Arcydzieła. Najlepsze opowiadania science fiction stulecia

Arcydzieła

Autor: Marcin 'Seji' Segit

Arcydzieła. Najlepsze opowiadania science fiction stulecia
Dzieł Mistrzów się nie ocenia. Podziwia się je w nabożnym skupieniu, rozważając, co stanowi o Dziele i dlaczego właśnie to to, a nie coś innego. Oczywiście, można Dzieło kontestować, uznać, że Dziełem nie jest – bo za brzydkie, za stare, krytycy się nie znają, czytelnicy też nie. Mistrz, przepraszam, autorzyna i chałturnik, tym bardziej się nie zna, a w ogóle wszelkie rankingi są do bani. Tak to właśnie z Dziełami bywa – trudno obok nich przejść obojętnie.

Arcydzieła. Najlepsze opowiadania science fiction stulecia – ten tytuł może wydać się z pozoru buńczuczny. I nie będzie w tym nic dziwnego. Parokrotnie dane mi było zetknąć się z przeróżnymi antologiami "mistrzów fantasy" czy "mistrzów horroru". Zwykle "mistrzowskie" w tych pozycjach były tytuły i blurby na ostatniej stronie okładki. Pod szyldem Arcydzieł... stoi jednak mocne nazwisko redaktora. Jest nim autor Gry Endera, Orson Scott Card. Wszelkie obawy powinny zaś zostać rozwiane, jeśli zajrzymy do spisu treści.

Do rąk dostajemy grube (ponad 400 stron), duże (format większy, niż zwykle spotykany) tomisko, w którym znajdziemy teksty niemal trzydziestu autorów. Czekają na nas takie znakomitości, jak Poul Anderson, Robert A. Heinlein, Brian W. Aldiss, George R.R. Martin, William Gibson i inni, przypisani przez Carda do trzech epok rozwoju fantastyki naukowej: Złotego wieku, Nowej fali i Pokolenia mediów.

Dla każdego okresu wybrano reprezentatywnych autorów i ich teksty. Czy wybrano właściwie? To sprawa dyskusyjna. Sam Card we wstępie pisze, dla kogo zabrakło miejsca: Nancy Kress, Lois McMaster Bujold, Bruce’a Sterlinga... Osobiście żałuję, że do Arcydzieł... nie trafili Philip K. Dick, Robert Sheckley i James Tiptree jr. Jednak to, co znalazło się w antologii, powinno zadowolić każdego.

Teksty dobrane przez Carda są różne, tak jak różne były epoki, w których powstawały. Wyraźnie widać różnice między opowiadaniami Złotego wieku, a Pokoleniem mediów. I Asimov i Gibson piszą o przyszłości, jednak ich wizje i przedstawione problemy są diametralnie różne. Inne są roboty z lat 50-tych, inne opisywane dwadzieścia lat później. Inni są obcy, inne planety odwiedzają ziemscy podróżnicy. W starszych tekstach przebrzmiewają echa Zimnej wojny i panującego w USA jeszcze po II wojnie światowej rasizmu. Nowsze skupiają się nie na świecie, ale na ludziach, na uczuciach i miejscu człowieka w kosmicznej układance, wśród zaawansowanych technicznie gadżetów.

Część opowiadań (Nazywam się Joe, Pojedynek, Piaseczniki) była już publikowana w Polsce, kilka, kilkanaście lat temu. Część to teksty, które po raz pierwszy przetłumaczono na nasz język. Warto jednak zapoznać się ze wszystkimi utworami, sprawdzić, jak bardzo zmienił się sposób ich odbioru przez ostatnie lata, czy dalej są aktualne w epoce telefonów komórkowych, PDA i internetu.

Arcydzieła. Najlepsze opowiadania science fiction stulecia to trafnie dobrany tytuł. Można oczywiście nie zgodzić się z Cardem co do selekcji tak twórców, jak i tekstów. Można całość po przeczytaniu nazwać chłamem i wyrzucić do kosza. Można wreszcie odmówić Mistrzom miejsca na piedestale. Ale potrzeby poznania tych tekstów odmówić nie sposób.

Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza książki do recenzji.