Amerykańscy bogowie
To nie jest kraj dla starych bogów?
Cień to facet gotowy rozpocząć nowe życie. Trzy lata odsiadki dały mu dość czasu na to, aby dokładnie zaplanować przyszłość u boku żony. Czeka na niego bilet na samolot i posada w siłowni dobrego kumpla. Prawa rządzące literaturą są jednak bezwzględne – idylliczne planowanie nie trwa długo. Cień zostaje poinformowany o tym, że jego żona i najlepszy przyjaciel zginęli w wypadku. Po opuszczeniu murów zakładu karnego zrezygnowany bohater dość szybko znajduje pracę – zostaje pomocnikiem, ochroniarzem i szoferem niejakiego Wednesdaya. Równie prędko okazuje się, że rzeczonemu pracodawcy daleko do zwyczajności, a w dodatku nad Ameryką zbierają się chmury. Nadchodząca burza może odmienić oblicze całego kontynentu.
Amerykańscy bogowie to nie tyle powieść drogi, co wielu dróg. Na dosłownym poziomie mamy tu ciekawie opisaną drogę przez amerykański Środkowy Zachód – małe miasteczka, motele, bary i nietypowe atrakcje turystyczne. W pewnym sensie może to być dla czytelnika podróż równie zaskakująca, jak i dla autora, który stwierdził z pewnym zdziwieniem (i humorem), że Ameryka przez niego poszukiwana "cały czas leżała właśnie w Ameryce". Ta podróż pokazuje, że Stany Zjednoczone to nie tylko wielkie miasta, kariera i kasa. Co ciekawe, podział ten zbiega się z głównym konfliktem powieści, czyli starciem nowych bogów ze starymi. Ci pierwsi kwitną w metropoliach i karmią się masowością, Ci drudzy zaś usychają między wieżowcami, a swe nisze znajdują raczej w odludnych zakątkach. Najczęściej wiodą marne życie, tracąc wyznawców i z trudem znajdując dla siebie miejsce.
Pozostałe drogi mają charakter bardziej metaforyczny. Tak jest z drogą przebytą przez starych bogów. Swego czasu odbyli podróż do Nowego Świata z gorliwym wyznawcą, a od tego czasu musieli także przebyć bolesną ścieżkę utraty władzy i mocy. Niezmiernie ważne jest także ukazanie samych wyznawców – to oni zabrali ze sobą mity, to oni stanowią serce tygla zwanego USA. Gaiman w bardzo ciekawy sposób ukazuje moc wiary, która ma tu znaczenie nie tylko teologiczne – jest nie tylko źródłem siły boskich bytów, lecz także podstawą dla wielu przyziemnych zjawisk. Jest ona jednak podatna na nadużycia, co świetnie ukazują całkiem "rzeczywiste" oszustwa, których dopuszcza się Wednesday. W metaforyczną wędrówkę wybieramy się także wraz z protagonistą – jest to droga zaczynająca się od odzyskania wolności i jednoczesnej utraty kogoś bliskiego, droga mogąca zaprowadzić bohatera albo na dno, albo do poznania samego siebie.
Przede wszystkim jednak Gaiman po mistrzowsku snuje historie. Nie stosuje jednak tanich chwytów – fabuła toczy się własnym, spokojnym tempem; trudno tu doszukać się efektownych starć czy dramatycznych zwrotów akcji. W Amerykańskich bogach pełno jest przerywników, które nie posuwają fabuły ani trochę do przodu, lecz zapewniają czytelnikowi głębszy wgląd w opowiadaną historię lub dodatkową perspektywę. Autorowi udało się nawet wpleść dość rozbudowany wątek kryminalny. Można zaryzykować stwierdzenie, że taka struktura w pewien sposób odzwierciedla naturę Stanów Zjednoczonych, jako amalgamatu przeróżnych kultur, wierzeń i postaw.
Powoływanie się na "magię literatury" nie powinno mieć miejsca w recenzji, lecz przyznam szczerze, że Gaiman oczarował mnie od pierwszych słów. Lektura Amerykańskich bogów jest przyjemnością podobną do słuchania wprawnego gawędziarza. Gaiman snuje piękną przypowieść pełną oryginalnych postaci, humoru oraz głębi. Nie tylko próbuje odsłonić nieco z wnętrza "ziemi wolnych, domu odważnych", lecz ukazuje również moc mitów – także tych, które legły u podstaw USA. Innymi słowy, sam sobie szkodzi, kto od Gaimana stroni.
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Autor: Neil Gaiman
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: MAG
Data wydania: 9 października 2013
Liczba stron: 464
Oprawa: twarda
Format: 150x225 mm
ISBN-13: 978-83-7480-387-8
Cena: 45 zł