Diabeł w maszynie

Niepewności Domenica Jordana

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Diabeł w maszynie
Domenic Jordan powrócił! Po trzynastu latach od premiery Zabawek diabła i wielu innych powstałych w międzyczasie tekstach Anna Kańtoch powraca do historii pewnego chorobliwie ciekawskiego medyka z Mandracourt, który służy biskupowi pomocą w rozwiązywaniu dziwnych spraw.

Pierwsze opowiadanie, Portret rodziny w lustrze, jest dość nastrojowe. Rozgrywa się w odosobnionym zamku, dusznym od atmosfery podejrzeń i wzajemnych oskarżeń, niemal pachnie opowieścią o wampirach. Próbę rozwikłania, kto zabił, komplikuje fakt, że Domenicowi przybywa identyczny bliźniak – a jego otoczenie (oraz czytelnik) musi ocenić, który z dwójki jest oryginałem. Oto i cały twist tego niespecjalnie zaskakującego tekstu. Dopiero W ciemności odpowiada na to, co stało się po zakończeniu Pełni lata, ostatniego opowiadania Diabła na wieży. Domenic mierzy się z konsekwencjami własnego błędu i widać, że to, co się stało, pozostawiło na jego wydawałoby się niewzruszonych psychice i sumieniu trwały ślad. I właśnie ta trauma pośrednio prowadzi do kolejnego dramatycznego w przebiegu śledztwa, w którym, po raz kolejny z winy Domenica, ktoś ginie, a sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. Przy tej okazji młody medyk zmienia swojego niedawnego sojusznika w zawziętego wroga. W Anatomii cudu autorka wplątuje swojego bohatera w masakrę w pewnej karczmie, z której żywy uchodzą tylko medyk oraz jedna nowopoznana kobieta. Okazuje się, że przyczyny tego wydarzenia są nadnaturalne, co daje przyczynek do przemyśleń na temat cudów i tego, czy boska interwencja w tym świecie to zawsze łaska. Tytułowy Diabeł w maszynie jest w pewien sposób opowiadaniem rozdwojonym. Jego rdzeniem fabularnym jest opis podróży Jordana i pewnego tajemniczego i owiniętego bandażami jegomościa w bezpieczne miejsce. W miarę ich podróży czytelnik niejako przy okazji śledzi, jak w przed bohaterami narastają kolejne dylematy moralno-etyczne i jak odbijają się one na postaciach. Ostatecznie okazuje się, że większość tego, co wiadomo, to tylko dym i lustra, a Domenic, z właściwą sobie przenikliwością, dochodzi do sedna sprawy. Zbiór zamyka Majstersztyk traktujący o morderstwach, które od samego początku wyglądają jak świetnie zainscenizowane i przeprowadzone dokładnie tak, żeby zainteresować protagonistę. W miarę rozwoju akcji okazuje się, że za całą sprawą kryje się jednak coś więcej, a fabuła obraca się wokół typowych u Kańtoch tematów: miłości, zemsty, upokorzenia. Książkę wieńczy dość wstrząsające dla czytelnika odkrycie, na którego dokładniejsze wyjaśnienie i możliwe reperkusje przyjdzie poczekać do kolejnej książki.

Choć od poprzedniej części minęło tyle lat, to sam Domenic niezbyt się zmienił. Z jednej strony Kańtoch umiejętnie pokazuje rysy na jego charakterze oraz wątpliwości spowodowane przez śmierć Alais, pogłębione zresztą przez wydarzenia jakie zaszły w zawartych w tym tomie opowiadaniach, co dodaje bohaterowi głębi. Z drugiej natomiast w trakcie czytania dalej wyraźnie widać, że autorka nie odbiegła zbyt daleko od schematów i planu wydarzeń obecnych w poprzednich tomach. Nie jest to jednak poważny zarzut, ponieważ uwypukla to, jak bardzo Kańtoch rozwinęła się pisarsko przez te wszystkie lata. W zbiorze Diabeł w maszynie można wreszcie bez wątpliwości zauważyć i przyznać, że wszystkie przygody Domenica w jakiś sposób się łączą, dzieją się we wspólnej przestrzeni i mają swoje konsekwencje. Także sama budowa opisywanych tu tekstów jest (no, może poza Portretem rodzinnym w lustrze) godna pochwały. Majstersztyk czy Diabeł w maszynie są tekstami złożonymi i wielowarstwowymi, zaskakującymi, które niezbyt łatwo oddają wszystkie swoje tajemnice czytelnikowi. Cieszy zwłaszcza fakt, że pojawia się coraz więcej osób, które stawiają Domenicowi wyzwanie i w ten czy inny sposób są w stanie go zaskoczyć i przechytrzyć, przez co staje się bardziej ludzki, a jego kolejne sprawy mniej przewidywalne. Poza tym, czytanie Anny Kańtoch to, jak zwykle, językowa przyjemność, choć zdarzają się pojedyncze niezręczności w dialogach.

Powrót do przygód Domenica Jordana należy uznać za jak najbardziej udane – mam tylko nadzieje, że kolejne książki z tego uniwersum wyjdą szybciej niż za dekadę.