiast delektuję się taką muzyką od dawna i jestem zdania, że te napomknięcia dodają powieści wiarygodności. Zwłaszcza, że już same teksty mogą kojarzyć się z makabrą, a więc i z horrorem – na przykład jeden z utworów, którymi zachwyca się chłopak, nosi jakże adekwatny tytuł Oparzenia czwartego stopnia. Nie wiem, czy Masterton chciał za pomocą kilkukrotnych aluzji do ciężkiej, agresywnej muzyki nadać opowieści taki właśnie niemiłosiernie szybki rytm, może jest to z mojej strony nadinterpretacja, ale uważam, że to pasuje. Jedno jest pewne: soundtrack do filmu na podstawie Ducha ognia znalazłby się pośród najbrutalniejszych w historii kina. I raczej nie sprzedałby się w dużym nakładzie.

Na uznanie zasługuje postać nietuzinkowego, płomienistego antagonisty. Wstrętny Chłopak (bo tak ów demoniczny nastolatek zostaje ochrzczony) okazał się być naprawdę dość straszny. Jego zwyczajny, niewinny wygląd – wyblakły t-shirt i znoszone dżinsy – kontrastuje z demonicznymi mocami, którymi dysponuje. Rozpalanie w mgnieniu oka potwornie niszczycielskiego, niemożliwego do stłumienia ognia, możliwość pojawiania się, gdzie tylko zechce i niezniszczalność to pomysły nienowe, tymczasem Mastertonowi udało się wycisnąć z nich sporo świeżości. Pisarz na szczęście nie przedstawił go jako czystego zła. Chłopiec, choć okrutny i nieubłagany, ma do opowiedzenia własną tragiczną historię, która go w pewnym stopniu tłumaczy, nie odbierając mu jednocześnie piekielnych cech. Jest z nim tylko jeden problem: trochę zbyt często autor serwuje nam kolejne przypadki samospalenia. Z początku takie coś mogło przerazić, jednak po czterech czy pięciu podobnych opisach zaczyna już trochę nudzić. Bo na ile sposobów można sparafrazować zdanie: "nagle chłopiec stanął w płomieniach"? Przypominało mi to trochę mordercze dzieci-albinoski z filmu Wioska przeklętych Johna Carpentera, świecące co kilka minut oczami – bardzo skuteczny efekt, który po pewnym czasie zaczął śmieszyć, a przecież śmiech jest dla każdego poważnego horroru zabójczy. Dobrze, że powieść kończy się na tyle szybko, żeby płonący dzieciak nie zdążył stać się dla czytelnika komiczny.

A skoro o zakończeniu mowa: Duch ognia powiela, niestety, wadę wielu książek Mastertona. Podczas gdy gradacja napięcia i rozwój fabuły przebiegają przez większość utworu bez zarzutu, pod koniec dzieje się zbyt wiele i zbyt szybko. Autor znów pośpiesznie starał się rozwiązać wszystkie wątki, jakby – nie wiedzieć czemu – obawiał się dopisać jeszcze ze 20-30 stron. Dlatego też apokaliptyczny finał nie ma tak potężnego impetu emocjonalnego, jaki powinien ze sobą nieść. W założeniu spektakularne wydarzenia zajmują raptem kilka akapitów i na tym koniec, choć należy przyznać, że puenta jest udana i może stanowić otwartą furtkę dla ewentualnej kontynuacji. Rozczarował mnie również brak wyjaśnienia symboliki masek trzech oprawców – Uśmiechniętego, Wyszczerzonego i Obojętnego. Te zróżnicowane oblicza zdecydowanie coś sugerują, przywodząc na myśl przysłowiowe trzy mądre małpy ("nic nie widzę, nic nie słyszę, nic nie mówię"), lecz albo prowadzi to donikąd, albo po prostu ja nie zrozumiałem ukrytego za nimi przesłania.

Graham Masterton udowodnił omawianą powieścią, że pomimo sześćdziesiątki na karku i przeszło pięćdziesięciu horrorów w bibliografii, nadal jest ważną personą w świecie literackiej grozy, potrafi bowiem zaoferować koneserowi coś interesującego, a nawet od czasu do czasu przyprawić go o gęsią skórkę. Ducha ognia czytałem w niesłabnącym skupieniu, i to do ostatniej strony. Raczej nie zaliczyłbym go do najwybitniejszych osiągnięć autora, niemniej jest to pozycja zdecydowanie bardzo udana. Choćby ze względu na ognistą treść, warto jego lekturę polecić na chłodne, jesienne wieczory.