Bursztynowa luneta

Nadzieja umiera ostatnia

Autor: Katarzyna 'KatDomGal' Gałańczuk

Bursztynowa luneta
Trzeci tom trylogii powinien być wisienką na torcie. Powinniśmy się nim rozkoszować i czytać go z zapartym tchem, a dokończywszy ostatnią stronę, czuć żal, że wspaniała przygoda właśnie się skończyła. Czy Bursztynowa luneta jest takim idealnym zwieńczeniem trylogii?

Jak wiadomo z poprzednich części, historia sprowadza się do Prochu, który z każdą chwilą staje się coraz bardziej materialny. Dowiadujemy się, jaką faktycznie rolę odgrywa to tajemnicze zjawisko i dlaczego lord Asriel chciał je zniszczyć. Co więcej, to, co wydawało się z początku prawdą, zostaje obrócone o sto osiemdziesiąt stopni, a jednoznaczne określenie, kto jest dobry a kto zły, przestaje być istotne, ponieważ każdy jest częścią cyklu, na którym oparty jest książkowy wszechświat.

Głównym zamysłem pisarza wydaje się poprowadzenie narracji w taki sposób, aby podczas czytania powieść ta przypominała baśń, która ma dać nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Aż do samego finału mamy wrażenie, że jedyne, co może wydarzyć się na ostatniej stronie, to lepsze jutro. Bohaterowie w dużej mierze przeżywają trudne, bolesne chwile, a inne niż pozytywne zakończenie mogłoby być dla nich torturą, a dla czytelnika czymś zbyt przypominającym rzeczywistość.

Refleksyjność tego tomu nie jest równoznaczna z brakiem walk i wybuchów, czyli tego wszystkiego, na co mogliśmy być gotowi po dwóch poprzednich częściach. Kulminacja bitwy lorda Asriela z Absolutem trwa zaledwie piętnaście stron, na szczęście oprócz niej możemy obserwować intrygi pani Coulter i Kościoła oraz pełną napięcia misję Lyry i Willa. Te wydarzenia napędzają fabułę, a jednocześnie przeplatają się z barwną historią tytułowej lunety.

Muszę pochylić się przez moment nad główną bohaterką, tak irytującą w drugim tomie serii. Wreszcie Pullman pokazuje nam, dlaczego Lyra tak często zmyślała. Nastąpił czas, kiedy dziewczynka musiała sama zmierzyć się z bronią, która ratowała ją z tarapatów, a tym samym ujrzeć konsekwencję jej użycia. Autor w ten sposób pozwala Lyrze przejść przemianę, a czytelnikom spojrzeć na bohaterkę z innej perspektywy, wręcz polubić ją na nowo.

Równie ważny jest wątek dojrzewania zarówno Lyry, jak i Willa. To, z czym musieli się zmierzyć, nie tylko zacieśnia ich więzi, ale sprawia, że dorastają bardzo szybko. Zastanawiające jest to, że nadal mają jedenaście i dwanaście lat, a wydaje się, że Pullman o tym zapomniał. W pewnym momencie stawia ich w sytuacji dorosłego człowieka i choć widać infantylizm w ich charakterach, to czuje się zasadność ich postępowania.

Tak jak w poprzednich tomach, tak w Bursztynowej lunecie wyróżnia się specyficzny styl pisania Pullmana, który może doskwierać początkującym czytelnikom. Czasami może być nielogiczny, ponieważ część opisów na pierwszy rzut oka wydaje się nie mieć sensu, są nieciekawe i sprawiają wrażenie, jakby były mało istotne dla fabuły. Jednak po pewnym czasie okazuje się, że są to jedynie elementy puzzli, które autor rozrzucił i w końcu pomaga nam je do siebie dopasować.

Ten tom czyta się dość wolno, z zadumą, jest najbardziej refleksyjny i najtrudniejszy w odbiorze. Poprzednie części były bardziej czarno-białe, w tym natomiast poszczególne fragmenty wymagają wnikliwej analizy, zanim się je oceni. Sama Bursztynowa luneta daje satysfakcję z czytania, a wręcz można mieć poczucie, że wzbogaca ona nieschematyczne myślenie. Pullman stworzył tak niesamowity świat, jak i magię, która ma szansę zakiełkować w każdym z nas i pomóc nam spoglądać na życie wnikliwiej oraz wyciągać pozytywne znaczenie z każdego, nawet bolesnego, wydarzenia.

Warto pochwalić kult ciężkiej pracy, trudu wynikającego z przyswajania nowych umiejętności, doświadczania i nagrody, jaką jest poznanie czegoś unikatowego. Ponadto Bursztynowa luneta to opowieść o przyjaźni, miłości romantycznej i rodzicielskiej, wybaczeniu innym, a przede wszystkim samemu sobie. Opowiada również o tożsamości i trudnych wyborach, którym towarzyszą konsekwencje oraz o tym, że los bywa okrutny, ale można znaleźć rozwiązanie, jak z tym żyć.

Ze względu na to, że zarówno Bursztunowa luneta, jak pozostałe tomy wymagają refleksji i dojrzałego spojrzenia na poruszane tematy, definitywnie nie są przeznaczone dla dzieci w wieku Lyry czy Willa. Dla dwunastolatków czytanie tych książek mogłoby być ciekawą przygodą, lecz dopiero starsi czytelnicy są w stanie połączyć ze sobą wszystkie aspekty powieści. Jak już wspomniałam, trzeci tom Mrocznych materii nie jest prostą lekturą, ale kiedy się ją skończy, zostanie w człowieku na dłużej i da poczucie zrobienia czegoś wartościowego dla siebie samego. Ani trochę nie będzie to stracony czas.