Cryptonomicon
Akcja Cryptonomiconu toczy się dwutorowo. Pierwszy z wątków przenosi nas w realia drugiej wojny światowej: Lawrence Pritchard Waterhouse, genialny matematyk, zostaje wcielony do supertajnej jednostki 2702, której zadaniem jest ukrycie przed Niemcami faktu, że Alianci złamali szyfr Enigmy. Druga linia czasowa osadzona natomiast została w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to Randy Waterhouse, wnuk Lawrence'a, wraz z przyjaciółmi zakłada firmę, która zaczyna jako dostawca Internetu radiowego w Manili, by szybko zacząć skręcać w kierunku coraz bardziej ambitnych i o wiele bardziej ryzykownych projektów.
Co łączy owe linie czasowe (poza pokrewieństwem między bohaterami)? Miło byłoby wiedzieć, ale autor nie śpieszy się z wyjawieniem tego – dopiero około pięćsetnej strony, kiedy większość powieści zmierzałaby już ku końcowi, tu zaczyna wyłaniać się jakiś związek między nimi. Nie to jednak powodowało, że podczas lektury zgrzytałem zębami z frustracji – największą bolączką fabuły Cryptonomiconu jest bowiem jej rozcieńczenie.
Jak na powieść liczącą bez mała tysiąc stron, dzieje się tu zatrważająco wręcz mało ważnych rzeczy. Śledzimy bardzo liczne wątki, z których olbrzymia większość nie ma żadnego wpływu na resztę fabuły. Są tu sceny, a nawet całe rozdziały, które nie prowadzą do niczego. Znajdziemy tu między innymi taki poświęcony niemal w całości fetyszowi pończoch jednego z bohaterów pobocznych – który to (zarówno bohater, jak fetysz) nie odgrywa żadnej roli w intrydze. Inny poświęcony został z kolei nietypowemu sposobowi podziału spadku wymyślonemu przez ojca Randy'ego, który również nie wpływa na ciąg dalszy wydarzeń – i na tym nie koniec, jeśli chodzi o zbędne wypełniacze. Gdyby chcieć zachować tylko te rozdziały, które faktycznie posuwają akcję do przodu, a potem oczyścić je z piętrowych dygresji, barokowych ozdobników i niewiele wnoszących dialogów, to całość historii – która okazuje się ostatecznie bardzo prosta, niezbyt interesująca i (momentami) koszmarnie wprost nielogiczna – mogłaby zostać skompresowana do dwustu, góra trzystu stron.
Trzeba jednak oddać autorowi sprawiedliwość, że przynajmniej część owych dygresji bywa interesująca. Przy ich okazji Stephenson omawia od czasu do czasu interesujące koncepcje matematyczne, przedstawia fakty historyczne lub rozmaite ciekawostki – a robi to z niedającą się ukryć pasją i wielką lekkością, dzięki czemu nawet wywody poświęcone złożonym problemom czyta się sprawnie i z przyjemnością. Pewien problem stanowi jednak fakt, że część z anegdot jest zmyślona, przez co momentami trudno osądzić, co jest faktem, a co jedynie wizją autora. Jeżeli dodać do tego kilka błędów merytorycznych, które wyłowiłem podczas lektury, sugerowałbym raczej, by nie brać żadnej znalezionej w tej powieści informacji za pewnik. Poza tym podczas lektury napotkamy też sporo przemyśleń autora na rozmaite tematy – od wolności (rozumianej na rozmaite sposoby – ale głównie jako niezależność od rządu Stanów Zjednoczonych i jego instytucji), poprzez prawo do noszenia broni (które jest kluczowe dla owej wolności), przyczyny ludobójstw i sposoby zapobiegania im (polegające głównie – niespodzianka – na uzbrajaniu obywateli), aż po różnice między płciami. Przemyślenia owe bywają interesujące – autor wykazał się przykładowo niezwykłą wizją w kwestii rozwoju walut cyfrowych i ich roli w społeczeństwie – ale bywają też zwyczajnie nudne, kiedy próbuje się nimi zastępować fabułę.
Kreacja postaci stoi na przyzwoitym, choć nie wybitnym poziomie. Bohaterów daje się lubić, lecz momentami trudno w nich widzieć prawdziwe osoby – szczególnie w starszym Waterhousie, którego kreacja momentami przeistacza się w karykaturę samej siebie. Piętrowe dygresje w fabule sprawiają też, że mamy okazję obserwować ich w naprawdę rozmaitych, często bardzo nietypowych sytuacjach, dzięki czemu nabierają głębi i złożoności.
Pod względem językowym powieść jest więcej niż dobra. Opisy czyta się gładko, dialogi są wiarygodne i sprawnie poprowadzone, a humor niewymuszony. Kolejne akapity czyta się dzięki temu gładko i bez potknięć, co pozwala sprawnie sunąć przez powieść – jak się zdaje, tylko dlatego dałem jakoś radę dobrnąć do końca.
Cryptonomicon był dla mnie lekturą niezmiernie frustrującą. Każda scena traktowana jako niezależna całość jest napisana bardzo dobrze i czyta się ją świetnie – bardzo szybko pojawia się jednak odczucie, że to droga donikąd, wypełniona ślepymi zaułkami i zalana całym oceanem wody. Jeżeli ktoś już sięgnie po tę powieść, polecam przyjmować ją w małych dawkach – na tyle, by nacieszyć się stylem, ale nie dość, by zmęczyło go poczucie bezcelowości lektury.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Autor: Neal Stephenson
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Wydawca: Mag
Data wydania: 15 lipca 2022
Liczba stron: 1004
Oprawa: twarda
ISBN-13: 9788367353038
Cena: 69 zł