» Recenzje » Cudzoziemiec w Olondrii

Cudzoziemiec w Olondrii


wersja do druku

Czytam, więc jestem; piszę - zatem kreuję

Redakcja: Piotr 'Clod' Hęćka

Cudzoziemiec w Olondrii
Zarówno podróżnicy realni, jak i ci, którzy odbywają swe eskapady tylko w wyobraźni, bardzo często opisują na kartach swych powieści zetknięcie się z innymi kulturami. Czasami przebiega to na zasadzie szoku, innym razem – łagodnej symbiozy lub komensalizmu. Zawsze jednak pierwszym elementem jest zaskoczenie połączone z nutą ciekawości, tudzież odrobiną lęku. Sofia Samatar w swej debiutanckiej powieści Cudzoziemiec w Olondrii łączy ze sobą wszystkie możliwe, przypuszczalne, jak i te przekraczające granice wyobraźni elementy owego kontaktu, by wykreować opowieść, która budzi zachwyt swą złożoną koncepcją, gdy każdy jej element wycyzelowany jest niczym filigran.

Już pierwsze zdanie powieści wprowadza czytelnika w charakterystyczny nastrój, który towarzyszyć mu będzie aż do końca lektury. Pozornie proste: "kiedy byłem cudzoziemcem w Olondrii, nic nie wiedziałem o splendorze jej wybrzeży, ani o Bainie, Portowym Mieście, którego światła i barwy wylewają się na ocean na podobieństwo  wodospadu róż", niesie za sobą tak wiele znaczeń, odciska się piętnem w umyśle odbiorcy, delikatnym co prawda, lecz będzie ono się pogłębiać z każdą przeczytaną kartą powieści. Kryje w sobie nie tylko wartości stricte informacyjne, lecz jest wyznacznikiem jednej z cech osobowości narratora – bohatera zafascynowanego odmiennością i pięknem, szukającego ich w każdym aspekcie rzeczywistości, który jednocześnie jest poetą. Jevick z Tyomu – gdyż tak brzmi miano tkającego ową historię – syn plantatora pieprzu z Wysp Herbacianych, po dramatycznej śmierci ojca musi przejąć jego obowiązki, zaś najistotniejszym z nich jest regularnie odbywana podróż handlowa do Olondrii, gdzie należy dopilnować interesów. A jako że młodzieniec od dawna zafascynowany jest tą krainą, którą to ciekawość podsycił Lunre – pochodzący z niej nauczyciel, wdrażający Jevricka w arkana jej kultury, literatury i sztuki – owa eskapada jawi się Jevickowi jako przygoda życia. O tym, jak silnie wstrząśnie ona posadami jego świadomości młody kupiec przekona się dopiero wówczas, gdy ją zakończy.

Przyjdzie mu bowiem doświadczyć wielu, zarówno fizycznych, jak i metafizycznych przeżyć. Stawić czoła przeciwnikom materialnym, których działaniami kierują zwykłe, ludzkie emocje (co prawda wyolbrzymione i odziane, gwoli niepoznaki, w górnolotne i wielce pokrętne argumenty), dotknąć sfery graniczącej z sacrum, obcować z bytami, których istnienie trudne jest do interpretacji, lecz przede wszystkim odkryć meandry własnego umysłu i rozwikłać (wszak nie każdy jest Aleksandrem) istny węzeł gordyjski własnej duszy. Ową wielopłaszczyznową podróż można by interpretować w sposób stricte "turystyczny", filozoficzny, duchowy, obyczajowy – to tylko garść opcji, które stanowią klucz do szkatuły pełnej skarbów, jaką jest powieść Samatar. A każdy z nich autorka precyzyjnie doszlifowała, tu nie ma wątków niedopracowanych, czy też znienacka porzuconych. Poszczególne trybiki łączą się z kolejnymi, tworząc integralną część precyzyjnej struktury, której rozmach zadziwia.

Pisarka bawi się formami literackimi, jednakże nie jest to ich proste powielenie i dopasowanie do struktury tekstu, lecz nadanie im charakterystycznej jakości, rysu, który jest wyznacznikiem stylu, w jakim Cudzoziemiec… został wykreowany. To pamiętnik obserwatora o zacięciu kulturoznawcy, który stara się być w miarę obiektywny w swych opisach, ujęty w stylu Periegesis tes Hellados Pauzaniasza, gdy fakty sprzężone są z mitami i legendami. Osobisty dziennik pisany emocjami, gdy nie ma pewności, czy tworzył go mistyk, czy też szaleniec. Powieść szkatułkowa, w której jedna historia wykluwa się z kolejnej, budząca skojarzenia z Opowieściami sieroty pióra Catherynne M. Valente. Portret miasta w całym swym splendorze i chwale, jak również plugawości, mroku i destrukcji, niczym wizerunek Ambergris upamiętniony przez VanderMeera. Traktat filozoficzny, katalog dzieł literackich, powieść społeczno-obyczajowa, psychologiczna dysertacja, dyptyk moralno-religijny, tragiczna historia miłosna, studium ksenofobii, zawiła intryga polityczna; zbiór mitów, podań i legend…

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Takie bogactwo form nie dziwi, kiedy czytelnik uświadomi sobie, o czym w istocie traktuje Cudzoziemiec w Olondrii, gdy odrze się go z tak umiejętnie dopasowanych ozdobników. To książka o książkach, pean pochwalny literatury, która ma moc zarówno kreacyjną, jak i destrukcyjną, stanowi cel poszukiwań i drogę do niego, pytanie i odpowiedź zazębiające się, niczym sploty Ouroborosa. I, co najważniejsze – w wizji Samatar książki stanowią kwintesencję jut – duszy zewnętrznej, pojmowanej wedle systemu religijnego, którym posługuje się Jevick, jako jednocześnie fizyczne i nadprzyrodzone dopełnienie niemal każdego człowieka. Ich czytanie daje możność jej wzbogacenia i przekształcenia, zaś pisanie może być mistycznym aktem ofiarowania nowej tchanavi – tym, którzy jej nie posiadali. Zwłaszcza, gdy czyni się to w formie vallon, "komnaty słów" – jakże piękne określenie pamiętnika, który jest czymś znacznie więcej, niźli jedynie zbiorem wspomnień. I ten dominujący motyw prozy autorki najgłębiej mnie poruszył, szczególnie biorąc pod uwagę sposób, w jaki go zinterpretowała.

Dwójka protagonistów: Jevick – kulturalny, elokwentny, panujący nad swymi emocjami, ciekawy świata, gotów garściami czerpać wszystko, co oferuje mu los, będący z racji swej profesji na z góry uprzywilejowanej pozycji. I Jissavet, którą poznał na statku żeglującym ku Bain  – niepiśmienna dziewczyna naznaczona piętnem śmiertelnej choroby, rozpaczliwie próbująca przeżyć czas, który jej jeszcze pozostał w taki sposób, by doświadczyć skondensowanej dawki umykającej egzystencji, łapczywie chwytając się każdej ku temu okazji. Na pozór krańcowo od siebie odmienni – woda i ogień, lecz, gdy ich bliżej poznajemy, okazują się bardzo do siebie podobni, z całym bagażem traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa, oczekiwaniami na nowe doznania, tragedią wpisaną we własną przyszłość. Lecz owo ujawnienie nastąpi dopiero w dramatycznej chwili, gdy ich drogi po raz kolejny się ze sobą zetkną, już po śmierci młodej kobiety.

Anioł-dusza i jej prorok. Wina, kara i odkupienie. Zapętlenie się w relacji, na pozór prowadzącej donikąd, nie posiadającej rozwiązania innego, niż ostateczne, którego cena wydaje się nazbyt wysoka. Jevick, wedle archetypicznego rytuału przejścia, pokonuje kolejne przeszkody, by na koniec – właśnie, czy cel który osiągnął można określić mianem satysfakcjonującego, czy też stwierdzić, iż nie mógł być inny? Samatar nie postępuje łagodnie ze swoimi bohaterami, jakby czuła wewnętrzny determinizm, by poprowadzić losy swych protagonistów w konkretny sposób, nawet jeśli wzbudziłoby to sprzeciw czytelników, ba – wywołało u niej samej psychiczny dyskomfort. Ta opowieść nie mogła zakończyć się w żaden inny sposób, taka jej wersja jest perfekcyjna. Młody kupiec u kresu swej wędrówki, która zatoczyła pełen krąg, powraca całkowicie zmieniony, choć owa przemiana najwyrazistsza jest w aspekcie emocjonalnym. Chłopiec stał się mężczyzną; uczeń – nauczycielem.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Kameralna historia tej dwójki skontrapunktowana została zawiłą intrygą rozgrywającą się na skalę światową. Walkę pomiędzy dwoma dominującymi w Olondrii frakcjami religijno-politycznymi: wyznawcami surowej i posępnej wiary w Kamień, narzucającymi swe poglądy metodami Świętej Inkwizycji, oraz czcicielami bogini miłości i śmierci Avalei, gloryfikującymi życie w każdym z jego przejawów – rozkwitu i uwiądu, i orgiastycznie oddającymi cześć swemu bóstwu. Pomimo odmiennych dogmatów, dążenia ich są identyczne – władza i bynajmniej nie duchowe korzyści z nią związane. Kapłani i kapłanki, by swe cele osiągnąć, rozgrywają na rzeczywistej "mapie" partię szachów, nie wahając się posuwać do oszustw, manipulacji i poświęcania kolejnych figur. A jednymi z bardziej istotnych są Jevick i Jissavet. Sama zaś religijna wierchuszka sportretowana na kartach Cudzoziemca… to ironiczny, lecz znakomicie oddany wizerunek ludzkich małości, żądz, perwersji, egoizmu, chciwości, pogardy, zadufania w sobie i innych rozlicznych wypaczeń – aż prosi się zacytować Kaczmarskiego: twarze, jak katalogi zboczeń.

Tłem dla tych wydarzeń jest wielowymiarowy i z barokowym przepychem nakreślony świat, który Jevick przemierza w swych peregrynacjach. Opisy tak plastyczne, iż nawet osoba, której wyobraźni nie staje, bez trudu ujrzy opisywane przez Samatar miejsca, zwłaszcza że iście malarskie studia każdej z kolejnych lokacji ujęte są odmiennie, zmieniają się nie tylko "okoliczności przyrody", lecz i język, jakim pisarka się posługuje, by odmalować je w słowach. Każda przedstawiona na kartach powieści kraina może budzić skojarzenia z konkretnymi, znanymi z naszej rzeczywistości miejscami. Dla mnie Tyom, z którego wywodzi się Jevick to fantastyczna wersja Indonezji, Olondria stanowi dalekie echo Indii, zaś Kiem, miejsce urodzenia Jissavet, jest nawiązaniem do realiów Afryki. I nie tylko w wersji folklorystycznej, lecz i z całym bagażem religijno-obyczajowo-społecznym. Skoro napomknęłam o opisach, należałoby również wspomnieć o kunszcie literackim autorki. Pisze w sposób zaiste magiczny, rzucając na czytelnika nieprzeparty urok, każde słowo poraża swą celnością, ich splot stanowi tkaninę stworzoną przez prawdziwego mistrza.

Nie bez kozery Cudzoziemiec w Olondrii został wydany pod szyldem Magowej Uczty Wyobraźni, jest wszak wyrafinowanym przysmakiem godnym najbardziej wysublimowanego czytelniczego podniebienia. Moja opinia na temat tej powieści będzie nacechowana mocnym subiektywizmem, gdyż już od dawna żadna książka nie rezonowała aż tak silnie z moją świadomością. Lecz starając się mimo wszystko ocenić ją obiektywnie – jestem przekonana, że każdy, kto po nią sięgnie, doceni jej wielowymiarowość, przejmująco ukazany świat i bohaterów, odbywających katharsis na miarę swoich czynów. Ergo – proza Samatar porusza i nie da się wymazać z pamięci.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.5
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 1

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Cudzoziemiec w Olondrii (A Stranger in Olondria)
Autor: Sofia Samatar
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawca: MAG
Data wydania: 21 listopada 2014
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Format: 135x205 mm
Seria wydawnicza: Uczta Wyobraźni
ISBN-13: 978-83-7480-457-8
Cena: 39 zł



Czytaj również

Cudzoziemiec w Olondrii
Czytelnik cudzoziemcem
- recenzja
Skrzydlate opowieści
Pusta poezja
- recenzja
Przedrzeźniacz
Głos własnego sumienia
- recenzja

Komentarze


Capricornus
    Bohaterowie się mnożą, a autorka zmienia nazwisko
Ocena:
0

Z całym szacunkiem dla osób odpowiedzialnych za recenzję, warto byłoby trzymać się właściwego imienia bohatera, bo nonszalancja w tym względzie wprowadza w błąd, szczególnie osoby, które książki jeszcze nie czytały. Bohater ma na imię tylko i wyłącznie Jevick. A w tekście w jednym akapicie pojawia się ni stąd ni zowąd "Jevers, wedle archetypicznego rytuału przejścia, pokonuje kolejne przeszkody", w innym "Tłem dla tych wydarzeń jest wielowymiarowy i z barokowym przepychem nakreślony świat, który Jerves przemierza w swych peregrynacjach". Skąd się to wzięło, zachodzę w głowę. I jeszcze błędy w nazwisku autorki: pięć razy "Samtar" zamiast "Samatar". Ludzie ogarnijcie się!

21-01-2015 00:05
Scobin
   
Ocena:
0

Poprawione.

22-01-2015 23:25

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.