Zjava 2010

ZjaViskowy Konwent!

Autor: Jakub 'Urko' Skurzyński

Zjava 2010
Konwenty w Polsce od pewnego czasu rozrastają się coraz bardziej, dążąc w swojej formule do zaspokajania potrzeb jak największego grona potencjalnych gości. Stąd spotkania z pisarzami dla fanów literatury, premiery gier komputerowych i konsolowych, zapraszanie zagranicznych aktorów oraz reżyserów. Tysiące uczestników i komercyjne targi fantastycznej rozrywki. Fantastyczne zloty stają się coraz bardziej masowe. Jednak zdarza się, że w konwentowym kalendarium pojawi się impreza, która zdaje się celowo stawać okoniem wobec zmian zachodzących w fandomie. Paradoksalnie, stawiając na lokalność, swojskość i skupiając się na konkretnym aspekcie hobby jakim jest fantastyka, nie cofa się w czasie, a tworzy nową jakość, zadając kłam tezie, że czas kameralnych konwentów minął. Do reprezentantów tego nurtu można zaliczyć gliwicki Stary Port, Łódzki Port Gier czy też bohatera poniższego tekstu, czyli warszawską ZjaVę, która nawiedziła Warszawę w dniach 13 i 14 lutego.

Już po plakatach promujących ten konwent widać było, kto za nią odpowiada – charakterystyczne logo od razu przywodzi na myśl Avangardę, która zdążyła osiągnąć już znaczące uznanie fandomu. Warszawiacy zdają się dobrze odnajdywać w ''tradycyjnych'' zlotach, ale przekraczając drzwi Liceum Ogólnokształcącego im. Kołłątaja na warszawskiej Ochocie, będące gospodarzem i zarazem współorganizatorem imprezy, byłem ciekaw, czy poradzą sobie z klientami, którzy od spotkań autorskich wolą solidną porcję sesji RPG, LARPów, gier planszowych czy figurkowych – bo właśnie w takie atrakcje obfitowała zjaViskowa oferta.

Na wejściu uczestnicy napotykali na sprawną akredytację i informację o konieczności zmiany obuwia, ew. zakupienie foliowych ochronek na buty w cenie jednego złotego. Następnie, po uiszczeniu kolejnych piętnastu złotych za wejście, mogli w pełni cieszyć się atrakcjami ZjaVy. Znalazły się wśród nich prezentacje starych i nowych gier RPG, prelekcje i konkursy przeznaczone stricte dla graczy RPG oraz masa ofert sesji erpegowych, LARPów, a do tego bardzo duży i dobrze zaopatrzony Games Room, który mimo kameralności konwentu nie ustępował pola pod względem zaopatrzenia podobnym miejscom na większych imprezach. Grający i prowadzący sesje mogli brać udział w loterii, w której do wygrania były nagrody w postaci podręczników, planszówek, etc, a nocne marki mogły liczyć na mobilny punkt sprzedaży batonów i wysokocukrowych napojów, zorganizowany przez organizatorów w celu zwalczania zmęczenia wśród erpegowców, którzy nie zdołali zaspokoić głodu gry za dnia. Natomiast Ci, którzy w nocy czuli raczej pociąg do spożywania napojów alkoholowych, czy też bez, w gronie znajomych, mogli skorzystać ze specjalnej oferty konwentowej knajpy, którą był powszechnie znany i lubiany Paradox Cafe.

Oprócz nocnego sklepiku, za dnia można było korzystać ze szkolnego bufetu, w którym ceny zaskakiwały niespotykanie niskim poziomem jak na stolicę. Mimo, że szkoła, w której ''straszyła'' ZjaVa, załatwiana była w ostatnim momencie przed konwentem (pierwotny gospodarz wycofał się), to miała bardzo dobrą lokalizację obok przystanku tramwajowego, jakieś 15 minut od dworca, w pobliżu bankomatów, baru orientalnego i co najmniej jednego zlokalizowanego przez piszącego te słowa kebaba. Wnętrze zaskakiwało przestronnością korytarzy, zadbanymi klasami i prostym planem budynku, a dzięki zmiennemu obuwiu korytarze były czyste na przekór panującej na zewnątrz inwazji brudnego śniegu. Warto nadmienić, że mimo lokalnego charakteru i jedynie dwudniowej formie zlotu, uczestnikom udostępniono sale sypialne, więc przyjezdni nie byli zmuszeni (choć istniała taka możliwość) zamawiania noclegów w akademikach.

Ogółem na konwencie zjaViło się 310 uczestników i odbyło się około 30 sesji (a mówimy tylko o tych oficjalnych, zgłaszanych organizatorom!), co licząc średnio po pięć osób na rozgrywkę daje jasny wniosek – ponad połowa konwentowiczów grała w erpegi. Jeżeli dodamy do tego wiecznie oblegany Games Room i kompletujące pełne składy LARPy, otrzymujemy obraz naprawdę udanej imprezy dla graczy. Zapewne nie udałoby się, gdyby nie pomysłowe patenty organizatorów, którym należą się naprawdę duże brawa. Bardzo szkoda, że konwent trwał tylko dwa dni, bo w niedzielne popołudnie, kiedy ZjaVa miała się ku końcowi, można było odczuć spory niedosyt, który podsuwał myśli, że w sumie ''jeszcze bym w coś pograł...''. Pozostało jedynie zapamiętać to uczucie i przekuć je w ''za rok też na pewno przyjadę!''. Do czego serdecznie zachęcam wszystkich, szczególnie tych, dla których granie na konwentach to pieśń zamierzchłej przeszłości.