» Artykuły » Inne artykuły » Czerpanie inspiracji z daleka

Czerpanie inspiracji z daleka


wersja do druku

Fantasy osadzone w kulturach niezachodnich

Redakcja: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Czerpanie inspiracji z daleka
Adres artykułu
“Drawing inspiration from further afield: fantasy set in non-Western cultures”


Jedną z pierwszych książek fantasy, jaką przeczytałam, była The Book of Atrix Wolfe Patricii McKillip. Chociaż to absolutnie piękna powieść z rozdzierającą serce fabułą, stanowi ona w dużej mierze przykład tego, co powoli zaczyna mnie irytować w fantasy: sceneria i mechanizmy fabularne są zazwyczaj całkowicie europejskie, czerpią z tradycyjnych baśni (a zwłaszcza z silnej tradycji celtyckiej, jak dowodzi postać Królowej Wróżek i jej małżonka, przywódcy Wielkich Łowów). Na przestrzeni lat, zagłębiając się w gatunek, zdałam sobie sprawę, że większość poznanych scenerii była pseudo-europejska (zwłaszcza pseudo-celtycka, wykonana z różną wprawą i precyzją przez rozmaitych autorów). Mając za sobą, tak jak ja, lekturę rozlicznych książek mitologicznych i powieści historycznych, w których kultury niezachodnie były przynajmniej równe średniowiecznej Anglii pod względem prymatu, wydawało mi się to raczej smutne i nie oddające sprawiedliwości wielkiemu spektrum ludzkiej kultury na całym świecie i w różnych przedziałach historii.

Na szczęście, jedną z innych książek, jakie wcześnie czytałam, było czterotomowe Ziemiomorze Ursuli Le Guin, która, nie zadowalając się odwróceniem tendencji rasowych (jej bohaterowie są brązowoskórzy, zaś źli najeźdźcy wyraźnie aryjscy), obficie czerpała z kultur polinezyjskich, jak również z filozofii azjatyckich (szczególnie zakończenie Czarnoksiężnika z Archipelagu zawsze wydawało mi się znakomicie ilustrować dychotomię yin i yang). Kiedy zaczęłam pisać fantasy parę lat później, chciałam odejść od tradycyjnej pseudo-europejskiej kultury, która wydawała się kręgosłupem większości utworów fantasy osadzonych w nibylandiach (chociaż sytuacja zmieniła się w ostatnim dziesięcioleciu, następowało to bardzo powoli).

Oczywiście, nie tak łatwo znajdować inspirację w starożytnych Chinach czy Meksyku, jak w kulturach europejskich – te drugie są dla mnie odległe przede wszystkim w czasie. Kultura francuska z XV wieku, chociaż się zmieniła, nadal ma wiele punktów wspólnych z kulturą Francji XXI wieku, w której żyję. Większość niezachodnich kultur jest odległa w czasie i przestrzeni (pozostawiam na boku Chiny i Wietnam, które są dla mnie wyjątkowymi przypadkami). Kultura starożytnego Meksyku na przykład ma punkty wspólne z kulturą współczesnego Meksyku – lecz obie są dla mnie całkowicie obce. To sprawiło, że stanęłam przed większym wyzwaniem: musiałam się przystosować do mentalności tak bardzo, bardzo odmiennej od mojej domyślnej.

Dla mnie to najważniejszy krok w czerpaniu inspiracji z innej kultury: jeśli należycie tego nie przemyślę, moi azteccy wojownicy będą brzmieć jak angielscy rycerze w przebraniu i równie dobrze mogłabym nie próbować. To tylko moja opinia; myślę, że to lekceważące brać na warsztat kulturę dla samych egzotycznych atrybutów, nie dokładając nic z jej podstawowych wartości, chociaż jest też kwestia tego, gdzie wytyczyć granicę pomiędzy czerpaniem inspiracji a odtworzeniem dokładnie tej samej kultury w subkreacyjnym fantasy (drażliwy problem, którego zwykle unikam, jako że piszę fantasy historyczną osadzoną w prawdziwym Imperium Azteckim).

Głównym celem podczas rozpoczynania utworu jest przeniesienie na czas pisania mojego zwyczajowego myślenia z Francji XXI wieku do, powiedzmy, piętnastowiecznego Meksyku. Zawsze chcę dojść do momentu, kiedy jest to przeważnie nieświadome: dzięki temu wiem, że nie muszę myśleć o uczynieniu moich postaci takimi, by "wydawały się" Aztekami, zamiast tego mogę skupić się na ich jednostkowych motywacjach i zachowaniu, będąc pewną, że nie każę im powiedzieć czegoś spektakularnie niewłaściwego (jak na przykład wyrażanie ateistycznych idei w kulturze, dla której religia miała charakter fundamentalny). Problem stanowi, jak zauważyłam, moje myślenie: kiedy się nie pilnuję, powraca ono do tego trybu, w którym wyrosłam (myślę, że większość ludzi ma tak samo. Widzenie rzeczy z perspektywy kogoś innego wymaga wysiłku. Nie twierdzę, że to niemożliwe, tylko że to rzadko dzieje się nieświadomie). Oznacza to, że w środku sceny moje postacie mogą zacząć wygłaszać poglądy o równości mężczyzn i kobiet (wspaniała idea, ale całkowicie anachroniczna); albo że zwroty akcji nagle zaczną opierać się na czymś typowo nowoczesnym, jak wiara w wolność jednostki (ponownie, anachroniczne dla epoki). Podczas pisania wolę więc być po solidnej dawce rozważań o danym okresie. To oznacza czytanie. Dużo czytania. Wybieram główne źródła (literatura z epoki); drugorzędne źródła (artykuły naukowe, książki popularnonaukowe); oraz książki dla dzieci (które raczej niewiele miejsca poświęcają ważniejszym szczegółom historycznym, za to są o wiele bardziej skupione na konkretnych detalach codziennego życia, bezcennych dla pisarza). Nie zawsze źródła te rzucają się w oczy: łatwiej znaleźć książki o średniowiecznej Anglii niż o Chinach za panowania dynastii Ming czy o Aztekach. Ale one istnieją, a są jeszcze bardzo nieliczne źródła do znalezienia w internecie (ze zwyczajową poprawką na rzetelność).[1]


Problemem, którego nie miałam, ale który widzę, że się pojawia, jest to, że skoro zamierzałam czerpać inspirację z kultury niezachodniej do pisania fantasy subkreacyjnej, to będę jeszcze bardziej niż zwykle ostrożna, wybierając rozmaite elementy, ponieważ mogą one razem nie tworzyć niczego spójnego. Oczywiście, zawsze istnieje takie ryzyko podczas pisania czegoś pseudo-europejskiego, lecz jako pisarka mam o wiele większe pojęcie o tym, co napędza owe społeczeństwa – w przeciwieństwie do tych bardziej nieznanych, gdzie już mam trudności ze zrozumiałym opisaniem, kto, co i z jakiego powodu robi. Na przykład, jeśli zechcę stworzyć egalitarną aztecką zbiorowość, w której mężczyźni i kobiety mogą robić to samo, i być tak samo doceniani, wtedy prawdopodobnie będę musiała od nowa przemyśleć cały system religijny, jak również większość struktur społecznych (jedną z podstaw społeczeństwa azteckiego jest dychotomia pomiędzy mężczyzną a kobietą, która została przeniesiona na każdy poziom społeczeństwa, choć nie jest to od razu jasne dla przypadkowego obserwatora). Nie mogę przeszczepić piętnastowiecznego Imperium Azteckiego jako scenerii, wprowadzić w nim wielką zmianę i mieć nadzieję, że nic innego się nie zmieni w kwestii politycznej, społecznej i ekonomicznej – to nie zadziała.

Inną rzeczą, na którą trzeba uważać, jest to, że standardowe motywy fantasy (takie jak wyprawa i wybraniec – pobłogosławiony przez Boga bohater) również skłaniają się ku byciu specyficznym dla poszczególnych kultur: są podobieństwa między baśnią chińską i francuską, ale jest też mnóstwo różnic, takich jak nacisk położony na wartość rodziny (tradycyjny chiński bohater, który zaniedbuje starzejącą się matkę, nie byłby dobrym wzorem do naśladowania, podczas gdy europejscy śmiałkowie mogą zostawiać swoje rodziny, by szukać szczęścia i nigdy nie wrócić, bez ryzyka pojawienia się problemu synowskiej niewdzięczności). Wiele znanych mi opowieści z Chin i Wietnamu jest bardzo odmiennych od tych francuskich z danego okresu i uważam, że opłacalnym ćwiczeniem jest przekonanie się, jakie prawa rządzące narracją przeważają w innych krajach świata. Jest takie powiedzenie, że istnieją opowieści uniwersalne, wobec którego jestem skrajnie ostrożna, ponieważ sygnalizuje ono, że zachodni, a zwłaszcza amerykański sposób opowiadania, stał się uniwersalny dzięki kulturalnemu wtargnięciu (Ameryka utrzymuje się na dominującej pozycji, a zatem "eksportuje" swoją kulturalną dominację do wszystkich zakątków globu). Odmienne kultury mają odmienne mity, a ich czytanie często wiodło do wielkiej inspiracji – tak samo jak zachęciło mnie, jako pisarkę, do rozmyślań o nowoczesnych zasadach narracji w celu lepszego zrozumienia tego, co piszemy i jakie ograniczenia możemy na sobie wywierać – i zdecydować się je łamać, jeśli taka moja wola.

Nie będę przeczyć, że to wymagające przedsięwzięcie, które pociąga za sobą mnóstwo pracy u podstaw, bardzo jednak opłacalnej: zgłębianie innych kultur sprawiło, że odkryłam masę interesujących faktów, od ogólnych zasad życia po maleńkie skrawki fajnych informacji. Dodatkowo, skłoniło mnie to do wyjścia poza moją mentalność i odkrycia innych motywów oraz innych sposobów opowiadania historii; poza tym dołożenie małej cegiełki do różnorodności w fantasy pomogło mi rozszerzyć horyzonty jako pisarce – i w końcu stać się dzięki temu lepszą.




[1]Nie wspomniałam o pytaniu ludzi – to bardzo przydatne mieć kogoś, do kogo można się odwołać w sprawie danej kultury, kiedy używa się jej jako współczesnego lub futurystycznego tła (w celu uniknięcia podstawowych pomyłek, takich jak imiona postaci będące niewłaściwymi dla okresu lub klasy społecznej – nie śmiejcie się, widziałam takie w więcej niż jednym opowiadaniu osadzonym we Francji czy Wietnamie). Do fantasy z zapleczem historycznym znalezienie takich osób jest odrobinę bardziej skomplikowane: można mieć kogoś z rozpatrywanej kultury, by uniknąć wspomnianych skandalicznych pomyłek, ale jeżeli naprawdę chce się mieć więcej pożytku, trzeba znaleźć kogoś obeznanego w danym okresie (jeśli dorwie się przypadkowych Wietnamczyków, prawdopodobieństwo, że będą mogli opowiedzieć o codziennym życiu na dworze piętnastowiecznej dynastii Lê, będzie raczej niskie).

-----------------------------------------------------------------

Aliette de Bodard jest pisarką fantasy i science fiction (bardzo rzadko także horrorów). Jest zdobywczynią nagrody BSFA za najlepsze opowiadanie, jak również nagrody w konkursie Writers of the Future. Poza tym była nominowana do Hugo, Nebuli i Nagrody Campbella.

Jej debiutancka powieść, Servant of the Underworld, aztecki kryminał fantasy, ukazał się nakładem wydawnictwa Angry Robot. Od stycznia dostępna jest jego kontynuacja, Harbinger of the Storm, zaś na listopad zapowiadany jest tom trzeci, Master of the House of Darts.

Jej opowiadania pojawiły lub wkrótce się pojawią w kilku miejscach, między innymi w Interzone, Realms of Fantasy, Asimov's oraz The Year's Best Science Fiction.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


jakkubus
    Czerpanie inspiracji z daleka
Ocena:
0
Artykuł nawet dość ciekawy, choć sama idea nie najlepsza. Owszem dobrze jest czerpać inspiracje z obcych kultur, ale najlepiej skupić się na swoim kręgu kulturowym. Dlaczego? Otóż właśnie dlatego, że są obce. Samo wrzucenie dżina do opowiadania nie sprawi, że będzie ono miało klimaty Tysiąca i jednej nocy jeśli większość bohaterów nazywa się John, czy William. Przykład? Anime ,,Demonbane". Niby inspirowane Lovecraftem, ale i tak wszystko sprowadza się do nieletnich dziewczynek i naparzanek w wykonaniu wielkich robotów. Tak samo Japończycy zakochali się w świętach Bożego Narodzenia (ichniejsze Kurisumasu). Co z tego wyszło? Ukrzyżowany Św. Mikołaj. Dlatego jeśli nie ma się fioła na punkcie Japonii, może lepiej zostawić samurajów i wrócić do rycerzy.
Poza tym lepiej (i co ważniejsze głębiej) znamy to co ,,tutejsze". Świetnym przykładem będzie tu ,,Wilczarz" Marii Siemionowej.
Podsumowując: Czerpanie inspiracji z daleka? Tak, ale raczej jako smaczek niż główna treść.
31-08-2011 16:49
Gol
   
Ocena:
0
Strasznie karkołomna praca, ale może wyjdzie z tego coś ciekawego choć ciężko mi sobie wyobrazić by można było napisać kompletne fantasy historyczne w kulturze w której się nie myśli i nie mówi. Z innej strony to w końcu fantasy pisane raczej dla Polków a nie książka historyczna ;]
01-09-2011 11:45
~lemon

Użytkownik niezarejestrowany
    @ Gol
Ocena:
0
Do czego (jakiej książki) odnosi się Twoja wypowiedź?
01-09-2011 16:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.