Uncharted 4: Kres złodzieja

Dorosłe życie dużego dziecka

Autor: Łukasz 'Qrchac' Kowalski

Uncharted 4: Kres złodzieja
Gdyby spytać posiadaczy PlayStation 4 o najbardziej wyczekiwaną grę 2016 roku, zapewne wielu z nich wskazałaby Uncharted 4. Ostatnia część przygód Nathana Drake’a budziła wielkie nadzieje i ekscytację graczy na całym świecie, a niedawno wydana odnowiona wersja poprzednich odsłon tylko zaostrzyła apetyt na więcej. Czy Kres złodzieja sprostał wygórowanym oczekiwaniom fanów?

Rodzinny interes

Nathan Drake stał się ustatkowanym człowiekiem. Ślub z Eleną i ich wspólna decyzja o porzuceniu awanturniczego życia zaowocowała kupnem domu, znalezieniem normalnej pracy. Jednak wszystko zaczyna się komplikować w momencie, gdy w życie byłego łowcy skarbów ponownie wkracza Samuel – jego od przeszło 15 lat uznawany za zmarłego brat. Ten powrót nie zwiastuje nic dobrego, gdyż za przywrócenie Samuela światu odpowiada niesławny baron narkotykowy Hector Alcazar, który żąda w zamian połowy skarbu legendarnego pirata: Henry’ego Avery’ego. Na jego odnalezienie zostało już niewiele czasu, a stawką jest życie starszego z braci.

Od razu po uruchomieniu gry rzuca się w oczy, że motywacja większości bohaterów jest delikatnie inna i dojrzalsza niż wcześniej. Nate, choć z nostalgią spogląda na swoje wcześniejsze dokonania, pogodził się już z tym, jak obecnie wygląda jego życie. Widać to dobitnie w kontraście z Samem, który zachowuje się jak jego wcześniejsze wcielenie. Oczywiście ciągnie wilka do lasu, ale sam zew przygody czy niewyobrażalne skarby nie mają już takiej siły jak kiedyś. Główny motorem napędowym są tutaj więzi rodzinne.

Zmiana dotyczy również fabuły, która choć z pozoru wygląda podobnie jak we wcześniejszych odsłonach, ma odmienny charakter. Zarówno historia kryjąca się za pirackim skarbem, jak i przeciwnicy są dużo bardziej wiarygodni i namacalni. Niestworzone historie należą do przeszłości i tym razem trzeba trochę mocniej stąpać po ziemi. Nie oznacza to oczywiście, że wyzwanie stojące przed bohaterami jest mniejsze czy mniej karkołomne – po prostu nasycone innymi odcieniami życia. Zawsze gdy podczas pokonywania kolejnych przeciwności losu Nathan ponownie zmienia się w duże dziecko i zdaje się, że wrócił w pełni do dawnej osobowości, zdarza się coś, co przypomina mu, że istnieją rzeczy ważniejsze niż pogoń za przeszłością. Na szczęście nie jest to bardzo nachalne, dzięki czemu gra nie traci uroku.

Mimo tych różnic historia nadal przynosi wiele radości i zabawy. Zarówno przeszłość rodziny Drake’ów, jak i intryga uknuta przez pirackich kapitanów czy rywalizacja z konkurencyjnymi poszukiwaczami skarbów wciąga niczym bagno i nie pozwala oderwać się od konsoli. Przez większość czasu trudno domyślić się, w którym kierunku potoczy się całość, gdyż scenarzyści zgrabnie bawią się filmowymi schematami.

Siła charakteru

Oczywiście w trakcie wojaży spotykamy barwną i dość dobrze znaną plejadę postaci. Sully jest w życiowej formie, choć momentami zdaje się, że i on wpadł w sidła odpowiedzialności. Elena jak zawsze stanowi świetną przeciwwagę dla Nate’a i nie ustępuje mu na krok ani siłą charakteru, ani niezachwianym dążeniem do celu. Całości dopełnia najbardziej szalony z całej czwórki Samuel Drake będący prawdziwym motorem napędowym historii. Wszyscy razem tworzą co najmniej interesującą i wybuchową mieszankę, która potrafi stawić czoła najgorszym przeciwnościom losu.

Adwersarzami bohaterów są Rafe Adler, milioner i poszukiwacz skarbów, oraz Nadine Ross, szefowa grupy najemników. Tym razem nie znalazło się miejsce dla szalonych watażków czy równie barwnych indywiduów, co ponownie podkreśla bardziej poważne podejście do tematu. Z tego tandemu Rafe budzi najbardziej mieszane uczucia. Milioner nie należy do osób, które da się lubić i jest to oczywiste od pierwszych chwil, w których pojawia się na ekranie. Zdaje się też przerysowany. Zupełnie inaczej mają się sprawy z Nadine, mimo ewidentnie twardego i nieustępliwego (jak na najemnika przystało), często wrednego charakteru potrafi zaskarbić sobie sympatię lub przynajmniej neutralne podejście.

Pod tym względem największym rozczarowaniem jest brak miejsca dla dodatkowych bohaterów, nawet pojawiających się tyko na chwilę. Poza wymienioną szóstką nie uświadczymy żadnej innej postaci, której poświęcono by więcej czasu niż ten potrzebny na minięcie przechodnia lub stargowanie ceny przedmiotu. Ewidentnie brakuje tutaj kogoś pokroju Karla Schäfera czy Tenzina z drugiej odsłony serii.

Strzelecka wspinaczka po skarby

Pod względem mechaniki Kres złodzieja kontynuuje i rozwija to, co tak bardzo pokochali fani na całym świecie. Elementy zręcznościowe oraz eksploracyjne zostały lekko poprawione, dzięki czemu dużo rzadziej zdarza się nie chwycić krawędzi czy spaść z klifu. Same trasy są całkiem wymagające i nie zawsze oczywiste, dzięki czemu pierwsze przejście kampanii wymagać będzie zarówno kombinowania, jak i spostrzegawczego oka.

O ile wyzwanie, jakie stanowiło pokonywanie kolejnych przeszkód terenowych wzrosło, o tyle miałem wrażenie, że delikatnie obniżył się poziom trudności łamigłówek. Żadna z nich nie spowodowała również, że musiałem zbierać szczękę z podłogi. Większość była całkiem sprytnie wymyślona i wymagała chwili refleksji, jednak zabrakło przynajmniej jednej, która mocno wbiłaby się w pamięć. Praktycznie o żaden z nich nie będziemy pamiętać już za parę tygodni.

Usprawniono również mechanikę związaną konfrontacjami. Walka sprawia wiele radości i satysfakcji, szczególnie jeśli bawimy się na wyższych poziomach trudności. System osłon oraz wykorzystywanie przeszkód do osiągnięcia przewagi nad przeciwnikami działa bardzo dobrze. Oprócz tego SI stoi na całkiem dobrym poziomie, dzięki czemu warto wcześniej zaplanować każdą potyczkę i zwracać baczną uwagę na otoczenie, żeby nie dać się wymanewrować.

Mocno usprawniony został system skradania się – sprawdza się on wręcz rewelacyjnie. Drake otrzymał do swojej dyspozycji wiele kryjówek oraz miejsc, w których może poruszać się niezauważony przez nikogo. Tym razem to od nas zależy, czy wdamy się w wir walki, rozpętując prawdziwe piekło, czy będziemy kolejno eliminować wrogów z ukrycia, a może po prostu prześlizgniemy się niepostrzeżenie obok nich. Oczywiście istnieją momenty, w których jesteśmy zmuszenie do podjęcia walki, ale równie często to od nas zależy, czy podejmiemy rękawicę. Jedynym minusem jest finałowa walka, która po pierwsze nie pasuje stylem do reszty gry, a po drugie jest irytująca.

Wiele radości daje samo eksplorowanie lokacji. Chociaż przez wiele z nich prowadzi tylko jedna możliwa ścieżka, to została ona obudowana całą masą odnóg wypełnionych ukrytymi skarbami i dodatkowymi informacjami dotyczącymi misji. Liczba elementów do zebrania jest zaiste wielka, cieszy też sposób, w jaki zostały ukryte. Nie natknąłem się nawet na jedną znajdźkę, której odnalezienie byłoby karkołomne – poziom trudności został dobrze zbalansowany. Oprócz tego w rożnego rodzaju miejscach odnajdziemy całą masę odniesień i żartów związanych z wcześniejszymi grami dewelopera z Santa Monica.

Piękno pirackiej przygody

Naughty Dog zdążył już nas przyzwyczaić do pięknej oprawy graficznej swoich gier. Każdy kolejny tytuł tworzony w tym studiu zachwycał dopracowaniem. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Uncharted 4 jest obecnie najlepiej wyglądającą grą, jaka ukazała się na PlayStation 4. Widoki, które rozciągają się przed naszymi oczami, potrafią zaprzeć dech w piersiach, bez względu, czy mówimy o afrykańskiej sawannie, czy madagaskarskiej dżungli. Dotyczy to zarówno bliskiego, jak i dalszego planu, a gdy dodamy do tego płynne animacje postaci, w końcu można powiedzieć, że potencjał nowej konsoli został w pełni wykorzystany.

Również o stronie dźwiękowej należy wypowiadać się w samych superlatywach – zarówno, jeśli chodzi o udźwiękowianie, jak i muzykę. Henry Jackman stworzył rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, która równocześnie brzmi znajomo, ale łatwo da się ją odróżnić od tej z wcześniejszych gier. Idealnie podkreśla inny ton Kresu złodzieja.

Polski dubbing, jak to zwykle bywa w grach na wyłączność od Sony, stoi na wysokim poziomie i jest przyjemny dla ucha, ale nie tak dobry, jak oryginalny. W dużej mierze jest to zapewne kwestia sentymentu, ale jedynym słusznym głosem Nathana Drake’a jest Nolan North i nic nie jest w stanie tego zmienić. Jak zawsze genialny okazał się Troy Baker, który tchnął życie w Samuela. W trakcie przygody słychać wręcz, że aktorom podczas nagrań współpracowało się bardzo dobrze. Nie można mieć również zastrzeżeń do reszty obsady.

Radosny chaos sieci

W grze nie mogło zabraknąć też trybu sieciowego, który jest małym dodatkiem do całości, ale zadziwiająco dobrym. Bez względu na wybrany tryb mecze mają bardzo dynamiczny przebieg. Niewielkie mapy z równie małą liczbą zawodników sprawiają, że dzieje się bardzo dużo i bez względu na miejsce, w którym się znajdujemy, zawsze mamy blisko do potyczki.

Jednym z największych zaskoczeń tej części gry okazało się to, jak dobrze zaprojektowana jest mechanika strzelania. Bronie są bardzo dobrze zbalansowane i każdy znajdzie coś pod preferowany przez siebie styl gry. Oprócz tego za pieniądze zdobywane w trakcie gry możemy wykupić dodatkowe artefakty i pomocników (boty grające po naszej stronie). W pierwszym momencie mieszane uczucia wywoływały właśnie magiczne przedmioty, które w łatwy sposób mogły zepsuć balans rozgrywki. Na szczęście ich moc również została nieźle przemyślana – dają pewną przewagę na polu walki, ale nie jest ona kluczowa, jeśli chodzi o ostateczne zwycięstwo. Wszystkie powyższe elementy potrafią wywołać na mapie prawdziwy chaos, który jeszcze bardziej urozmaica i dynamizuje starcia.

Ciekawie rozwiązano kwestie postępów w grze, gdyż zrezygnowano z klasycznego podziału i zdobywania rang. Zastąpiono je odblokowywaniem kolejnych broni oraz modyfikacji, według zasady: im częściej czegoś używasz, tym szybciej to ulepszysz. Również ten system zdaje się sprawdzać nieźle, szczególnie że gra sieciowa ma głównie przyciągać graczy zazwyczaj niepoświęcających tego rodzaju zabawie zbyt wiele uwagi.

Zmiana warty

Ostatnia część przygód Nathana Drake’a nie zawodzi prawie pod żadnym względem. Fabuła zgrabnie spina całość dotychczasowych dokonań łowcy skarbów i wieńczy je w co najmniej satysfakcjonujący sposób. Również pod względem technicznym trudno znaleźć tutaj słabsze punkty. Nawet rozgrywka sieciowa stoi na zadziwiająco wysokim poziomie. Aż chciałby się zapytać: To już naprawdę koniec? Nie będzie nic więcej? Choć niejednej osobie zakręci się łezka w oku, odpowiedź na oba pytania jest niestety twierdząca. Przyszedł czas pożegnać się z serią Uncharted i wyruszyć na nowe, niezbadane wody. Jednak zanim to nastąpi, należy z padem w ręku oddać jej hołd – po prostu jest to pozycja obowiązkowa dla każdego posiadacza PlayStation 4.

Plusy:

Minusy: