» Recenzje » Cień utraconego świata

Cień utraconego świata


wersja do druku

Fantasy, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje

Redakcja: Agata 'aninreh' Włodarczyk, Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Cień utraconego świata
Wielu czytelnikom słowo „klisza” kojarzy się negatywnie, sugeruje bowiem powtarzalność, a tym samym – nudę. Prawda wygląda jednak tak, że nie da się napisać żadnej historii bez wykorzystania klisz – ważne jest to, czy uda się je wykorzystać w interesujący sposób. Rozpoczynający Trylogię Licaniusa Cień utraconego świata Jamesa Islingtona na początku zdaje się mało oryginalnym fantasy, jakich wiele na rynku, ale w miarę postępów lektury jest coraz lepiej.

Królestwem Andarry rządzili kiedyś Augurowie, obdarzeni zdolnością przewidywania przyszłości, czytania w myślach oraz innymi nadprzyrodzonymi umiejętnościami – zostali jednak obaleni po tym, jak ich przepowiednie przestały się sprawdzać. Zapanowała głęboka nieufność wobec posługujących się magią – każdy, kto wykazuje się mocami Augurów, jest zabijany, a posługujący się słabszymi darami Obdarzeni są na każdym kroku kontrolowani przez Nadzorców, w większości przypadków czekających tylko na pretekst, by ich ukarać.

Takim Obdarzonym jest właśnie szkolony w Tol Athian Davian, młody mężczyzna, który powinien móc posługiwać się Esencją – rzecz w tym, że zamiast tego posiada zdolność rozpoznawania, kiedy ktoś kłamie, kryje się z tym jednak z obawy o własne życie. Wkrótce zostaje zmuszony do opuszczenia dotychczasowego domu, bowiem otrzymuje niezwykle ważną misję dostarczenia na północ tajemniczej magicznej kostki. A to, czy mu się powiedzie, może wpłynąć na całe królestwo, któremu grozi atak ze strony tajemniczego najeźdźcy…

Cień utraconego świata rozpoczyna się w sposób dość klasyczny dla fantasy: oto szkoła ucząca posługiwania się magią, nastolatek, na którego barki spada zadanie, podczas wykonywania którego będzie musiał w przyśpieszonym tempie dorosnąć, stopniowo powiększająca się drużyna śmiałków, podróżujących wspólnie w imię wyższej konieczności, a także pradawne przepowiednie, zwiastujące nadejście więzionych od zamierzchłych czasów złowrogich istot. Później pojawia się nawet ktoś w oczywisty sposób ważny, ale cierpiący na amnezję! Jednym słowem, na kartach powieści Islingtona znajdziemy listę największych przebojów gatunku, co może negatywnie nastawiać do dalszej lektury czytelnika, który tego typu motywy widział już dziesiątki razy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Na szczęście pisarz zdaje sobie sprawę, iż dobrze opowiedziana historia potrzebuje czegoś więcej niż tylko zbioru schematów. Stosunkowo prędko zaczyna nam sugerować, że nic nie jest tu takie proste, jak mogłoby się wydawać. Nie dość, że misja Daviana komplikuje się tym mocniej, im bardziej chłopak zbliża się do celu, to na dodatek podczas podróży okazuje się, że niemal każdy związany z rozgrywającymi się w Andarrze wydarzeniami ma ukryte motywy. To, że chłopak rozpoznaje kłamstwa innych, nie stanowi odpowiednio dobrej tarczy przeciwko ukrywaniu prawdy przez innych, a niejednoznaczność wszystkiego, czego przyjdzie mu się dowiedzieć w ciągu najbliższych tygodni, sprawia, że czytelnik siłą rzeczy zaczyna zastanawiać, kto tak naprawdę jest godzien zaufania, a kto manipuluje bohaterami dla swojej korzyści.

Debiutanckie dzieło Islingtona porównywane było przez zagranicznych krytyków do Koła Czasu Roberta Jordana ze względu na zbieżność pewnych wątków, ale powieści bliżej jest do wczesnej twórczości Brandona Sandersona (to komplement). Siłą pierwszych książek autora Archiwum Burzowego Światła były bowiem umiejętnie skonstruowane intrygi i to właśnie również cechuje pełny zwrotów akcji Cień utraconego świata. Co istotne, z założenia Trylogia Licaniusa sprawia wrażenie serii, którą będzie trzeba przeczytać przynajmniej dwukrotnie, aby ją należycie docenić, bowiem już w tomie pierwszym znajdziemy wiele konwersacji nawiązujących do informacji znanych postaciom, ale nie czytelnikowi. Dzięki budowanej w ten sposób aurze tajemnicy chce się kontynuować lekturę, aby dowiedzieć się, do czego zmierza opowiadana historia. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że w kolejnych tomach wszystkie elementy układanki wskoczą na swoje miejsce – ja na razie wierzę w autora i to, że nas nie rozczaruje.

Kolejną z zalet fabuły jest zawrotne tempo rozwoju intrygi – wspomniane wcześniej klisze sugerują, co stanie się dalej, ale Islington nie marnuje czasu na zbędne rozwijanie wątków, których przebieg zahacza o przewidywalność. Zwroty akcji, które w innych dziełach umieszczono by w dramatycznych finałach, tutaj otrzymujemy dużo wcześniej i częściej. Cień utraconego świata jest powieścią długą (liczy ponad siedemset stron), lecz można odnieść wrażenie, że autor chciał zmieścić w swym debiucie jak najwięcej wątków, a i tak nie zawarł w nim wszystkiego, co chciał, i pewne sceny usunął, zwłaszcza w ostatniej ćwiartce. O przynajmniej dwóch istotnych fabularnie wydarzeniach dowiadujemy się tylko z relacji innych postaci, bowiem nie zostały one opisane z perspektywy protagonistów, co jest dość dziwacznym rozwiązaniem.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

To, że przedstawiona tu historia jest skomplikowana i wielowątkowa, a jednocześnie rozwijana w szybkim tempie, ma swoją cenę – odbyło się to kosztem światotwórstwa i rozwoju postaci. Choć dowiadujemy się odpowiednio wiele o przeszłości krainy, w której osadzono fabułę, to na dobrą sprawę nasza wiedza na temat tego, w jaki sposób żyją mieszkańcy Andarry i jaka jest ogólna sytuacja polityczna na kontynencie, pozostaje bardzo ograniczona. W tym punkcie Islington różni się od Sandersona, zawsze dbającego  o odpowiednio barwne nakreślenie miejsc, w których rozgrywa się akcja jego powieści. Co więcej, sami protagoniści Cienia… są sympatyczni, lecz w dużej mierze mało skomplikowani i bardziej definiowani przez to, co ich spotyka, niż to, jakimi są ludźmi. Chciałbym wierzyć, że w kolejnych tomach będzie pod tym względem lepiej, ale na razie nie mam podstaw, aby wierzyć w to, że nacisk na rozwój osobowości głównych bohaterów zostanie zauważalnie pogłębiony.

Nie zmienia to jednak faktu, że lektura Cienia utraconego świata daje wiele frajdy i najchętniej już teraz sięgnąłbym po następną część. Nie wszystko jest tu idealne, ale też nie musi być – jak na debiutanckie dzieło, James Islington poradził tu sobie naprawdę dobrze, co zasługuje na dodatkowy szacunek, jeżeli pamięta się o skali i ambicji opowiadanej historii. Warto też dodać, że za granicą cała trylogia została już wydana, zatem nie powinniśmy raczej zbyt długo czekać, aby kolejne części również trafiły do Polski – ja w każdym razie z zainteresowaniem będę śledził dalsze dokonania tego autora.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Cień utraconego świata (The Shadow Of What Was Lost)
Cykl: Trylogia Licaniusa
Tom: 1
Autor: James Islington
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 5 maja 2021
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-7964-643-2
Cena: 69,90 zł



Czytaj również

Blask ostatecznego kresu
Czas ostatecznej próby i niewykorzystanego potencjału
- recenzja
Echo przyszłych wypadków
Więcej nie zawsze znaczy lepiej
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.