» Recenzje » Drood - Dan Simmons

Drood - Dan Simmons


wersja do druku

Dickens na tropie

Redakcja: lemon

Drood - Dan Simmons
Biografie wielkich ludzi często kryją niejasne wątki. Jeden z największych klasyków światowej literatury, Charles Dickens, pod koniec życia przejawiał dziwną fascynację najciemniejszymi zaułkami Londynu. Ten tajemniczy fakt Dan Simmons postanowił wykorzystać jako główną oś Drooda. Jaki jest efekt? Wyśmienity.

____________________


Mamy rok 1865. Od ponad dwudziestu lat Londynem wstrząsają tajemnicze morderstwa. Nikt nie jest w stanie wyjaśnić, kto i dlaczego dopuszcza się zbrodni. Właściwie to prawie nikt się tym nie przejmuje, gdyż do większości wypadków dochodzi w biednych dzielnicach olbrzymiej aglomeracji. W końcu jednak Charles Dickens i Wilkie Collins wkraczają do Wielkiego Pieca, aby rozwiązać zagadkę Drooda – tajemniczego hipnotyzera, który zawsze pojawia się, gdy w grę wchodzą siły nadnaturalne.

Jest to powieść prawdziwie wielowymiarowa – raz w centrum stawiany jest wielki Charles Dickens, raz jego tytułowe nemezis, kiedy indziej narrator i przyjaciel pisarza, William Wilkie Collins, w końcu twórczość i dokonania literatów drugiej połowy XIX wieku. Każdy kolejny segment powieści pozwala Simmonsowi błysnąć olbrzymią erudycją: głęboką znajomością obyczajowości dawnych londyńczyków i zorientowaniem w dorobku Dickensa, a także wiedzą na temat mesmeryzmu, którym tak się ekscytowała ówczesna socjeta. Na szczęście, autor Hyperiona nie idzie ścieżką, którą w Reamde wybrał inny twórca monumentalnych powieści, Neal Stephenson, i esencją utworu nie czyni dygresji oraz popisów erudycji.

Nie oznacza to jednak, że Drood jest dziełem idealnym. Wrażenia psuje nieco szarpane tempo wydarzeń. Szybki początek, podczas którego czytelnik poznaje szczegóły kluczowego wypadku kolejowego Dickensa, obiecuje typową dla powieści sensacyjnych czy kryminalnych dynamiczną akcję. Niestety, napięcie nagle spada, gdy w toku swej opowieści Collins zapomina o tym, że jak sam mówi: "interesują Cię [Czytelniku] tylko Dickens i Drood, Drood i Dickens". Choć można się z tym kłócić (szczególnie jeśli wziąć pod uwagę wartość fragmentów poświęconych literaturze, jak chociażby genialna autoanaliza, która ukazuje pewne podobieństwa kompozycyjne między Droodem i Tajemnicą Edwina Drooda), to na chwilę przed epilogiem okazuje się ono wyjątkowo trafne. Dlaczego? Wilkie w drugiej połowie powieści często mówi tylko o swoich problemach, o swoich niepowodzeniach, o swojej niepewności. Jest to uzasadnione, pomaga kreować wieloznaczną postać narratora, ale tylko do pewnego stopnia – w którymś momencie staje się bowiem zwyczajnie nużące. Czy to duża wada? Na pewno nie, ale dłużyzny w tekście liczącym ponad osiemset stron w pewnym stopniu zmniejszają płynącą z lektury radość.

Poza robiącą spore wrażenie skalą opowiadanej historii, Drood urzeka konsekwentnie kreowanym klimatem. Simmons wykonał naprawdę genialny manewr: połączył ze sobą nieco bukoliczny obraz życia zamożnych Anglików, żywcem wydarty z Klubu Pickwicka, oraz mroczne, surrealistyczne nieraz wizje związane z najbiedniejszymi dzielnicami Londynu i ich władcą, tytułowym hipnotyzerem. Ten jaskrawy kontrast, przefiltrowany jeszcze przez niepewność spowodowaną pozostawaniem narratora pod wpływem olbrzymich dawek laudanum, opium i morfiny, nie pozwala czytelnikowi oderwać się od powieściowej rzeczywistości i spojrzeć na wydarzenia z dystansem. Drood zachwyca duszną atmosferą, a doskonałe pióro Simmonsa sprawia, że odbiorca wchodzi w interakcję z tekstem nie jako bierny świadek, ale raczej uczestnik niepokojącej historii. Czar pęka tylko na chwilę: po którymś spotkaniu Collinsa i tytułowego mesmerysty dominująca w tekście tajemnica zostaje zamieniona w krwawą, ale nużącą i zbyt prostą dosłowność. Na szczęście Simmons szybko wraca do intrygowania czytelnika, odrzucając próby bezpośredniego szokowania czy straszenia odbiorcy.

Tym, co może budzić skojarzenia z prozą Dickensa, są barwni, wyjątkowo dopracowani bohaterowie. Na pierwszy plan wybija się oczywiście para antagonistów: sam twórca Opowieści wigilijnej i Drood. Obu warto przyjrzeć się z bliska. Charles Dickens ukazany został jako człowiek nietuzinkowy: pełen radości, aktywny, energiczny, ale też zadufany w sobie. Narrator z wnikliwością opisuje zachodzące w nim zmiany – pisarz zostaje opętany przez manię odkrycia prawdy o Droodzie, co sprawia, że na światło dzienne wychodzą jego obawy, wątpliwości, uprzedzenia. Najciekawsze jest to, iż czytelnik nie poznaje o nim obiektywnej prawdy – to samo zresztą dotyczy Drooda, Wilkiego i innych kluczowych dla fabuły postaci.

Hipnotyzer przyciąga tajemnicą jeszcze większą: w gruncie rzeczy nie wiadomo, skąd się wziął, czego chce, do czego dąży. Czy rzeczywiście tylko kaprys powstrzymuje go przed zniszczeniem Londynu? Jeśli jest tak potężny, dlaczego natychmiast nie usunie ze sceny swoich wpływowych przeciwników: Dickensa, inspektora Fielda, Collinsa? Odbiorca może się tego tylko domyślać, podobnie jak Wilkie – bohater pozornie zepchnięty na drugi plan, ale stanowiący pierwszy i najważniejszy klucz do interpretacji Drooda. Simmons wyśmienicie poradził sobie z opisem zapatrzonego w siebie, uzależnionego od opium narratora. Próby deprecjonowania dorobku Dickensa i zwrócenia uwagi na jego własne dokonania początkowo budzą uśmiech, ale razem tworzą obraz powoli narastającego obłędu. Chwiejność i potężne uzależnienie Collinsa sprawiają, że czytelnik na koniec musi sam siebie zapytać, co w tej opowieści jest prawdą. Simmons ucieka przed udzieleniem jakiejkolwiek odpowiedzi, przez co powieść w dużym stopniu pozostaje zagadką, którą każdy może dowolnie interpretować – i to jest w Droodzie najlepsze. Kreując zastęp intrygujących, skomplikowanych postaci, pisarz popełnił tylko jeden błąd: w środkowej części książki pojawia się zbyt wiele opisów cierpień Wilkiego spowodowanych podagrą i wpływem tytułowego hipnotyzera, co sprawia, że stają się one mniej autentyczne, nie robią odpowiedniego wrażenia.

Drood nie jest powieścią pozbawioną wad. Pojawiają się w niej dłużyzny, momentami Simmons nie do końca potrafi poradzić sobie z konsekwentnym kreowaniem atmosfery i narratora. Na to wszystko jednak łatwo przymknąć okno, jeśli wziąć pod uwagę, że książka jest bezprecedensową dla fantastyki (rzadko wspomina się bardzo odmienną w formie Lawinię Le Guin) próbą zmierzenia się z klasyczną literaturą jak równy z równym. Simmons wychodzi z tego starcia obronną ręką.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Drood
Autor: Dan Simmons
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Wydawca: MAG
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 19 września 2012
Liczba stron: 832
Oprawa: twarda
Format: 150x225 mm
ISBN-13: 978-83-7480-268-0
Cena: 69 zł



Czytaj również

Olimp
Klęska zrodzona z miłości
- recenzja
Ilion
Trzy drogi kręte
- recenzja
Triumf Endymiona
Triumfu brak
- recenzja
Terror
Groza północy
- recenzja
Endymion
Daleko jeszcze?
- recenzja
Upadek Hyperiona
Wojna, poezja, spisek i Dzierzba
- recenzja

Komentarze


chimera
   
Ocena:
+2
"Simmons ucieka przed udzieleniem jakiejkolwiek odpowiedzi,"

Trochę mnie to niepokoi. Po przebrnięciu przez ponad 800 stron nie lubię być zostawiany z niczym. A przecież ten sam autor w genialnym "Terrorze" nie bał się udzielić konkretnych odpowiedzi.

Chociaż z drugiej strony... Fakt, że "Hyperion" kończył się zagadką, wcale mi nie przeszkadzał. Do książki wracałem wielokrotnie, podczas gdy dalsze tomy w ogóle mnie nie zainteresowały.
07-11-2012 21:28

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.