The Last of Us: Remastered
Stare, a jednak nowe
Ludziom z Naughty Dog udało się stworzyć postapokaliptyczny świat opanowany przez zombie, w pewnym sensie odkrywając na nowo ten mocno eksploatowany motyw. Tym razem nie mamy do czynienia z otwarciem się bram piekieł czy pokłosiem szalonych eksperymentów, a ze swoistą zemstą natury. Scenarzyści zadali sobie pytanie: co by się stało, gdyby powstał nowy grzyb z rodziny Ophiocordyceps, obecnie zabójczy tylko dla owadów, pasożytujący na ludziach?
Akcja TLoU rozgrywa się 20 lat po tym jak grzyb zamieniający ludzi w bezmyślnych zabójców zdziesiątkował ludzkość, doprowadzając ją na skraj unicestwienia. Ocaleni egzystują w nielicznych rządowych strefach kwarantanny lub w małych społecznościach, po prostu próbując przeżyć kolejny dzień. Żadna z tych opcji nie wydaje się dobra – w placówkach rządowych z uwagi na rygor i trudne warunki życia, wszędzie indziej z uwagi na zarażonych i jeszcze gorszych od nich bandytów. Pośrodku znajdują się Świetliki, grupa wywodząca się ze zbuntowanych oddziałów specjalnych walczących zarówno z wojskiem, jak i bandytami, oficjalnie nadal szukając leku na zarazę.
Wkraczając w ten ponury świat, poznajemy historię Joela, zgorzkniałego przemytnika, który wraz ze wspólniczką Tess stara się przetrwać w strefie bezpieczeństwa w dawnym Bostonie. Chęć odzyskania skradzionego towaru prowadzi ich do kolejnego zlecenia – przemycenia z miasta czternastolatki imieniem Ellie. Szybko staje się jasne, że zadanie nie będzie tak proste, jak wydawało się na początku. Okazuje się, że ich podopieczna jest odporna na grzyb, a jej prawdziwym celem jest dotarcie do ośrodka badawczego Świetlików. Tak rozpoczyna się długa podróż przez ruiny USA.
Liczy się podróż, nie cel
Opowieść, jaką roztaczają przed nami twórcy, nie wydaje się niczym specjalnym. Każdy z jej elementów został wykorzystany już dziesiątki, jeśli nie setki razy. Trudno się z tym nie zgodzić, jednak jest małe „ale”. Cel, jaki widnieje na horyzoncie, jest jedynie pretekstem, niczym więcej. Im dalej posuwamy się w głąb kraju, tym mniej obchodzi nas finał podróży. Zależy nam na tym, co jest tu i teraz, zależy nam na Joelu i Ellie, na tym, żeby przeżyli, żeby im się po prostu poszczęściło. Obserwujemy, jak ewoluują ich relacje, jak inni ludzie oddziałują na to, co się między nimi tworzy. W tym tkwi największa siła The Last of Us i to czyni tę grę tak wyjątkową.
Scenarzystom udało się stworzyć jeden z najlepszych, najbardziej autentycznych scenariuszy jakie kiedykolwiek poznałem w historii gier wideo. Mało tego, jest on tak dobry, że przebija większość tego, co serwują nam obecnie studia filmowe oraz telewizyjne pod względem opowieści, dialogów i kreacji postaci. Efektem tego jest chęć nakręcenia przez Sony filmu na jego podstawie – budzi to równocześnie moje największe nadzieje, jak i obawy.
Kilka słów należy się, oczywiście, samym bohaterom. Przez wszystkie godziny, jakie spędziłem z padem w ręku, nie spotkałem ani jednej zbędnej postaci. Wszyscy zdają się być na swoim miejscu i wzbudzają całą paletę uczuć – obok nikogo nie można przejść obojętnie. Zaczynając od Tess, która jest genialnym uzupełnieniem Joela i jednym z najmocniejszych kobiecych charakterów, na jakie natrafiłem od dłuższego czasu. Rzecz jasna, jej wspólnik to prawdziwie skomplikowana osoba budząca na równi sympatię, współczucie i strach.
Jednak prawdziwą gwiazdą niewątpliwie jest Ellie. Sądzę, że to jedna z najlepiej stworzonych postaci, jakie spotkałem podczas podróży przez wirtualne światy. Ta niepozorna nastolatka w żadnym razie nie jest typową damą w tarapatach, którą trzeba eskortować i pilnować jak niemowlę. To prawdziwa charakterna osoba, z którą należy się liczyć, potrafiąca pokazać pazurki. Jest przy tym niesamowicie sympatyczna i zabawna. Jeśli trzeba, potrafi też zabijać równie skutecznie jak jej towarzysz. Panowie, czapki z głów.
Końcowy efekt nie jest, rzecz jasna, wyłącznie zasługą twórców scenariusza. Genialną pracę wykonali wszyscy aktorzy. Oczywiście na jednym z czołowych miejsc należy postawić Troya Bakera w roli Joela, ale szczególne brawa należą się Ashley Johnson wcielającą się w Ellie – gdyby za dubbing można było nominować do Oscara, ona bez dwóch zdań powinna go otrzymać. Polska wersja językowa, jak zwykle w produkcjach Sony, stoi na wysokim poziomie i warto ją poznać, ale mimo wszystko jest o klasę gorsza od oryginalnej.
Im wyżej wejdziesz...
Kolejny element, który wyróżnia grę Naughty Dog, stanowi klimat. Otaczający nas świat jest mroczny i morderczy. Im głębiej w niego brniemy, tym bardziej dostrzegamy to, jak nisko upadła nasza cywilizacja, o ile o takowej można jeszcze mówić. Owszem, wszystko zapoczątkował grzyb, a zarażeni stanowią realne zagrożenie, ale tak naprawdę to był tylko katalizator. To, co później zrobiliśmy sami sobie, okazało się jeszcze gorsze. Jeśli dodamy do tego brak środków i materiałów potrzebnych do życia, obraz staje się wręcz rozpaczliwy.
Na naszej drodze spotykamy wiele przeciwności losu. Opuszczone, zdewastowane, pełne wraków, walących się budynków miasta i miasteczka nie ułatwiają podroży. Wszędzie można napotkać zarażonych i bandytów, przy czym ci drudzy zdają się dużo gorsi – o ile często da się uniknąć walki z zarażonymi, o tyle w przypadku ludzi jest to praktycznie niemożliwe. Cały czas musimy oglądać się za siebie i wyczekiwać zasadzek.
Gdy uświadomimy sobie, jak nisko upadł nasz gatunek, okazuje się, że tak naprawdę podróż, jaką odbywamy, nie polega już tylko na dotarciu do celu. Przede wszystkim chodzi o przeżycie kolejnego dnia i walkę o to, kim naprawdę jesteśmy. Zadajemy sobie też pytanie o to, jak daleko można się posunąć, aby przeżyć. Dzięki temu zarówno Ellie i Joel, jak i gracze, zaczynają doceniać piękno małych, na pozór nic nie znaczących rzeczy. Jest to jedno z najwspanialszych osiągnięć The Last of Us.
Taktyka przetrwania
Aby móc cieszyć się z małych sukcesów, trzeba walczyć, a ten element wymaga myślenia. Starcia z przeciwnikami należy traktować z należytym szacunkiem. Każde z nich wymaga obmyślenia odpowiedniej taktyki oraz oszacowania naszych możliwości.
Pierwszą rzeczą, jaka determinuje podejście, jest ekwipunek. Sposób, w jaki wykorzystamy znalezione materiały, decyduje o naszym życiu lub śmierci. Dotyczy to szczególnie rozgrywki na wyższych poziomach trudności, gdzie rzeczy, z których możemy wytwarzać elementy ekwipunku, występują bardzo rzadko. A decyzja, czy potrzebujemy koktajlu Mołotowa, czy lepiej mieć dodatkową apteczkę, bywa bardzo trudna. Szczególnie, że Joel każdy z tych przedmiotów tworzy w czasie rzeczywistym, więc wykonywanie ich na polu walki jest co najmniej ryzykowne.
Kolejny zasób, jaki zawsze należy mieć na uwadze, to ilość amunicji, która w tym świecie jest jednym z najwartościowszych towarów. Nie raz i nie dwa zawahamy się, czy użyć broni, czy jednak zaryzykować podkradnięcie się. Oczywistym jest też, że wdanie się w bezpośrednią i otwartą walkę często kończy się tragicznie. Nawet gdy dojdzie już do konfrontacji, często lepiej wziąć nogi za pas, ukryć się i zaatakować ponownie w innym miejscu, najlepiej eliminując kolejno przeciwników, gdy rozdzielą się podczas poszukiwań.
Inną rzeczą są spotkania z zarażonymi. Tutaj naszą główną bronią jest ciche przemykanie między osłonami i unikanie walki, kiedy tylko się da. Na szczęście w wielu miejscach jesteśmy w stanie to osiągnąć, choć nie zawsze. Nie da się ukryć, że stawanie w szranki z zainfekowanymi potrafi przyśpieszyć puls, szczególnie gdy w grę wchodzą, przyprawiający o dreszcze i ciarki na plecach, klikacze lub purchlaki. Takich potworów nie powstydziliby się twórcy największych horrorów.
Warty wzmianki jest również sposób w jaki stworzono system walki wręcz. Z uwagi na małą ilość amunicji wielu przeciwników będzie posługiwało się tylko pięściami lub improwizowaną bronią białą. Wielokrotnie zostaniemy zmuszeni do takiej taktyki, czy to z uwagi na brak amunicji, czy chęć jej oszczędzania. Sposób, w jaki to zaimplementowano – dźwięki i dokładność animacji – jest niesamowity. Czujemy każdy cios, zarówno zadany, jak i otrzymany. Wszystko jest płynne i momentami bardziej prawdziwe, niż byśmy sobie tego życzyli.
Naturalne piękno
Wszystko to zostało okraszono piękną grafiką. TLoU była najpiękniej wykonaną grą na PS3, a jej nowa wersja zachwyca równie mocno. Oczywiście widać, że nie jest to produkt tworzony z myślą o PS4 i pod tym względem lekko odbiega od tytułów takich jak inFamous: Second Son, ale nie przeszkadza to w najmniejszym stopniu. Obraz natury ponownie przejmującej świat w swoje posiadanie potrafi zaprzeć dech w piersiach.
W porównaniu do pierwowzoru poprawiono szczegółowość większości tekstur, a animacje są o wiele płynniejsze. Gra obsługuje obecnie 60 klatek na sekundę i różnica rzeczywiście jest odczuwalna. Za to sposób, w jaki przeniesiono postacie, a w szczególności to, jak wiernie odwzorowano mimikę, powinien być stawiany za wzór innym twórcom.
Również sposób w jaki zaprojektowano lokacje jest wart uwagi. Choć jest to gra jak najbardziej liniowa, przez większość czasu mamy wrażenie, że możemy obrać więcej niż jedną ścieżkę, aby osiągnąć cel. Ilość różnych zakamarków, przejść i budynków daje całkiem duże pole do popisu jeśli chodzi o eksplorację. Zawsze znajdzie się też coś, co warto obejrzeć i nigdy nie wiadomo, co znajdziemy za rogiem. Tutaj naprawdę warto myszkować.
Myśliwy i zwierzyna
Wszystko to, co zaprezentowano w podstawowej kampanii, można również naleźć w trybie wieloosobowym. Mecze, w których czwórki graczy walczą ze sobą o zasoby oraz dominację, są równie wciągające jak zmagania Joela i Ellie. Starcia oparte są głównie na skradaniu się i cichej eliminacji przeciwników, wymagają dobrego rozplanowania, a przede wszystkim pracy zespołowej. Różnica między nieźle zgranymi graczami a zbieraniną obcych sobie ludzi jest widoczna na pierwszy rzut oka, ale, na szczęście, nie stawia tych drugich na z góry przegranej pozycji.
Ciekawym elementem tej kampanii jest tworzenie wirtualnych społeczności, które w miarę naszych postępów oraz zebranych surowców rosną w siłę. Rzecz jasna, jeśli nie jesteśmy w stanie dostarczyć, czyli zdobyć w trakcie meczów, odpowiedniej ilości zapasów, owe społeczności zaczynają chorować, degradować się i ginąć. Rozbrajającym motywem jest za to możliwości zaimportowania swoich znajomych z Facebooka, dzięki czemu zamiast generowanych losowo imion i nazwisk widzimy w naszym małym klanie znajomych ludzi. Niby nic wielkiego, ale miły dodatek.
Werdykt może być tylko jeden
Nowa wersja The Last of Us nie straciła nic na świeżości i jest nadzwyczajnym, genialnym tytułem.To wręcz najlepsza gra, jaką można obecnie kupić na nową generację konsol, a ponadto tytuł obowiązkowy dla każdego gracza. Ta wspaniała, mroczna i dojrzała opowieść jest czymś, obok czego nie można przejść obojętnie. Warto sięgnąć po ten tytuł ponownie, nawet jeśli poznało się tę historię na PS3.
Mają w kolekcji: 3
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:



Producent: Naughty Dog
Wydawca: Sony Computer Entertainment
Dystrybutor polski: Sony Computer Entertainment Polska
Data premiery (świat): 11 czerwca 2013
Data premiery (Polska): 14 czerwca 2013
Platformy: PS3
Strona WWW: www.lastofus.com/