Jak przetrwać Dni Jakuba Wędrowycza?

Relacja w formie poradnika dla początkujących z dziewiątej edycji imprezy

Autor: Jolka 'Yorika' Rebejko

Jak przetrwać Dni Jakuba Wędrowycza?
Witaj początkujący uczestniku jednego z najbardziej charakterystycznych konwentów w Polsce. Jeżeli nigdy wcześniej nie słyszałeś o Dniach Jakuba Wędrowycza, warto, abyś się dowiedział, że w tym roku, od 18 do 20 lipca, odbywała się dziewiąta ich edycja, a impreza jest organizowana nieprzerwanie od 2005 roku.

Tematyka Dni - co niejako wynika z nazwy - jest związana z twórczością literata-gawędziarza Andrzeja Pilipiuka oraz z najsłynniejszą postacią przez niego opisywaną, honorowym obywatelem Wojsławic, Jakubem Wędrowyczem. Persona egzorcysty-bimbrownika jest tak znana, że słyszała o niej większość miłośników fantastyki, nawet jeśli proza Wielkiego Grafomana nie należy do ich ulubionych. Jeżeli jednak tak się zdarzyło, że Ciebie, drogi czytelniku, jakimś niezwykłym zbiegiem okoliczności temat ominął, dość Ci wpisać hasło "Jakub Wędrowycz" w dowolną wyszukiwarkę, by wyrobić sobie o wyżej wymienionym osobniku jako takie pojęcie.

Wiemy więc już co, gdzie, kiedy i w jakim klimacie - pora wyjaśnić, jak się na takiej imprezie odnaleźć. Masz zatem kilka dni do konwentu. Czas zacząć przygotowania do wyjazdu. Absolutnie pierwszą rzeczą, jaką należy zorganizować, jest długa i szczera rozmowa ze swoją wątrobą. Biedaczka powinna mieć jakieś pojęcie, co ją czeka. Podpisanie zawczasu intercyzy nie będzie przesadą. Na konwencie panuje iście rodzinno-gościnna atmosfera. Każdy pełnoletni uczestnik powinien mieć świadomość, że najprawdopodobniej zostanie poczęstowany domowymi specyfikami. Nie, nie będą to konfitury. Oczywiście, warto pamiętać o szlachetnej i słusznej polityce trzeźwych konwentów, choć osobiście mam niejakie wrażenie, że odrobinkę się ona rozmija z istotą Dni Jakuba Wędrowycza. Skoro o najważniejszym, drogi uczestniku, zostałeś już lojalnie uprzedzony, można przejść do spraw nieco bardziej przyziemnych, czyli noclegu i wyżywienia. Konwent odbywa się na terenie szkoły i masz do wyboru rozbicie namiotu na terenie boiska lub tradycyjne sleep roomy w budynku. Ponieważ Wojsławice nie są metropolią i wszędzie jest blisko, w tym do supermarketu, nie ma potrzeby zajmowania cennej przestrzeni plecaka prowiantem, który jest łatwo dostępny na miejscu.

Wszystko jasne? Wspaniale! Pakujesz najistotniejsze rzeczy i ruszasz w drogę! Będąc na miejscu, możesz zorganizować sobie spacer pod pomnik Jakuba Wędrowycza, którego uroczyste odsłonięcie miało miejsce na poprzednich spotkaniach. Jest to nie tylko wspaniała okazja, by zrobić sobie zdjęcie pod trzymetrowym Jakubem, ale też (jak się okazało w przypadku niżej podpisanej) szansa na uściśnięcie dłoni autora oraz asumpt do poznania pana Marka Farfosa, którego szczera słowiańska tw… tfu! gościnność ujęła podróżnych za serca (wątrobę zaś przyprawiła o pierwsze łkanie).

Oto jesteś. Rozbiłeś namiot tudzież zainstalowałeś się w szkolnym budynku. Pora zdecydować, co masz ochotę robić: skorzystać z kulturalnych punktów programu, ulokować się w czynnym przez cały czas trwania konwentu games roomie, a może wskoczyć prosto w wir intensywnej integracji. Niżej podpisana zdecydowała się na to pierwsze, a widząc, że ma do wyboru konkursy i prelekcje żwawo podreptała do sali, gdzie autor prezentował filmy z postacią Wędrowycza związane i bardzo ściśle, i cokolwiek luźno. Prelekcja została przerwana gwałtownym wtargnięciem wspomnianego wcześniej pana Marka, który postawiwszy na krześle wiadro, poczęstował konwentowiczów gorącą zupa fasolową (panie Marku, podbił pan nasze serca i żołądki).

W trakcie prelekcji początkujący uczestnik DJW miał okazję naocznie i nausznie przekonać się o legendarnych zdolnościach gawędziarskich pana Andrzeja. Co istotne, autor zajmował na sali dość strategiczne miejsce, tarasując własną osobą drzwi. Wymknięcie się niepostrzeżenie, tak, by nie urazić prowadzącego, było z tego powodu odrobinę kłopotliwe i nie chodzi tu o to, że prelekcja nie była ciekawa, bynajmniej! Po prostu najtwardsi nawet uczestnicy mają czasem paląca potrzebę wizyty w toalecie. Dobrze więc, by czytelnik, gdy znajdzie się w podobnej sytuacji, wziął pod rozwagę skorzystanie z niej zawczasu.

Ostatnim oficjalnym punktem piątkowego programu było grillowanie przy śpiewie i gitarze. Warto pamiętać o drobnym fakcie, że rozpalanie grilla jest obszarem sztuki, którą opanowali nieliczni. Nie było przesadą, że najlepszą w tej dziedzinie osobę mianowaliśmy Szamanem Żaru i Płomieni oraz nadaliśmy jej zwierzę totemiczne. Ryjówka pasowała idealnie. Ta część imprezy trwała do ostatniej kiełbaski i ostatniego schrypniętego sznapsbarytonu. W Twoim przypadku będzie podobnie.

Jeżeli w sobotni poranek obudziłeś się tuląc do siebie podejrzanie wyglądające zwłoki i nie wiesz gdzie jesteś – nie panikuj! Najpierw warto uważnie się obmacać i upewnić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Następnie sugeruję zbadanie zwłok – istnieje duża szansa, że wystarczy udzielenie pierwszej pomocy. A potem? Jak już wcześniej było wspomniane, Wojsławice nie są metropolią. Udanie się w dowolnym kierunku to pięćdziesiąt procent szansy na powrót na miejsce konwentu. Jeśli masz siły i dość dobre serce, weźmiesz na plecy kompana.

Jesteś już na miejscu? Możesz więc zdecydować czy ustawić się w kolejkę pod prysznic, czy też raczej, dokonując cudów zręczności, wykonać poranną toaletę w szkolnej łazience. Skoro już doprowadziłeś się do stanu, w którym nie wstyd pokazać się między ludźmi, możesz zastanowić się, co zrobić ze swoim życiem. Możliwości na tę chwilę to podążanie za punktami programu lub lawirowanie w tłumie poznanych wczoraj ludzi związane z ćwiczeniami w radzeniu sobie z kłopotliwą sytuacją, kiedy to nie pamiętasz imienia towarzysza, który wczoraj został Twoim najlepszym przyjacielem.

Na wcześniejsze punkty jesteś spóźniony, więc skarb Wedrowycza poszedł już w inne ręce. Prelekcje archeologiczna i o Świętym Graalu zakończone, a uczestnicy zabawy w pokazywanki schronili się w cieniu. Zdecydowałeś się wziąć udział w spotkaniu dziwnych ludzi dyskutujących o serialu Firefly? Mądry wybór, niżej podpisana również. Oprócz tego możesz zawalczyć o nagrody w konkursie Klasyki Rocka, a jeżeli czujesz się mocniejszy w innej dziedzinie – w konkursie siłowania się na rękę. Niejakim dylematem może okazać się wybór czy następnie wolisz spotkanie autorskie ze Stefanem Dardą, czy masz raczej ochotę na uczestnictwo w kolejnym konkursie "Worms Live" – obowiązkowej pozycji dla każdego miłośnika oblekania ciała foliowymi workami bez względu na panującą temperaturę (Uwaga: jeśli takowych atrakcji nie ma na Twojej imprezie, to albo pomyliłeś konwent, albo zbyt dosłownie bierzesz do siebie te słowa - w kolejnych edycjach program może się wszak nieznacznie różnić).

Po południu możesz odpocząć na kolejnym spotkaniu autorskim Andrzeja Pilipiuka lub wysilić szare komórki na konkursie historycznym. Kolejną atrakcją może być - a na IX DJW nie tylko mogła, ale i była - prelekcja na temat teleportacji, na której uzyskasz odpowiedź na pytanie: "Łeż to, zali prawdziwa prawda" (wspominamy poranek i wszelkie wątpliwości nas opuszczają). Wreszcie decydujesz się zjeść śniadanie, by nabrać sił na ciekawie się zapowiadającą dyskusję z panami Pilipiukiem i Dardą o Polsce w oczach literatów, ewentualnie na konkurs "Wędrowyczowski jeden z dziesięciu". Jeśli natura nie poskąpiła Ci odwagi i głosu, możesz również zgłosić swoje uczestnictwo w Konkursie Piosenki  (a jakże) Wędrowyczowskiej. Tu jednak warto, drogi czytelniku, najpierw przeczytać, że ten punkt jest prowadzony przez pana Marka Farfosa, a potem odbyć konsultację z prawdziwą bohaterką wyjazdu – wątrobą. Pamiętasz wczorajszą fasolową i wzruszenie, jakie na Ciebie spłynęło w obliczu takiej gościnności? Chwytaj w garść swą podróżną menażkę i pędź do szkoły po pyszny, gorący bigos. Został właśnie przywieziony i wystarczy dla każdego!

Tym oto sposobem dotrwałeś do niedzieli. I tu, drogi czytelniku, nie ma sensu zadawanie sobie egzystencjalnego pytania: "Ale jakim cudem?" Masz ostatni dzień spotkań i jesteś żywy, choć w podświadomości kołacze Ci się niejasne przekonanie, że musiały być w to zamieszane siły nadprzyrodzone. Złożenie Świętowitowi ofiary dziękczynnej zostaw na później, albowiem, jeżeli masz dość sił, możesz ten poranek rozpocząć, pozwalając panu Markowi na oprowadzenie po pięknych okolicach Wojsławic. Jeżeli wcześniej nie udało Ci się znaleźć pomnika Jakuba Wędrowycza, jest to wspaniała okazja do nadrobienia zaległości. Jeżeli nie znalazłeś w sobie zasobów energii pozwalających na tę wyprawę, jest alternatywa w postaci dokształcenia się z dziedziny szlachetnej sztuki bimbrowniczej lub wzięcia udziału w konkursie Naruto. Na koniec zaś gwiazda konwentu, czyli Andrzej Pilipiuk, postanowi uraczyć przybyłych prelekcją niespodzianką.

Niedziela to nieco smutny etap konwentu: dzień zwijania obozowiska i pożegnań. Niżej podpisana na własne oczy widziała uczestników żegnających ziemię Wojsławic na kolanach, składających na jej… hmmm… grudach pocałunki, zraszających ją łzami i potem (tym ostatnim w szczególnie dużych ilościach). Po krótkim zastanowieniu można owe wyrazy gwałtownego afektu wytłumaczyć skutkami wojsławickiej gościnności. Wszystko ma jednak swój kres.

Oto triumfalnie wkraczasz w progi własnego domostwa jako Ten-Który-Przeżył Dni Jakuba Wędrowycza. Jak podejrzewam, na wzór większości swych poprzedników, najpierw zanurzasz się w wannie niezbyt ciepłej wody, pierwszy raz od trzech dni mając okazję jej użyć. Wiesz jedno: za rok pojawisz się już jako regularny i stały uczestnik. A kto wie, może poprowadzisz jeden z punktów programu?

Ta-Która-Przeżyła,

Jolka 'Yorika' Rebejko

Więcej fotografii Jacka 'Spidera' Strzyża z IX Dni Jakuba Wędrowycza można zobaczyć na Facebooku pod tym adresem. Redakcja pragnie podziękować za zgodę na wykorzystanie kilku z nich do zilustrowania tekstu.

Zdjęcie nagłówkowe na tle Jakuba Wędrowycza pochodzi z allbumu Marcina 'Indiany' Wacińskiego. Również dziękujemy!