Bohaterowie umierają - Matthew Stover

Telenowela o zabójcy

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Bohaterowie umierają - Matthew Stover
Caine jest największym i najsłynniejszym żyjącym mistrzem walki wręcz. Morduje za pieniądze, a jest tak znakomity w swoim fachu, że zlecenie mu zabójstwa kogoś, choćby najwyżej postawionego, jest równoznaczne z wykonaniem wyroku. Na wizerunku idealnego zabójcy jest tylko jedna rysa: życie osobiste, które Hari Michelson, jego alter ego, prowadzi w zwykłym świecie. Bo, zapomniałem dodać, Caine jest Aktorem, postacią, która żyje w Nadświecie, starając się zapewnić rozrywkę milionom ludzi na Ziemi.

Książką, która od razu skojarzyła mi się z Bohaterowie umierają, był niedawno recenzowany przeze mnie Mediapolis. Powieść Kopeckiego była oparta na dosyć podobnym schemacie: oglądanie życia jednego społeczeństwa miało być rozrywką dla drugiego. Widać jednak, że Stoverowi wyszło to po prostu lepiej: jego wizja wydaję się bardziej realistyczna. Przy tym, nie ma co ukrywać, w Bohaterowie umierają środek ciężkości położony jest na co innego: tutaj króluje akcja, nieustanne walki, ucieczki i pogonie, które idealnie dopełnia mroczny Caine.

Nie oznacza to jednak, że Stoverowi udało się idealnie połączyć dystopijną bazę z fabularną nadbudową. Wydaje mi się, że pisarz pokazał nam zły fragment życia zabójcy: czytelnik staje się co prawda świadkiem polowania na najpotężniejszego człowieka w Cesarstwie, Ma'elKotha, ale sam Caine nieustannie przypomina, że przybył do Nadświata, aby uratować swą byłą żonę. I tak wszystko zaczyna się plątać: wszystkie zlecenia zabójcy łączą się gdzieś pod koniec książki w jeden spójny wątek, który zawiera w sobie jeszcze dziesiątki innych – ale wszystko to zmiękczy "mydlana" miłość Caine'a do żony. Bezlitosny człowiek, który nazywa honor oraz uczucia abstrakcją i każdego dnia morduje przypadkowych przechodniów, zaczyna nieustannie "brzęczeć" o tym, jak ważna jest dla niego kobieta. Z wielowątkowej, epickiej fabuły robi nam się argentyński tasiemiec, którego główną osią jest kobieta. Dobrze chociaż, że pisarz potrafił odpowiednio wszystko zakończyć, dzięki czemu nie jest tak wcale tak różowo, jak można było się spodziewać.

Nie da się ukryć tego, że to właśnie Caine jest w całej powieści najważniejszy. Najbardziej podobał mi się w prologu: zabójca był szybki, cichy, bezlitosny, a przy tym ironiczny i tryskający czarnym humorem. Kiedy wspomina o żonie, jako o zmarnowanej szansie, staje się postacią psychologicznie pełną: facetem w średnim wieku, który walczy, aby żyć, przez co wiele traci. Potem jednak Shanna zaczyna znaczyć coraz więcej: zarówno w powieści, jak i w życiu Caine'a. Zabójca staje się po prostu słabszą postacią: z pałającego nienawiścią wojownika zmienia się w typowego "bohaterzyka", który nie zabije, jeśli nie musi.

Są jednak dwaj bohaterowie, które bez problemu mogą zrównoważyć osłabienie głównej postaci: Ma'elKoth i Berne. Pierwszy jest człowiekiem-bogiem: mężczyzna uzyskał taką moc, że jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. Nie zmienia się jednak w maszynę do zabijania jak Caine; staje się raczej opiekuńczym bóstwem, dla którego najważniejsze jest dobro jego wyznawców. Stover śpiewająco poradził sobie z ukazaniem jego odmienności w stosunku do zwykłych ludzi, a także jego obsesji i potęgi. Berne natomiast to największy rywal naszego głównego bohatera – postać bardzo do niego podobna. I znowu, pisarz świetnie ukazuje różnice miedzy nim a Caine'em (które najczęściej opierają się na tym, że ten pierwszy nie wie, co to uczucia), dając jednocześnie do zrozumienia, że to dwie połówki tego samego jabłka.

Styl Stovera jest dosyć charakterystyczny: dialogi są stosunkowo ubogie, choć nie można mówić, że złe, a opisy dominują. Bardzo dobrze, gdyż te pasują do powieści idealnie: dynamika i brutalność walk wywołują ciarki na plecach. Zastanawiam się, czy ktoś, podobnie jak ja, będzie się dziwnie czuł, słysząc przekleństwa w ustach bohaterów – za każdym razem, gdy padało dosadniejsze słowo, wzbudzało na moich ustach uśmiech. Nie wydaje mi się natomiast, żeby na dobre wyszło językowi połączenie miękkiego sci-fi z fantasy: wciskanie w usta magów i rycerzy komentarzy dotyczących fizyki kwantowej jest śmieszne.

Bohaterowie umierają to bardzo dobra powieść: odstraszy co prawda tych, którzy są uczuleni na telenowele, ale ludzie lubiący rozwinięte fabuły i mocno zindywidualizowane postaci będą zadowoleni. Mam nadzieję, że nie będzie to moja ostatnia przygoda w Nadświecie, bo panu Stoverowi udało się niezwykle mnie zainteresować.