Czarnoskrzydły

Nie ma emocji na pustkowiu

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Czarnoskrzydły
Gdy sięgam po fantastykę, moją ciekawość zawsze budzi przedstawiony świat, bohaterowie, którym będziemy towarzyszyć czy przygody, jakie przyjdzie nam z nimi przeżyć. A co jeśli zabraknie podstawowego pierwiastka – emocji?

Niegdyś Republika oraz Wschodnie Imperium toczyły wojnę, którą przerwało pojawienie się na scenie Maszynerii, niezwykle potężnej broni stworzonej przez władającego magią Nalla. To za sprawą jej uderzenia powstało Nieszczęście, gdzie zapuszczają się tylko ludzie zdesperowani lub niespełna rozumu, gdyż przestrzeń pełna wynaturzeń i demonów nie tylko budzi respekt, ale także stanowi bufor bezpieczeństwa pomiędzy zwaśnionymi stronami. A przynajmniej tak się wydawało do momentu, gdy Maszyneria odmówiła posłuszeństwa podczas odpierania ataku roboli, czyli ludzi, którzy zostali przemienieni w coś na wzór zombie. W następstwie tego wydarzenia Ryhalt Galharrow, kapitan Czarnoskrzydłych, niewielkiej organizacji działającej obok wojska, otrzymuje zadanie zdemaskowania zdrajców. Z kolei Imperium dostrzega szansę na przełamanie wojennego impasu.

W powieści Eda McDonalda z łatwością można wyróżnić szereg wad i niedoróbek, zarówno tych wynikających z nie do końca przemyślanych pomysłów, jak i nieudanej realizacji ciekawszych koncepcji. W największym stopniu doskwiera brak interesujących bohaterów i ten zarzut tyczy się również Ryhalta Galharrowa. Protagonistę pokazano jako wielbiciela mocnych i podłych trunków, który staje do walki i pozbywa się buntowników bardziej z poczucia obowiązku i strachu przed zwierzchnikiem, niż z pobudek moralnych. Kapitan Czarnoskrzydłych to hardy wojownik, wręcz twardziel, ale oczywiście w głębi ducha kryje w sobie także pozytywne uczucia, którym czasem pozwala dojść do głosu. Tylko co z tego, skoro w efekcie Ryhalt nie budzi ani sympatii, ani niechęci i w gruncie rzeczy jest dokładnie nijaki?

Ten zarzut tyczy się zresztą całej powieści. Wielokrotnie odnosiłem wrażenie, jakby pisarz współpracował ze zbyt pobłażliwymi redaktorami. Początkowe kilkadziesiąt stron to droga przez mękę, usłana terminami i nazwiskami rzucanymi w nadziei na zaintrygowanie czytelnika tajemnicami, oraz niewybrednym humorem przewijającym się w co najwyżej przeciętnych dialogach. W dodatku sceny akcji, z założenia mające pobudzić czytelnika, szybko stają się miałkie i usypiające. Nic w tym dziwnego, bo niby dlaczego komuś miałoby zależeć na losach fikcyjnych postaci, których nie miał czasu lepiej poznać, albo które poznał i nie wzbudziły w nim one żadnych uczuć?

Sporo narzekam, lecz są też elementy nie pozwalające całkowicie stracić nadziei na bardziej udaną kontynuację. Może się podobać kreacja Nieszczęścia, w tym jednym przypadku niedopowiedzenia zadziałały na korzyść autora. To teren skażony i ponury, gdzie wędrują jedynie najwięksi twardziele lub desperaci i we właściwy sposób współtworzy zawiesistą atmosferę, gdy tam rozgrywa się akcja. "Ponury" jest słowem bodaj najtrafniej opisującym świat przedstawiony. Od pierwszych stron nad losami bohaterów wisi widmo beznadziejności ich codziennego bytu i braku nadziei na lepsze jutro. Pozostaje żałować, że McDonald zaniechał szerszego rozbudowania tejże wizji i właściwie poza Nieszczęściem niewiele dowiadujemy się o rzeczywistości otaczającej Ryhalta. Wnioskując po początku powieści, łatwo o stwierdzenie, że pisarz nie chciał za szybko odsłaniać kart i w ten sposób zainteresować czytelnika, ale przyniosło to więcej negatywnych niż pozytywnych skutków.

W końcówce Ed McDonald rozwija Czarnoskrzydłego w powieść lepszą niż mogłoby się wydawać po powyższych akapitach, lecz czyni to na tyle późno, że nie sposób z czystym sumieniem polecić ją komuś innemu niż najbardziej wyposzczonym fanom fantastyki. Przebija z niej zbyt dużo nijakości, za którą dopiero gdzieś w oddali kryje się solidne czytadło. Wiele elementów kłuje w oczy albo pozostawia czytelnika całkowicie zobojętniałego na losy postaci. Z łatwością nasuwa się wniosek, że w nakreślonych losach bohaterów i świata zabrakło przede wszystkim emocji.