Czerwone światło hańby

Haniebna sprawa

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Czerwone światło hańby
Czerwone światło hańby to trzeci tom cyklu opowiadającego o losach irlandzkiej policjantki, Katie Maguire. Jak zwykle u Grahama Mastertona, powieść kręci się wokół brutalnej przemocy i seksu, ale tym razem pisarz nie wplótł w typową dla siebie estetykę żadnych elementów fantastycznych.

Miastem Cork wstrząsa tajemnicze morderstwo. Czarnoskóry mężczyzna został pozbawiony obu dłoni, a jego głowę bezlitosny morderca odstrzelił z bliskiej odległości za pomocą strzelby. Szybko okazuje się, że zmasakrowane zwłoki to ciało lokalnego alfonsa. Detektyw nadkomisarz Maguire musi jak najszybciej zająć się sprawą, ale nie potrafi podejść do niej bezstronnie – w głębi ducha uważa, że ktoś w końcu powinien ukrócić rozpasanie seksbiznesu, który rozplenił się w Cork.

O Czerwonym świetle hańby można powiedzieć jedną dobrą rzecz: w bezpośredni sposób porusza temat ważny i aktualny. Trudno wyobrazić sobie, aby jakikolwiek autor był tak śmiały jak Masterton i w tandetnym, kiczowatym kryminale odważył się pisać o handlu ludźmi, zmuszaniu kobiet do prostytucji i niebezpiecznych związkach pomiędzy władzami a organizatorami seksbiznesu. Szkoda tylko, że powieść sama w sobie jest bardzo słaba.

Pierwszym problemem książki jest całkowity brak napięcia. Przyczyn takie stanu rzeczy jest kilka. Zacznijmy od tego, iż czytelnik nie odczuwa najmniejszego nawet związku z bohaterami. Są oni do bólu sztampowi i czarno-biali, a od tej reguły nie ma żadnego wyjątku. Policjanci dzielą się na tych stojących po stronie Katie (czyli praworządnych) i tych całkowicie skorumpowanych. W Czerwonym świetle hańby nie ma małych oportunistów czy ludzi zdystansowanych. Zresztą trudno oczekiwać, żeby lepsza kreacja bohaterów pozwoliła Mastertonowi zbudować napięcie, bo najważniejszym postaciom nawet przez chwilę (!) nie grozi najmniejsze nawet niebezpieczeństwo. Kryminał, w którym protagonistka ani razu porządnie nie obrywa? Rozwiązanie to wydaje się zupełnie pozbawione sensu.

Lektury nie ułatwia to, że sprawa "tajemniczego” morderstwa rozwiązuje się sama. Zwroty akcji? Nie tutaj. Policjanci wykonują żmudną pracę, przeglądają materiały filmowe i analizują dowody, co może i trafnie oddaje funkcjonowanie wydziałów kryminalnych, ale dla miłośnika literatury gatunkowej będzie śmiertelnie nudne. Katie nie przeprowadza żadnego olśniewającego rozumowania, a konstrukcja fabuły sprawia wrażenie, że bohaterka po prostu podejmuje decyzję o spacerku do miejsca, gdzie przebywa morderca – i tam, o dziwo, go znajduje. Morderca, warto dodać, może i dosyć ciekawy (z jego motywacją wiąże się jedyna drobniutka zagadka w całej powieści), jednak w żaden sposób nie ratuje ogólnego obrazu.

Osobną sprawą jest typowa dla Mastertona estetyka. Jeśli ktoś sięga po jego książkę, nie tylko tę, musi zdawać sobie sprawę, że pisarz uwielbia pisać o seksie i przemocy. Trudno poważnie krytykować to jego upodobanie, ale warto przed nim ostrzec: autor potrafi przejść od sceny namiętnej miłości do brutalnych tortur. Jeżeli nie potraficie tego zaakceptować, to o jego twórczości najlepiej zapomnieć.

Czerwonego światła hańby nie mogę polecić z czystym sumieniem nawet tym, którzy rozsmakowali się w specyficznej prozie Grahama Mastertona. Ta książka jest po prostu nudna, słabo zaplanowana i banalna, a kicz, którym autor zawsze epatuje, nie dodaje jej uroku, a tylko odrzuca. W obłędnie bogatym dorobku pisarza jest mnóstwo lepszych pozycji.