Czerwony golem

Chaotyczny miks pomysłów

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Czerwony golem
Intrygujący bądź wyjątkowy pomysł może – nawet przy kulejącej fabule tudzież nieinteresujących bohaterach – stać się podwaliną świetnej powieści. Tylko pomysł ten musi zostać zrealizowany co najmniej poprawnie, bez większych luk czy nieścisłości – szczególnie, jeżeli to pomysł na kreację świata.

W Czerwonym golemie autor przedstawia, według okładki, alternatywną "Moskwę lat 30-tych XX wieku". Jeżeli to tylko inwencja wydawnictwa, to robi ona krzywdę pisarzowi, reklamując jego utwór jako coś, czym nie jest. Jeżeli to natomiast zdanie samego autora, to trudno się z nim zgodzić. Z radziecką Moskwą powieściowa metropolia ma wspólne jedynie nieskonkretyzowane położenie na półkuli północnej, obecność Przywódcy oraz tajną policję – wizja ta w niczym nie równa się, choćby w kwestii ilości detali, z tą przedstawioną w powieściach Adama Przechrzty. W mieście tym czytelnik napotka między innymi dwa golemy, które są opisane jako coś całkiem naturalnego (a jednocześnie nic więcej nie wskazuje na to, że są powszechne, wydają się zbędnym dodatkiem). Z nieba od wieków spadają tam martwe anioły, a przez ten czas tylko jeden z nich nie umarł – co to oznacza? Dlaczego nie umarł? Skąd one spadają? Autor nie odpowiada na żadne z tych pytań; czytelnik nie dowiaduje się też nic więcej na temat sił przyrody – które odgrywają dość ważną rolę dla fabuły – ani ich genezy, ani na temat dziwnych umiejętności bohatera, które ujawniają się, oczywiście, w najbardziej potrzebnych momentach. Podobnie niewiele informacji zdradza Higgins o świecie, w którym dzieje się akcja – poza wspomnianymi aniołami, najwidoczniej odgrywającymi ważną rolę, autor zarysowuje jedynie Wielki Odwieczny Konflikt; równie dobrze, przy zaznaczaniu ważkości faktów histo-geograficznych dla powieści, całość mogłaby być zawieszona w jakimś Neverlandzie.

Fabularnie Czerwony golem kilkukrotnie zaskakuje, choćby zwrotami akcji, i wypada pod tym względem przyzwoicie – o ile założenia dotyczące światotworzenia i chaos kreacyjny nie odstręczą czytelnika i będzie on w stanie przymknąć oko na to, że niektóre wydarzenia dzieją się, bo po prostu się dzieją. Trudno na przykład wyjaśnić sobie, dlaczego główny bohater, który jest nikim, zaledwie policjantem z prowincji, może tak długo włóczyć się po mieście i wtykać nos w nie swoje sprawy, będąc jednocześnie niebezpiecznym dla planu głównego złego; a ten ostatni nie podejmuje żadnych prób zlikwidowania go przez większość książki. Absurdalnie wypada również kilkudziesięciostronicowa scena finałowa, która ma miejsce na bagnach – dlaczego w kluczowym momencie idealnie współpracujący duet rozdziela się, ułatwiając przeciwnikom działanie? I skoro są tak dobrze ze sobą zespoleni, to dlaczego w tym kluczowym momencie komunikacja pomiędzy nimi zawodzi? Podobnie jak ich umiejętności tropicielskie? Także sam moment kulminacyjny rozczarowuje – bohaterowie praktycznie przechodzą przez piekło (a czytelnik przez ponad trzysta stron) i nie są ani o krok bliżej do zrealizowania celu, nie wiadomo też wiele więcej na temat działań pozostałych głównych figur rozgrywki.

Dlatego też Czerwony golem nie wciąga na poziomie fabularnym, nie zachęca ani bohaterami, ani rozwojem akcji – a zakończenie jest już wyjątkowo demotywujące (może również dlatego, że nie znalazłem przed lekturą na okładce informacji, że to dopiero pierwszy tom). Możliwe, że jeżeli kogoś przekona kolaż motywów stworzony przez Higginsa, to całość wypadnie znacznie lepiej, a pozostałe mankamenty nie będą tak przeszkadzać. Jednak wydaje mi się, że bez problemu można znaleźć lepsze teksty osadzone w realiach rosyjskich (Przechrzta) lub łączących metafizykę i historię alternatywną (choćby Ektenia z ostatnio wydanych).