Dawca Przysięgi. Tom 2
Dalinar Kholin boryka się z tragicznymi wspomnieniami. Nie zmienia to jednak faktu, że jest prawdopodobnie najważniejszym przywódcą politycznym – i religijnym czy, cóż, metafizycznym – na świecie, a od każdej jego decyzji zależą losy tysięcy ludzi. Czy dawny Czarny Cierń będzie w stanie przełknąć dumę i zbudować koalicję, która przeciwstawi się Odium? A może pozwoli, żeby władzę nad nim przejął krwiożerczy Dreszcz?
Zacznę może od wytłumaczenia, że we wstępie napisałem „nieco więcej” w odniesieniu do ilości akcji w drugiej części Dawcy Przysięgi świadomie dobierając słowa, bo i w tym tomie dłużyzn nie brakuje. Wszyscy miłośnicy Archiwum Burzowego Światła z całą pewnością kojarzą ciągnące się dziesiątkami stron zwiady Kaladina. Tak, mimo że stanowi drugą po Dalinarze najważniejszą postać ludzkiej koalicji, Wiatrowy wciąż zajmuje się przede wszystkim lataniem po Rosharze. Tym razem na szczęście Sanderson wybrał dla niego nieco ciekawsze zadanie: wraz z Shallan, Elhokarem i Adolinem wybierają się do Kholinaru, którym włada pewna tajemnicza istota; stolica Alethkaru przypomina żywcem Scree z Herolda zmierzchu – a porównanie to stanowi niezgorszy komplement, bo to miasto było jednym z najlepszych elementów pięciotomowego cyklu powieściowego Toma Lloyda. Nie zmienia to jednak faktu, że bohaterowie najpierw zajmują się zwiedzaniem jednego miejsca, żeby – po kilku czy kilkunastu świetnych scenach, w których akcja zdecydowanie przyspiesza, trup ściele się gęsto, a krew leje litrami – przystąpić do eksploracji Morza Cieni. Cieszy to, że Sanderson dba o zapełnianie mapy Rosharu (i, trzeba mu to przyznać, nowe krainy później wykorzystuje), ale nie ma co się oszukiwać – prawdziwe tygryski najbardziej lubią bezpardonową walkę.
I ta w końcu pojawia się w Dawcy Przysięgi. Autor postanowił zastosować w końcu chwyt typowy dla Stevena Eriksona, do którego bywa porównywany, i zakończyć wszystko wielką rozróbą. Oznacza to mniej więcej tyle, że ostatnie 25% objętości zawiera jakieś 75% najważniejszych wydarzeń całej powieści. Nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, iż to jedne z najlepszych fragmentów Archiwum Burzowego Światła: w końcu powraca to ulotne, aczkolwiek nieodzowne dla heroic fantasy wrażenie, że jednostka za sprawą swego bohaterstwa może zmienić losy świata. W trakcie bitwy dochodzi też do jednego z najważniejszych twistów w dotychczasowej fabule cyklu, który związany jest z długofalowymi planami Odium. Wygląda na to, że nie tylko stronnicy Kholinów muszą liczyć się z zaskakującymi przeszkodami w walce o Roshar.
Niewiele zmienia się w kwestii bohaterów. Wśród tych pierwszoplanowych najciekawszy pozostaje Dalinar – jego długoletnie doświadczenie na polach bitew i niechęć do wojny w połączeniu z olbrzymią władzą polityczną tworzą wyjątkowo wielowymiarową postać. Sanderson konsekwentnie próbuje nadać podobną niejednoznaczność Shallan, ale ta w ostatecznym rozrachunku pozostaje naiwną dziewczyną. Może gdyby autor pozwolił Adolinowi jakoś wpłynąć na jej charakter… Czcze marzenia, bo ich romans – z gościnnym udziałem Kaladina – pozostaje żenująco nudny. Nie sposób porównywać go z relacjami w trójkącie Dalinar-Galivar-Navani; można by odnieść wrażenie, że nad miłosnymi przygodami starszego pokolenia czuwa mistrz, którego przy pokoleniu młodszym próbuje naśladować niezbyt utalentowany uczeń. A, przypomnę dla porządku, to wciąż ten sam Sanderson…
Najwyższy też czas, żeby nieco ciężaru narracyjnego na swoje barki wzięli bohaterowie dotychczas czający się w tle. Jasnah do tej pory tylko wyskakuje co kilkaset stron spod ziemi, żeby okazać się albo najinteligentniejszym z żyjących ludzi, albo najsprawniejszym wojownikiem w armii Alethkaru – Roshar musi w końcu poznać jej słabe strony! Wątek sprena Renarina – a więc i jego samego – Sanderson potraktował w Dawcy Przysięgi po macoszemu. Szkoda, bo miał potencjał, który autor próbował wykorzystać w jednym krótkim rozbłysku – to zdecydowanie zbyt mało dla tego ciekawszego spośród dwóch młodych Kholinów. Niezwykle ucieszył mnie natomiast styl, w którym na scenę powraca Szeth (z wyjątkiem reakcji pozostałych bohaterów na jego pojawienie się – lub, niestety, jej brakiem). Nie pomylę się chyba, kiedy stwierdzę, że ten bohater ma najciekawsze tło fabularne spośród wszystkich postaci – wygląda na to, iż jego pojawienie się w ostatniej części powieści nie jest epizodem, a zapowiedzią większej roli w przyszłości, na co bardzo liczę. Podobno piąty tom cyklu ma koncentrować się na jego historii, szkoda tylko, że przyjdzie nam na niego poczekać. Długo.
Drugi tom Dawcy Przysięgi przypadł mi do gustu nieco bardziej niż pierwszy, choć z całą pewnością ma swoje wady. Nie zmieniają one jednak tego, że Brandon Sanderson jest jednym z najbardziej utalentowanych żyjących pisarzy fantasy, a rozpisane na monumentalną skalę Archiwum Burzowego Światła stanowi jego opus magnum. Jeśli ktoś nie słyszał o tym, iż od jakichś 8 lat powstaje cykl powieściowy o historycznym potencjale, to najwyższa pora się obudzić – cały świat czeka już z niecierpliwością na tom czwarty!
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Cykl: Archiwum burzowego światła
Tom: 3.2
Autor: Brandon Sanderson
Tłumaczenie: Anna Studniarek
Wydawca: MAG
Data wydania: 18 kwietnia 2018
Liczba stron: 656
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7480-912-2
Cena: 49 zł