Bestia najgorsza

Czy proza powinna mieć cel?

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Bestia najgorsza
Trudno każdy tekst o książce z Kontrapunktów zaczynać stwierdzeniem, że to proza nietypowa, piękna językowo, bardzo często próbująca żenić zabiegi fantastyczne z mainstreamowymi albo będąca punktem granicznym w karierze pisarza-fantasty. Dlatego cieszę się, że książka Michała Cetnarowskiego pozwala mi uciec od takiej tezy.

Co oznacza ten wstęp? To że proza zawarta w Bestii najgorszej wydaje się jednocześnie pod pewnymi względami dość znajoma, a z drugiej strony w jakiś sposób niedokończona, czy może bardziej niedomknięta. To pierwsze odczucie na pewno wynika po części z faktu, że trzy na sześć utworów ze zbioru (tytułowy, RP Productions i Pustynia rośnie) to przedruki. Jednak najbardziej uderza fakt, że Cetnarowski wydaje się snuć opowieści dla samego ich snucia, dla samego pokazania jak włada językiem i strukturą tekstu, nie dbając jednocześnie o to, aby przekazywały one coś więcej.

Za przykład może tu służyć tytułowa Bestia najgorsza. Jest to w założeniach humorystyczno-parodystyczny tekst o polskim, nieuchwytnym terroryście, buntującym się przeciwko wszystkiemu i wszystkim Janie Korwinie Marii Pałubie, który po wysadzeniu Pałacu Kultury umawia się na wywiad z niezależną dziennikarką. Dużo prześmiewczości, dużo opisów anarchistycznych wyczynów głównego bohatera, który sam przemawia bełkotliwymi bon motami… i w sumie tyle. Całość opiera się na języku i absurdzie, fabuła czy jakiekolwiek próby budowania świata przedstawionego są tutaj mało ważne. Jakże bardzo odmienny jest ten tekst od silnie osadzonej w popkulturze Śmierci superbohatera tego samego autora.

Podobne pytania o jakikolwiek sens opowiedzianej historii można zadawać po lekturze Pustynia rośnie. To stadium obłędu, zobojętnienia i oderwania od rzeczywistości człowieka, który przestaje czuć, a desperacko tego pragnie. Ograny temat, zdarta płyta. Kolejne opisy zioną nihilizmem i ciągną czytelnika w ciemną otchłań rozpaczy bohatera, która kończy się swego rodzaju katharsis i… koniec. Żadnej puenty, żadnej gry z tak sztampowym (szczególnie w fantastyce) motywem odczłowieczania się. Dodatkowo całość wydaje się słabo umocowana w rzeczywistości – gdzie, poza głównym bohaterem, jego żoną i dzieckiem, są inni ludzie? Czemu nikt nie reaguje na jego akcje i zbrodnie? Jak utrzymuje się przez tyle miesięcy? Pojawiające się podczas lektury tego typu pytania osłabiają wymowę opowiadania.

W porównaniu z tym, RP Productions to w miarę sympatyczna i przaśna opowieść o rodzimych producentach słowiańsko-historycznego porno. Jest śmiesznie, jest swojsko, Cetnarowski ze swadą i przymrużeniem oka eksploruje podróż młodego chłopaka od momentu przebudzenia seksualności, przez zostanie gwiazdą porno, po bycie już podstarzałym aktorem. Całość okraszona jest gorzką nutą na zakończenie, ale przynajmniej jest to to bodaj jedyny tekst w tym zbiorze sprawiający wrażenie odpowiednio zamkniętego.

Z kolei Kwantowi kochankowie trochę rozczarowują niedopełnieniem obietnicy zawartej w tytule. Chociaż w tekście pojawia się kwestia możliwości istnienia różnych stanów jednocześnie (chodzi tu o relację międzyludzką i poznanie drugiego człowieka), to jest to bardzo pobieżne i spłycone spojrzenie na temat. Poza tym to całkiem dobry i przejmujący emocjami tekst o miłości i poczuciu porzucenia. Autor, choć korzysta z klisz zachowań i stanów emocjonalnych, a poza drobnym urozmaiceniem quasi-kwantowością nie oferuje nic nowego, to wie jak wpłynąć na emocje czytelnika.

Najciekawiej pod względem koncepcyjnym wypada chyba Strach. Historia rodzinna traktujący o losach rodziny, której wszyscy członkowie mają swoje prywatne demony. Każdy jakoś z nimi walczy w codzienności, a wizyty w domu rodzinnym przypominają o dawno pogrzebanej przeszłości i traumach. Mocno metaforyczny tekst, w którym czytelnik może próbować analizować i odcyfrowywać prawdziwe znaczenie.

Ostatnim tekstem w zbiorze jest Żadna na ziemi rzecz o nastoletniej Zuzannie, która dotkliwie bije koleżankę (niemal ją zabijając) i w ramach pracy społecznej trafia na oddział paliatywny w szpitalu. To tekst obyczajowy, trochę o odnajdowaniu się w życiu i próbie zrozumienia o co w nim tak naprawdę chodzi, tu i ówdzie ubarwiony filozoficznymi przemyśleniami (a może bełkotem?). Także i tutaj trudno szukać puenty – ale może sama przemiana Zuzy, jej podejścia do świata i zerwanie z całkowitą obojętnością jest tym, co należy docenić?

Należy również wspomnieć o pewnym manieryzmie językowym Cetnarowskiego. W wielu miejscach widać, że świetnie radzi sobie z konstrukcją kolejnych akapitów, ale bardzo często zalewa czytelnika potokiem słów, nazw, zdarzeń, akcji, między przecinkami, co tworzy właśnie takie, poszatkowane, nieskończone, ciągnące się dalej i dalej zdania. To mało finezyjny zabieg, a w dużym natężeniu irytuje. Nie zawsze dobrze wychodzi też autorowi dodawanie wulgaryzmów czy próba umłodzieżowienia języka (szczególnie w Żadnej na ziemi rzeczy), ale to już kwestia indywidualnej wrażliwości.

Bestia najgorsza to niemal czysta, momentami przesycona metaforą, proza mainstreamowa. Autor praktycznie całkowicie odżegnuje się od zabiegów i sztafażu literatury fantastycznej i stawia na czyste (sterylne?) umiejętności panowania nad językiem i strukturą tekstu. I pokazuje, że zna się na rzeczy, choć czasem nie wiadomo po co dany tekst w ogóle powstał. Ale na pewno nie są to tak czarujące i uwodzące jakimś wewnętrznym pięknem opowiadania jak te Radka Raka czy Wita Szostaka.