Dni ostatnie
Można żyć bez ręki. I nogi
Kline używa tasaka, aby odciąć sobie rękę. Nie robi tego z własnej woli – zmuszają go do tego okoliczności, a dokładniej psychopata, który prawdopodobnie pozbawiłby go życia gdyby mężczyzna nie zdecydował się na ten drastyczny ruch. Okazuje się jednak, że istnieją ludzie, dla których takie poświęcenie to coś znacznie więcej niż akt odwagi – to akt religijny.
Zasugerowałem we wstępie dwie rzeczy: że Dni ostatnie opierają się na oryginalnym pomyśle i że niekoniecznie kończą się, kiedy powinny. Zacznijmy może od tej drugiej sprawy, żeby odhaczyć najbardziej nieprzyjemne kwestie na początku, a potem móc zająć się resztą. Posłowie (w oryginale stanowiące przedmowę) zmarłego niedawno Petera Strauba to całkiem długi – jak na swoją towarzyszącą rolę – i ciekawy esej, w którym pisarz pochyla się nad twórczością kolegi po piórze, a między wierszami zaznacza, że pierwsza część opisywanej powieści pierwotnie wydana została jako samodzielny tekst; jego sukces miał zachęcić Evensona do dalszej pracy nad historią Kline’a. I tutaj zaczynają się moje wątpliwości: czy owa dalsza praca rzeczywiście była potrzebna? Druga połowa książki nie jest znacząco słabsza, w żaden sposób nie kłóci się też z pierwszą, ale jednej rzeczy utrzymać się nie udaje – efektu świeżości, który wywołuje zagłębienie się w świat Dni ostatnich.
Pierwszym rozdziałom nie sposób się oprzeć. Autor nie ma grama litości dla zdrowych zmysłów rozpoczynającego lekturę czytelnika – zanim się zorientowałem, już przemierzałem w towarzystwie Kline’a siedzibę entuzjastów autoamputacji i brałem udział w kolejnych festiwalach przemocy. Choć może festiwal to nie najlepsze słowo, bo narracja Evensona znacząco różni się od tej z klasycznych splatterpunków, które napawają się przemocą i stanowią swego rodzaju zawór bezpieczeństwa dla najmroczniejszych pragnień – Dni ostatnie są niezwykle rzeczowe, przez co wywołują oczywiste skojarzenia z reportażem. Liczą się tu przede wszystkim fakty, nie emocje. Jeszcze ciekawszy jest totalny chłód przebijający z kart tej powieści; nie ma w niej miejsca na empatię, nie ma miejsca na współczucie, a całość przypomina eksperyment – mimo że nie ma w tym nawet grama sztuczności. Tę powieść czyta się tak, jakby słuchało się zwierzeń psychopaty – to niezwykłe doświadczenie, jednocześnie przerażające i hipnotyzujące.
Oczywiście nie byłoby tej narracji, gdyby nie jej przedmiot – a trzeba przyznać, że Evenson miał pomysł niezwykły, zdecydowanie bliższy temu, co dziś nazywa się niekiedy elevated horrorem, niż klasycznym straszakom. Świat, w którym amputacja staje się nie osobistą tragedią, a drogą do mistycznego doświadczenia, fascynuje z rzadko spotykaną siłą. Tym większą, że chodzi nie tylko o samo zjawisko, ale także wciągniętych w nie bohaterów. To członkowie infiltrowanej przez Kline’a sekty stanowią przedmiot wspomnianego wcześniej eksperymentu, a ich wiara i narosłe wokół niej rytuały zdają się być tłem pocztówki z zupełnie innej rzeczywistości.
Drobne problemy zaczynają się, gdy już się do niej przywyknie. W pewnym momencie odbiorca zwyczajnie przyzwyczaja się do tego, że coś, co było dla niego świętością – nawet nieświadomie – czyli ludzkie ciało, będzie bezlitośnie bezczeszczone, a wtedy Dni ostatnie zmieniają się w uproszczony kryminał z pokręconym mistycyzmem w tle. Mimo to z czystym sercem mogę polecić tę powieść wszystkim miłośnikom ambitnego horroru – to niewiele ponad dwieście stron, więc nawet jeśli w pewnym momencie się znudzicie, to pierwsze kilkadziesiąt stron będzie tego wartych. To jedyna okazja w swoim rodzaju.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Autor: Brian Evenson
Tłumaczenie: Justyna Gardzińska
Wydawca: Mag
Data wydania: 27 kwietnia 2022
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
ISBN-13: 9788367023078
Cena: 39 zł