Cienioryt
Jesteśmy w Serivie, stołecznym mieście państwa przypominającego siedemnastowieczną Hiszpanię. Słuchamy historii Arahona, człowieka o długim, wieloczłonowym nazwisku, który należał niegdyś do nielicznej grupy młodych i sławnych szermierzy (ciśnie się na palce: "muszkieterów", mimo że to jednak nie do końca Dumas). Koło historii się obróciło i dziś mężczyzna z trudem wiąże koniec z końcem, prowadząc małą szkołę fechtunku, a oprócz tego przyjmując różnorakie zlecenia. Jedno z nich zawiedzie go daleko – w sam środek intrygi, w której uczestniczą niezwykle groźni i potężni gracze. My zaś, poznając Serivę razem z Arahonem, dowiemy się też niemało o tym, co różni jego uniwersum od naszego. Wkroczymy w realia, w których pod jasnym, słonecznym światem tkwi świat cieni, dostępny tylko dla odpowiednio wyszkolonych ludzi, obcy i niebezpieczny. Przede wszystkim jednak weźmiemy udział w sprawnie skrojonej, szybkiej i niejednokrotnie zaskakującej fabule.
Powieść jak film
Cienioryt to książka, która aż prosi się o ekranizację. Pełno w niej zwrotów akcji, pełno też widowiskowych scen, takich jak dynamiczne walki Arahona z przeważającymi liczebnie przeciwnikami, nadzwyczaj pomysłowo poprowadzone (przykładem może być starcie, w jakim każdej kolejnej śmierci towarzyszy wzmianka o nazwisku umierającego i jego dokonaniach). Kilka postaci – oprócz tytułowego bohatera w pierwszej kolejności Czarny Książę, Legion, Gert oraz długo skrywany główny antagonista – jest na tyle charakterystycznych i kompetentnych, iż łatwo kradną dla siebie światło reflektorów, a czegóż innego potrzeba w tej konwencji (pisząc w potocznej angielszczyźnie, nie powstrzymałbym się przed słowem badass, wyrażającym chyba wszystko, o czym była mowa w tym zdaniu). Zdarzają się też zgrabne rekwizyty, takie jak cieństrzelby lub gogle ochronne używane w ciemnym świecie, chociaż jest ich nieco za mało, aby sięgnąć po termin shadowpunk. Może w kolejnych tomach, jeśli takowe powstaną – aczkolwiek wywiad sprzed czterech miesięcy sugerowałby, iż Piskorski kontynuacji nie planuje.
Filmowa konwencja płaszcza i szpady zaznacza się w książce tak mocno, że te komponenty narracji i świata przedstawionego, które się w nią nie wpisują, są pewnym zgrzytem. Myślę tutaj na przykład o szczegółowym, wieloakapitowym opisie tortur dawnego królobójcy, albo o paru pojedynczych wulgaryzmach. Gdyby takie składniki powieści służyły spójnemu przekształceniu jej konwencji, byłyby przydatne. Teraz jednak przeszkadzają w płynnej lekturze, nie pełniąc żadnej widocznej funkcji (gdyby miały zaczerniać świat utworu, musiałoby być ich więcej). Odmiennie ma się sprawa z konsekwentnym zwiększaniem rozmachu, które nietrudno dostrzec w drugiej księdze (części), gdy na scenę pada cień wielkiej polityki, wzrasta fabularna i narracyjna rola krainy cieni, a także uwidacznia się prawdziwa potęga pewnych postaci. Cienioryt idzie tutaj drogą wyznaczoną w kulturze chociażby przez Piratów z Karaibów. Cechuje się ona stopniowym przerabianiem opowieści awanturniczej – rozgrywanej w małej bądź średniej skali – w historię typu epopeicznego, która nadaje bohaterom kluczowe znaczenie w konfliktach obejmujących cały świat (tak jak w podgatunku epic fantasy). Widać to również w wypowiedziach narratora: w pierwszej księdze parokrotnie podkreśla on typową dla utworów przygodowych rolę przypadku, w drugiej ten akcent zanika. Inna sprawa, że polityczno-spiskową sugestię, iż wszystkie wydarzenia mogły być zaplanowane przez jedną lub dwie kluczowe osobistości, chyba lepiej byłoby tu zastąpić (albo przynajmniej uzupełnić) wprowadzeniem problemu przeznaczenia.
W dobrym stylu
Mówiłem o ekranizacji, ale jest w tej powieści jedna istotna warstwa, której nie sposób odzwierciedlić ani w kinie, ani w serialu telewizyjnym – mianowicie strona stylistyczna. Najłatwiejsze do wskazania jest niewątpliwie słownictwo szermiercze, dawkowane w zdrowych proporcjach w rozmaitych momentach akcji. Pozostałe zabiegi są mniej oczywiste, ale wspólnie składają się na dopracowany i jednocześnie płynny tekst. Dla przykładu sięgnijmy do inicjalnego rozdziału, a znajdziemy tam i przykuwające uwagę pierwsze zdanie ("Obudził go zapach krwi"), i dość rozbudowaną leksykę ("Rękojeść z poczerniałych rzemieni była zimna i śliska, wytarta jak łęk starego siodła"), i sporo celnych porównań ("Obok łóżka stały wysokie buty, a przy nich, jak zdechły pies, leżał skłębiony płaszcz"; "Ludzie rozproszyli się jak mrówki, w których skupisko wbito zapalony patyk"), i inne jeszcze figury stylistyczne ("Następnego dnia trup, bynajmniej nie zawstydzony tym, że jego nagość okrywa tylko odrobina cienkiego materiału, wędrował do zbiorowego grobu na wzgórzu Lunahiar"). Szkoda jedynie, że księga druga, w której położenie narratora ulega znaczącej zmianie, nie jest pisana wyraźnie innym językiem, choćby w początkowych rozdziałach – miałoby to bardzo dobre uzasadnienie fabularne, a czytającym pomogło zanurzyć się głębiej w odkrywane na nowo realia.
Trzeba jeszcze dodać, że problematyczne są punkty zwrotne niektórych wątków. Na przykład na początku drugiej księgi pojawia się nigdy dotąd niewspomniana magiczna formuła. Ma ona zasadnicze znaczenie fabularne, ale postać, która jej używa, nie musiała ponieść jakichkolwiek kosztów, aby ją zdobyć. Niedługo potem dwaj bohaterowie zawiązują zgoła nieprawdopodobny sojusz, trudny do uzasadnienia w świetle ich wcześniejszej relacji. Oba te zwroty akcji (a także kilka innych) można było głębiej zakorzenić w fabule, aby nie wydawały się wymuszone.
Ponadto dość ograniczone są implikacje, które płyną w tekście z przyjętych założeń worldbuildingowych. Obecność świata cieni jest istotna w wielu scenach, szczególnie podczas walk na rapiery i pościgów (pamiętna ucieczka przed centralnym antagonistą!), lecz konsekwencje w skali makro – społeczne, gospodarcze, polityczne – sprowadzają się do szeregu zatomizowanych i pretekstowych raczej informacji podawanych od czasu do czasu przez narratora; usunięcie tych fragmentów niezbyt wiele by zmieniło. Ale to będzie miało prawdziwe znaczenie dopiero w ewentualnej kontynuacji, i to tylko wówczas, gdy ta podąży tropem epopeicznym (kolokwialnie: epickim). Na razie Cienioryt to wciąż przede wszystkim historia awanturnicza spod dumasowskiego znaku, a w takowej detaliczne konstruowanie rozległego uniwersum bardziej by przeszkadzało, niż pomagało. Podobnie z bohaterami: w konwencji przygodowej nie razi to, że są oni w znacznej mierze wiązkami funkcji fabularnych i że w trakcie akcji zmienia się raczej ich status społeczny niż psychika lub moralność (pewnym wyjątkiem jest Arahon).
Jeśli uciekać, to właśnie tutaj
Cienioryt to dobra proza rozrywkowa. Parę drobnych słabości fabularnych nie przysłania tego waloru, a z kolei warstwa stylistyczna (tudzież parę sztuczek z narracją, o których ciężko pisać, nie zdradzając za dużo) nie gra aż tak istotnej roli, aby stanowiła najważniejszy aspekt tekstu. Kreacja świata również wydaje się służebna względem żywej akcji, zwłaszcza w pierwszej części utworu; można zatrzymać się na kilka chwil, rozgryzając worldbuilding, można docenić jego świeżość w zestawieniu z typową dla fantasy magią, lecz to wszystko. Nie ma też tutaj większych roszczeń filozoficznych, które teoretycznie mogłyby się pojawić ze względu na dualizm światła i cienia. Chciałoby się tu przytoczyć Gombrowiczowską opinię o Sienkiewiczu: "pierwszorzędna literatura drugorzędna", ale jest w niej jednak zbyt duży potencjał dla dewaluacji. Ujmijmy rzecz za pomocą innej formuły: jeśli szukać zdrowego eskapizmu, to właśnie w Cieniorycie.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Autor: Krzysztof Piskorski
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 14 października 2013
Liczba stron: 500
Oprawa: miękka
Format: 145x205 mm
ISBN-13: 978-83-08-05226-6
Cena: 39,90 zł