Achaja. Tom 2 - Andrzej Ziemiański

Autor: Maciek 'starlift' Dzierżek

Achaja. Tom 2 - Andrzej Ziemiański
Nigdy nie zdarzyło mi się tak bardzo czekać na książkę. Achaja uwiodła mnie, z niecierpliwością oczekiwałem daty premiery by wreszcie poznać dalsze losy bohaterów z tomu pierwszego. Wydawnictwo, Fabryka Słów, kilka razy ową datę przełożyło, a ja zacząłem obawiać się, czy dane mi będzie przeczytać drugi tom w tym roku. Udało się. Przeczytałem.

Książkę czyta się świetnie. Jej bardzo dużą objętość można rozpoznać po wadze tomu lub zerkając na numerację stron - w czasie czytania nie da się tego zauważyć. To w głównej mierze zasługa bardzo żywego, naturalnego języka, którego używa Andrzej Ziemiański. Świetnie operuje słowem. Doskonale konstruuje dialogi. Opisuje wyimaginowaną przecież rzeczywistość jakby była realna, jakby widział wszystkie zawarte w książce wydarzenia i tylko je nam relacjonował.

Atutem powieści są także postacie. Czytelnik zżywa się z nimi, ich losy nie są dla niego obojętne. Wielka w tym zasługa autora, że niektóre postacie lubimy, innych zaś, delikatnie mówiąc, sympatią darzyć się nie da. Sami bowiem wiecie, że zupełnie inaczej czyta się powieść gdy ma się jakiś stosunek do bohaterów, przy czym nie musi to być jakaś ściśle określona relacja. Wtedy czegoś się oczekuje, czasem nawet żąda by autor na następnych stronach wyciągnął bohatera z opresji, lub pomógł mu w końcu zamiast rzucać kłody pod nogi. I autor to robi. Choć, tu trzeba uczciwie przyznać, nie szafuje nadmiernie tym środkiem, dzięki czemu czytelnik unika frustracji, a przede wszystkim znużenia ciągłym popadaniem bohatera w kłopoty i rozmaite, udane bądź nie, próby go z nich wyciągnięcia (jak to na przykład było w Narrenturm Andrzeja Sapkowskiego).

Losy Achai w drugim tomie fascynują nie mniej niż w pierwszym. Spotyka ją cała masa kompletnie nieprzewidywalnych wydarzeń, dziewczyna podejmuje dość niespodziewane dla czytelnika decyzje, które, po zastanowieniu, przeczytaniu kilku następnych kartek, wydają się być uzasadnione i bardzo słuszne. I tak jest, bo Achaja, mimo pierwszotomowych wydarzeń, wciąż jest dziewczyną. Niespełna dwudziestoletnią osobą ciężko przez życie doświadczoną. Wobec tego wcale nie dziwi jej wybór spokojnego życia i niezakłóconego spokoju na małej wsi. Nie zdziwi czytelnika także to, że owo życie zupełnie do fantastycznej powieści przygodowej nie pasuje. Toteż autor, przy pomocy swoich marionetek w osobach innych bohaterów powieści, nie da Achai spokoju. Tom drugi poświęcony jest głównie fantastycznym dziejom tej postaci, choć nie brakuje też miejsca dla Zaana i Siriusa - naszych ulubionych spiskowców i intrygantów. Już w pierwszym tomie stąpali po grząskim gruncie, zastanawialiście się jak długo udaje im się ciągnąć to wielkie oszustwo? No cóż, ja Wam na pewno nie powiem.

Swoje miejsce w powieści ma też Meredith, są to może dwa, trzy rozdziały. Jednak jakie! Po ich przeczytaniu jestem niemal pewien, że trzeci tom będzie równie dobry jak dwa poprzednie z prostego powodu: wątek z Meredithem jasno i wyraźnie dowodzi, że Andrzej Ziemiański całą powieść ma już w głowie, a przynajmniej najważniejsze wydarzenia. Wraz z Meredithem odkrywamy skomplikowane relacje między bogami i jeszcze bardziej wnikamy w strukturę świata. Wiele wyjaśnia też Wirus, a słowo Ziemcy przestaje być takie obce, co nie znaczy, że da się je w ogóle wyjaśnić. Ten metafizyczny wątek mimo swojego ciężaru bardzo pasuje do tej powieści i jest nie mniej pasjonujący niż reszta książki.

Co jeszcze nie urzekło? Świat. Tak, to już pisałem. Lecz nie napisałem o tym, że ten świat się zmienia. Nie zmienia go wojna, nie zmienia go magia. Nie zmieniają go nawet ludzie ani bogowie. Przynajmniej nie bezpośrednio. Świat zmienia nauka. Technika wkracza w życie mieszkańców świata fantasy. Rozpoczyna się nowa era. Niby dzieję się to w tle, niby to nic takiego, tamto w sumie też mało istotne - ot, drobna ciekawostka, ale my wiemy, wiemy i nic nas nie zwiedzie, że ten świat już nie będzie taki sam. Wie to też Zaan, widzi postępujący do przodu świat, ale czy rozumie co tak naprawdę się dzieje?

Tak naprawdę to znalazłem jeszcze dwie rzeczy do których mogę się przyczepić, choć robię to z obowiązku recenzenta, bo nijak się one mają do odbioru książki jako takiej. Po pierwsze, ja i autor bardzo różnimy się co do rozumienia znaczenia słowa "filozof" i muszę się przyznać, że w powieści autor odsłonił przede mną nowe, całkowicie nie znane mi wcześniej przedmioty jakie ten wyraz może określać. Mniejsza z tym jednak, może w świecie Achai ten wyraz znaczy coś zupełnie innego niż w naszym? Drugą, że się tak wyrażę, wadą książki są przekleństwa. I nie jest to bynajmniej błąd autora. Przekleństwa pełnia w tekście określoną funkcję, przynajmniej na początku. Im więcej jednak ich przeczytamy, tym mniej szokują, wstrząsają. Przywykamy do nich. Tracą siłę swej ekspresji. Całe szczęście, że autor nie zwiększa stopniowo ich ilości, by ową siłę wzmocnić i godzi się z tym, że czytelnik po pewnym czasie stanie się na nie obojętny. Być może zabieg ten jest celowy i ma na pomóc nam wczuć się w świat. Przecież tamtejszych ludzi przekleństwa też mało, że się kolokwialnie wyrażę, "ruszają".

Teraz wiem, że niesłusznie niepokoiłem się o jakość drugiego tomu. Często przesuwano datę premiery, książka długo się nie ukazywała. Poza tym to przecież drugi tom, a doświadczenie uczy, by po rewelacyjnych pierwszych częściach nie oczekiwać za wiele po ich kontynuacjach. Mam wielką nadzieję, że autor zamknie historię, gdy nadejdzie właściwy moment, że wydawca ciesząc się sukcesem, jaki Achaja niewątpliwie odniesie, nie namówi Andrzeja Ziemiańskiego do kontynuowania cyklu bez końca.

Koniec jednak z marudzeniem. W końcu napiszę to, co chciałem od samego początku napisać: Achaja świetną książką jest! I bez różnicy czy powiem to o pierwszym czy drugim tomie, bo przecież to jedna książka, choć jeszcze niekompletna. Mam nadzieję, że zapowiadany na II kwartał roku 2004 tom trzeci nie karze mi tyle czekać na siebie, bo ja naprawdę jestem bardzo, ale to bardzo, ciekawy kolejnych wydarzeń.