Cieplarnia

Fantastyka nienaukowa

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Cieplarnia
Cieplarnia formalnie rzecz biorąc należy do gatunku science fiction. Jednakże, choć fikcji jest tu pod dostatkiem, to na nadmiar nauki nie ma tu co liczyć.

Odległa przyszłość. Słońce stopniowo puchnie, zbliżając się ku kresowi swojego istnienia; Ziemia przestała obracać się wokół własnej osi, zaś całą jej słoneczną stronę porasta splątany gąszcz figowca kontynentalnych rozmiarów. W dżungli owej żyje wiele dziwnych i niebezpiecznych stworzeń – oraz człowiek, skarlały i zdziczały, marny cień swojej dawnej świetności. Grenowi, niepokornemu członkowi jednego z ludzkich plemion, na skutek splotu okoliczności przyjdzie zwiedzić kawał świata i przy okazji poznać odpowiedzi na pytania, których nigdy nie przyszło mu do głowy zadać.

Cieplarnia to dziwne SF. W przedmowie Neil Gaiman opisuje ją jako prekursorkę Nowej Fali, w której pisarze odeszli od twardej nauki i skupili się na eksperymentowaniu. Ja posunąłbym się dalej i zaklasyfikował ją jako nietypowe fantasy – bohater przemierza tu niezwykły, obcy czytelnikowi świat i napotyka groźne lub tajemnicze istoty, a wszystko to działa bardziej dzięki magii niż logicznym ciągom przyczyn i skutków. Niekoniecznie musi to być wada, jednak miłośnicy SF mogą się poczuć rozczarowani, bowiem podejście Aldissa do faktów naukowych trudno nazwać choćby luźnym – w kreacji świata pojawia się wiele dziur, oczywistych przekłamań i rozwiązań, które tylko z nazwy nie są czarami, jak kosmiczne promienie czy pamięć gatunkowa.

Najmocniejszą stroną omawianej pozycji jest bogactwo wyobraźni jej autora. Na jej kartach napotkamy wiele niezwykłych stworzeń, tak roślinnych jak zwierzęcych, nietypowych kultur, ciekawych widoków. Nie wszystkie z tworów Aldissa błyszczą – wiele z nich to po prostu lekko zmodyfikowane, istniejące stworzenia – ale są takie, które budzą szczery zachwyt.

Niestety fakt, że autor tak bardzo skupił się na kreowaniu owego barwnego tła sprawia, że cała reszta jest nieco pretekstowa. Fabuła nie powala: bohaterowie są rzucani z miejsca na miejsce na skutek kolejnych przypadków i splotów okoliczności, sami pozostają w zasadzie bierni. Oglądamy więc kawał świata, jednak dzieje się mało, przez co powieść momentami nudzi, szczególnie pod koniec. Co więcej, zdecydowana większość wątków i wydarzeń jest całkowicie pozbawiona znaczenia dla całości, przez co nie raz i nie dwa miałem poczucie, że autor marnuje mój czas, nawet pomimo tego, że powieść jak na współczesne standardy jest bardzo krótka.

Nie zachwycają również postacie. W uniwersum Cieplarni ludzie na powrót stali się czymś podobnym małpom, tracąc wiele ze swego intelektu, co odciska swoje piętno na ich kreacji. Osobowości Grena i spółki są płytkie, ledwie zarysowane – co oczywiście może zostać uznane za wiarygodne, ale biorąc pod uwagę, że większa część tego, co nie jest opisem przyrody, to dialogi, bywa też męczące. Najbardziej w przypadku brzunio-brzusiów, niezdarnych i tchórzliwych towarzyszy Grena – z posłowia dowiadujemy się, że pierwotny wydawca naciskał, by usunąć te postacie, jednak autor uparł się, by zostały jako element humorystyczny. Mogę jedynie żałować, że Aldiss nie ugiął się pod naciskami, gdyż ten sam żart powtarzany za każdym razem, gdy otwierają usta, szybko robi się męczący.

Cieplarnia to powieść, która nie każdemu przypadnie do gustu – a w mój nie wstrzeliła się w ogóle. Pretekstowa fabuła i płaskie postacie sprawiły, że lektura mi się dłużyła, a bogactwo wykreowanych przez autora roślin, zwierząt i krajobrazów nie było mi w stanie tego wynagrodzić. Jednak czytelnik, który najbardziej ceni sobie oryginalność realiów, znajdzie tu coś w sam raz dla siebie.