» Recenzje » Błędy - Jakub Małecki

Błędy - Jakub Małecki

Błędy - Jakub Małecki
Zacznijmy nieco "geograficznie", czyli od miejsca w którym rozgrywa się akcja książki Jakuba Małeckiego. Swoje rodzinne miasto przedstawić można na różne sposoby. Kryminały Krajewskiego, to doskonały przykład hołdu literackiego złożonego ukochanemu miejscu. Wrocław, po którym przechadza się Mock niekoniecznie jest przyjemny, ale obdarzony duszą i na pewno interesujący. Książka Małeckiego z kolei to niewątpliwie wyraz głębokiej niechęci do Poznania. Każda uliczka jest obsikana przez okolicznych żuli. W każdej bramie można dostać w pysk a podstawowym miejscem zamieszkania jest klaustrofobiczna klitka umiejscowiona w obskurnym bloku. Większość mieszkańców pije, ćpa i spędza czas na odmóżdżającym gapieniu się w telewizor. Na ławeczce przed blokiem przesiaduje "kwiat młodzieży", jakim są główni bohaterowie powieści: Bambus, Lewy i Iks - typowi, przeciętni młodzieńcy w dresach. Piwo, narkotyki i imprezy techno, to ich główny przedmiot zainteresowań. Do czasu.

Historia zaczyna się, gdy do Poznania zawita tajemniczy staruszek obdarzony potężnymi mocami i mający dosyć złowrogie zamiary wobec okolicznych mieszkańców. Nasi chłopcy będą musieli zwlec się z ławeczki, gdyż staną przed poważnymi dylematami i przyjdzie im dokonywać pewnych wyborów w ponurej rozgrywce, gdzie za każdy błąd płaci się ogromną cenę…

Powieść rozpoczyna się od pięciu opowiadań, będących niejako wstępem do właściwej części, czyli tytułowych Błędów: Jestem królem niczego, Dłonie, Papaver Somnifer, Cyryl oraz Opowiedz mi swoje życie. Tutaj zawiązują się pewne konflikty, tu poznamy całokształt mocy, jakimi dysponuje główny antagonista. Zmaganiom blokersów będziemy towarzyszyć już do końca historii, a ten jest, niestety, równie banalny, co rozczarowywujący.

Wcześniej Małecki dał się poznać czytelnikom jako autor naprawdę dobrego opowiadania. Opowieść oszusta była mroczną, ale dowcipną i umiejętnie napisaną historią, gdzie nie zawiódł ani pomysł, ani warsztat literacki. Nie da się ukryć, że w przypadku Małeckiego mamy do czynienia z człowiekiem utalentowanym: dobry warsztat, niecodzienne poczucie humoru, umiejętność tworzenia ciekawych historii i przelewanie na papier doświadczeń życia codziennego. Małecki tworzy opowieści mocno osadzone w naszej polskiej rzeczywistości i zaludnia je ciekawymi, choć mocno sfrustrowanymi postaciami. Tym razem jednak niemile zaskoczył mnie ograny motyw walki ze złem, nadmierne epatowanie okrucieństwem, no i to zakończenie…

Opowieść rozgrywa się wokół tajemniczej i groźnej istoty, władającej doskonale potężnymi mocami, starcowi towarzyszy groteskowa świta. Kulminacyjnym momentem całej historii jest wielkie przyjęcie urodzinowe , wydane przez Starca. Gdzieś w tle przewija się historia Judasza Iskarioty cierpiącego z powodu czynu, którego się dopuścił. To wszystko nasuwa dosyć jednoznaczne skojarzenia z Wolandem i jego towarzyszami nawiedzającymi Moskwę. To chwyt bardzo ograny i naprawdę mało ciekawy. Inaczej, gdy ma to czemuś służyć: jednak w tym przypadku odwołania do Mistrza i Małgorzaty obnażają tylko błahe przesłanie , jakie serwuje nam autor Błędów. Wielowymiarowe dzieło Bułhakowa mówiło o miłości, winie i odkupieniu; Małecki w swojej naprawdę okrutnej i nasyconej krwawymi scenami książce, próbuje nam pokazać, że każdy czyn może do nas wrócić ze zdwojoną siłą a każdy błąd może się na nas zemścić. Na szczęście zawsze możemy zawrócić z obranej drogi i wejść na tę właściwą. By dotrzeć do tego przesłania, rodem z Troskliwych misiów, musimy się wszak przekopać przez 295 stron pełnych dymiących wnętrzności, odrąbywanych kończyn i rozkładających się zwłok; czy tylko ja widzę tutaj pewien dysonans?

Nadmiar ohydy- tak podsumować można podstawowy zabieg artystyczny, za pomocą którego Małecki kreuje swój świat przedstawiony. Rozkładające się zwłoki, ludzie odgryzający sobie wargi, krwawe strzępy tu i ówdzie, scenerii zaś dopełniają okrutnie wymordowani pasażerowie autobusu i opisy ropiejących ran przewijające się przez większość stron. Całość przestaje jednak robić wrażenie już po kilkunastu kartkach, bo przecież podstawowa zasada przy posługiwaniu się okrutnymi scenami, to nie przesadzać. Poza tym nie da się ukryć, że nie są to zabiegi artystyczne wysokiego szczebla. Ich nagromadzenie zazwyczaj występuje w tanich horrorach klasy B, a do autora takowych Małecki chyba nie chciałby pretendować. Książka najciekawiej wypada w momentach, gdy autor posługuje się niedopowiedzeniem, tworzy atmosferę grozy przy pomocy środków innych, niż krew i rozwalane ludzkie głowy. Historia z garniturem odbieranym z pralni jest doskonałym przykładem, na to że można stworzyć opowiadanie przyprawiające o dreszcz, niekoniecznie posiłkując się psychopatą z kawałkiem szkła w dłoni.

Małecki stworzył książkę będącą czymś w rodzaju koszmarnych halucynacji po dużej dawce psychotropów. Nie można odmówić autorowi poczucia humoru przy kreowaniu niektórych bohaterów, sytuacji, bądź scen. Niektóre z nich są rodem z opowiadań Ronalda Topora, a moją faworytką jest niewątpliwie żyrafa z poważnym problemem "kopytkowym". Jednak całość wywołała we mnie dosyć jednoznaczne odczucia: lektura Błędów była, jak podróż zatłoczonym tramwajem, gdzie zmuszona byłam obcować z różnymi ludźmi. Niektórzy owszem byli ciekawi, ale i tak miałam ochotę wziąć długi prysznic po tej podróży…
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
Tytuł: Błędy
Autor: Jakub Małecki
Wydawca: Red Horse
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 9 maja 2008
Format: 125 × 195 mm
ISBN-13: 978-83-60504-89-5
Cena: 24,99 zł



Czytaj również

Błędy - Jakub Małecki
Stwierdzono, ale puszczono w niepamięć
- recenzja
Inne światy
Dukaj, Małecki, Orbitowski i reszta
- recenzja
Ojciec
...czyli męskie relacje
- recenzja

Komentarze


senmara
   
Ocena:
0
Może to podejście do Poznania niekoniecznie wynika z niechęci autora do miasta. Stawiałabym raczej na po prostu taką a nie inną koncepcję świata przedstawionego.

Przy zakończeniu ksiazki miałam bardzo podobne odczucia co Schleppel - końcówka nie podobała mi sie zupełnie. Na początku byłam zauroczona stylem autora, ale po drodze wyłapywałam elementy, które mnie drażniły. Podejrzewam, że bardziej obiektywna redakcja by to wyczyściła.
Bodajże redaktorem był Łukasz Orbitowski i chociaż lubię czytać jego ksiażki, to mam wrażenie, ze tu uczynił więcej złego niż dobrego. Po prostu autor "wyszedł" na drugiego Orbitowskiego.

Podobały mi się pomysły, pod tym względem jest duzo lepiej niż w Opowieści oszusta, która może i była sprawnie napisana, ale tak naprawdę bazowała na jednym pomyśle i po lekturze w pamięci zostaje niewiele wiecej niż zakończenie.

Błędy są ciekawie napisane, początek ma rozmach, który pozwala mieć nadzieję na ciekawe zakończenie. A to zawiodło mnie na całej linii - nie podobał mi sie pomysł, cięcia przyspieszające akcję dobrze by sie sprawdziły, ale przy fabule, która miałaby więcej niż jeden wątek, a w tej powieści wszystkie "historie poznańskie" splotły sie dużo wcześniej - co było dobrym pomysłem, ale wymagało fajnego zakończenia.
01-08-2008 13:54

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.