Cesarstwo popiołów
W proch się obrócisz
Wszystko wskazuje na to, że świat się kończy. Legendarny Biały smok morduje i zniewala ludzi, a reprezentanci starego świata cały czas się cofają – nie mogą tego robić w nieskończoność. W końcu dojdzie do konfrontacji, a ta zadecyduje o tym, kto będzie rządził jutrem.
Podczas pisania recenzji którejś części cyklu mam zwyczaj przeglądać poprzednie teksty. Tym razem zwróciłem uwagę na to, jak niewiele do tej pory pisałem w kontekście Draconis Memoria o Schronieniu. Skąd zdziwienie? Ano stąd, że Cesarstwo popiołów można by – po pewnych kosmetycznych zmianach – elegancko włożyć pomiędzy opasłe tomy Davida Webera. I, no cóż, byłoby prawdopodobnie najlepszym z nich.
Skojarzenia pomiędzy cyklami budzą dwie rzeczy; pozornie mało, ale biorąc pod uwagę fundamentalną rolę, jaką pełnią w obu światach, trudno przejść obok tych podobieństw obojętnie. Pierwszą z nich jest morze – w Cesarstwie popiołów, jeszcze bardziej niż w Ogniu przebudzenia czy Legionie płomienia, Ryan skupia się na żegludze, okrętach, życiu marynarzy, w końcu bitwach morskich. I robi to tak, że trudno narzekać – pisze w sposób dynamiczny i efektowny, najwięcej miejsca poświęcając temu, co ma szansę zrobić wrażenie nawet na czytelniku niezaznajomionym z tematyką. Wilki morskie znajdą pewnie powody do narzekań, ale ostatecznie to powieść popularna, nie monografia, a ci, którzy mierzyli się z kilkusetstronicowymi rejsami u Webera, z pewnością docenią zdrową zwięzłość.
Drugim ze elementów przywołujących na myśl Schronienie jest kluczowa rola rozwoju technicznego. Fabuła Cesarstwa popiołów (choć zmierza do wielkiej bitwy o losy świata, co wyżej podpisany przewidział – nawet szczególnie się nie wysilając – jakieś półtora roku temu przy okazji recenzji pierwszego tomu) w połowie dotyczy tego, jak wyprodukować broń, która zaskoczy przeciwnika, gdzie to zrobić, skąd wziąć zasoby, jak obronić fabrykę przed wrogiem, z kim się zjednoczyć, aby mogła ona pracować pełną parą. Ta wojna toczy się nie tylko pomiędzy starym światem a Białym, lecz także pomiędzy starym światem a bezlitosną ekonomią – smok ma większą armię i więcej surowców. Jedynym ratunkiem jest postęp technologiczny wynikający ze wspólnej pracy. To całkiem miła odskocznia od zdecydowanie bardziej klasycznego wątku Claya, który wciąż próbuje uratować ludzkość w pojedynkę.
W Cesarstwie popiołów zabrakło tylko jednego – czegoś świeżego (niekoniecznie dla całego gatunku, wystarczyłby nowy pomysł w kontekście cyklu), czegoś, czym dla Legionu płomienia była wizyta Lizanne w cesarskim więzieniu. Ta zmiana krajobrazu i środowiska (w Scorazinie nie siedzieli ani lordowie, ani zamożni Błogosławieni na kontraktach, stanowiący większość bohaterów cyklu) zdecydowanie podbijały czytelnicze wrażenia. W trzecim tomie, wcale nie krótkim, bo to grubo ponad sześćset stron, nic takiego się nie dzieje. Ba, Ryan, nawet kiedy jest okazja popisać się oryginalnością (vide Clay i Czarne), bez żalu ucina wątek i wraca do sztampy.
Cesarstwo popiołów to przypadek dosyć częsty w prozie gatunkowej – tekst, o którym właściwie wszystko wie się już przed lekturą. Ciężko znaleźć w nim jakiekolwiek nowatorstwo. Są jednak tacy czytelnicy, którym najbardziej zależy na rozrywce na solidnym poziomie, a to zarówno recenzowana powieść, jak i cały cykl Draconis Memoria zapewniają w ogromnych ilościach.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Cykl: Draconis Memoria
Tom: 3
Autor: Anthony Ryan
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Wydawca: MAG
Data wydania: 5 września 2018
Liczba stron: 640
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-66065-07-9
Cena: 49 zł