Aposiopesis

Upiór w Operze

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Aposiopesis
Kiedy tylko zobaczyłem Aposiopesis, na myśl rzuciło mi się jedno pytanie: co oferuje ta książka w zamian za zmaganie się z trudnym do zapamiętania tytułem? Po lekturze odpowiedź jest prosta: szybką, nieskomplikowaną fabułę, całkiem ciekawy świat i grono bardzo sztampowych bohaterów.

W warszawskiej Operze dochodzi do tragedii: demon, który zmaterializował się podczas aposiopesis znanej polskiej diwy, zaatakował austriackiego arystokratę. Rosyjscy urzędnicy wpadają w szał, obawiając się reakcji cesarskich dyplomatów. Namiestnik Berg natychmiast rozkazuje wszcząć zakrojone na szeroką skalę śledztwo. Jedną z osób prowadzących dochodzenie zostaje Henrietta von Kirchheim, niemiecka junkierka, która wciągnie w nie również polskiego inżyniera, Daniła Downara.

Największą zaletą Aposiopesis jest zręczność, z jaką Andrzej W. Sawicki przedstawia czytelnikowi wykreowany świat. Na początku elementy steampunku i fantasy wprowadza do porozbiorowej Polski spokojnie, ale zabawnie: wszystko zaczyna się od dwóch szlifowanych zaworów na czole Heni. Im dalej w lekturę, tym deformacja świata postępuje szybciej: pojawiają się zmechanizowani urzędnicy, krwiożercze demony, wspierani przez wszczepy wojownicy, pewien wyjątkowo charakterystyczny dżinn, w końcu pojazd do podróży między rzeczywistościami. Niech nie boją się jednak ci, których przeraził nieco podobny Herrenvolk. W swojej powieści Uznański romansował z horrorem i podpierał się turpizmem, stanowiącym jego ulubioną kategorię estetyczną; Sawicki w Aposiopesis jest lekki, świeży, przyjemny – powieść przypomina nieco jego własną Nadzieję czerwoną jak śnieg czy bardzo popularny cykl Burton i Swinburne Marka Hoddera (z szczególnym wskazaniem na tom pierwszy, Dziwną sprawę Skaczącego Jacka).

Fabuła jest bardzo prosta. Śledztwo prowadzone przez Henię zatacza coraz szersze kręgi, w międzyczasie wplątani w nie zostają rosyjscy oficjele, turecki handlarz niewolników, przystojny agent cara i polski inżynier. Akcja od początku do końca galopuje na złamanie karku i czytelnik ma niewiele okazji, żeby podziwiać dziewiętnastowieczną Warszawę odmienioną przez niesamowity rozwój maszyn parowych. Pewnym problemem Aposiopesis jest brak napięcia związanego z niebezpieczeństwami czyhającymi na głównych bohaterów. Spotyka ich wiele przygód, wiele razy odczuwają konsekwencję ulicznych starć, ale trudno spodziewać się, że mogliby rzeczywiście ucierpieć. Powieść jest przyjemna, szybka i lekka. Trochę zbyt lekka.

Jednak zdecydowanie największe pretensje można mieć do Sawickiego w kwestii kreowania postaci. Czytelnik najwięcej czasu spędza w otoczeniu trójki bohaterów: Heni, Daniła i pułkownika Kusowa. Trudno o bardziej schematyczną trójkę: ona zachowuje się jak roztrzepany podlotek (a według jednego z opisów jest weteranem bitwy, w której mordowała poddających się żołnierzy przegryzając im gardła!), jeden z nich usilnie stara się o jej uczucia z mizernym skutkiem, drugi pojawia się znikąd i ją w sobie rozkochuje. Na szczęście gdzieś w tle cały czas pozostaje Alojzy Orzeszko: pradawny dżinn, nieznoszący pracy służący, katolicki neofita, który miał okazję spotkać Odyseusza i Aleksandra Wielkiego (lub też jest praktykującym mitomanem, sprawa się nie wyjaśnia). Dzięki tej postaci Sawicki ma okazję do stworzenia wielu naprawdę zabawnych scen. Szkoda, że jest on jedną z niewielu wartych wspomnienia postaci drugiego planu (na myśl przychodzą mi tylko namiestnik Berg i Ignacy). Ciekawą historię ukrywa Muchanow – niestety, czytelnik poznaje go na chwilę przed zakończeniem i nie jest w stanie odpowiednio docenić jego intrygującej przeszłości.

Aposiopesis to książka wręcz idealna na dwa czy trzy wakacyjne wieczory: pozwala się zrelaksować, oderwać od rzeczywistości i całkiem nieźle zabawić. I choć wybrana przez Sawickiego konwencja zdaje się skrywać o wiele większy potencjał (połączenie steampunku i dark fantasy wypada bardzo interesująco), to jego najnowsza powieść warta jest lektury.