The Last of Us Part II
Są takie studia, których sama nazwa jest dla osoby grającej na PlayStation znakiem jakości. Jednym z nich, być może najważniejszym, jest Naughty Dog. W przeciągu ostatnich trzynastu lat tworzyli przede wszystkim serię Uncharted i za każdym razem kolejna część okazywała się tytułem wybitnym, ze wszech miar wartym ogrania. Ale mimo powszechnego uznania można nierzadko usłyszeć opinię, że najlepszym tytułem studia było The Last of Us. Ta postapokaliptyczna opowieść była znacznie bardziej ponura niż przygody Nathana Drake’a. Opowiadała o więzi między doświadczonym przez życie Joelem a młodą, ale wyjątkową Ellie. Ta relacja rozwijała się podczas podróży przez Stany Zjednoczone, zniszczone zarazą zmieniającą ludzi w grzybowe zombie.
Ocenianie po okładce
Oczekiwania związane z drugą częścią były duże. Sony zdecydowało się pokazać solidny kawał gameplayu na swojej konferencji na targach E3 w 2018 roku. Zobaczyliśmy krwawą i gwałtowną ucieczkę Ellie przed bandą degeneratów. Rozgrywka była widocznie usprawniona względem części pierwszej – nasza bohaterka mogła się czołgać, kontekstowo wykorzystywać elementy otoczenia podczas walki, unikać ciosów. Grafika również czarowała – wspaniałe efekty oświetlenia widoczne przy pochodniach drabów ścigających Ellie, genialna animacja mimiki w filmikach przerywnikowych.
Z przyjemnością zatem donoszę, że Naughty Dog dowieźli większość zapowiadanych cudów. Największe wrażenie robią emocje widziane na twarzach bohaterek i bohaterów – jest to naprawdę pierwsza klasa i mocno przekłada się na wiarygodność opowiadanej historii. Co do reszty grafiki, to mamy tu do czynienia nieco z efektem Wiedźmina – to, co widzimy, wygląda świetnie, ale nieco inaczej niż na materiałach promocyjnych. Nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że Wiedźmin 3 czy The Last of Us Part II ma słabą grafikę, ale mimo wszystko można się tu doszukać rzeczy, które pierwotnie miały wyglądać inaczej. Zmieniono zasięgi oświetlenia, a niektóre animacje zrobiono chyba tylko na potrzeby dema na E3, bo nie pojawiają się w faktycznej grze. Ale ostatecznie zmian i usprawnień jest tak dużo, że trudno mieć do deweloperów pretensje.
Ja tytuł testowałem na PS4 Pro i telewizorze o rozdzielczości Full HD. Wszystko chodzi płynnie, a świat gry jest bogaty w detale. Wspaniale wyglądają porośnięte roślinnością budynki – można powiedzieć, że jest to znak rozpoznawczy serii. Po przejściu gry odblokować można concept arty i gra wygląda równie dobrze jak one! Wspaniałe są również efekty oświetlenia – czerwienie od rzuconych flar rozświetlające scenerie walk, gra płomieni, gdy uciekamy nocą przez ciemny las, mając tylko jedną pochodnię, promienie światła rozchodzące się w budynkach, gdzie w powietrzu unosi się zawiesina zarodników. Co prawda, chciałoby się to wszystko oglądać w 60 klatkach na sekundę (gra jest zablokowana na 30 FPS), ale na to pewnie będziemy musieli poczekać do portu na PS5. Klimatyczne wizualia to tylko okładka tego tytułu.
Bezlitosne zmagania
Pierwsza część gry była typową skradanką i tutaj to się nie zmienia. Gdy dochodzi do walki, musimy być ostrożni – przeciwników jest wielu i rzucenie się na nich z frontalnym atakiem prawie na pewno skończy się śmiercią naszej postaci i przeładowaniem punktu kontrolnego. Czasem musimy wręcz wprost panicznie uciekać. Jednocześnie jednak, ponieważ akcja toczy się kilka lat później niż część pierwsza, nasi bohaterowie nabrali już wprawy w pokonywaniu zarażonych. Ellie sprawnie posługuje się kilkoma rodzajami broni na raz, tworzy przynęty, miny, koktajle Mołotowa. Na bieżąco leczy się apteczkami, z furią dźga nożem, rozprasza lub ogłusza przeciwników rzuconą butelką lub cegłówką. A na koniec wykonuje krwawy cios kończący za pomocą broni białej – na przykład gazrurki z doczepionymi dodatkowymi ostrzami.
Bronie do walki wręcz – świetne, bo ciche – szybko się niszczą. Amunicja do broni kończy się, a przenosić można jej niewiele. Z początku kontrolujemy położenie przeciwników za pomocą nasłuchiwania, ale gdy narobimy hałasu, rozpętuje się piekło i tracimy nad tym wszystkim kontrolę. Nasze zdolności powoli poprawiają się – dzięki wykupowanym za zebrane leki zdolnościom nauczymy się nasłuchiwać z dalszej odległości i robić tłumiki do broni, a także zwiększymy liczbę dostępnych punktów życia. Grę należy też pochwalić za w 100% dopasowywalne sterowanie. Każdy przycisk pada można sobie skonfigurować tak, jak się chce.
Element surwiwalu i przetrwania na krawędzi życia i śmierci został zarysowany bardzo mocno. Ale jednocześnie poziom trudności jest bardzo dobrze zbalansowany. Jeżeli chcecie po prostu pograć, wybierzcie poziom normalny – nie jest bardzo trudny. Co jakiś czas spanikujecie, zagapicie się i zginiecie, ale nie napotkacie ani jednej potyczki, którą trzeba będzie powtarzać więcej niż dwa–trzy razy. Ci, którzy uważają się za weteranów, powinni od razu włączyć poziom trudny. Nie dla trofeów (nie ma osobnych trofeów za poziom trudności), lecz dla wyzwania i związanej z nim zmiany odczuć z niektórych podrozdziałów. Część zmagań Ellie jest znacznie bardziej satysfakcjonująca, gdy musimy liczyć każdy zasób, a skradanie, ucieczki i krycie się stają się absolutną koniecznością, jeżeli chcemy przeżyć. Do tego dochodzą jeszcze elementy horroru rodem z najlepszych części Resident Evil – przeciwnicy atakujący niespodziewanie, ich okropne wrzaski i miejsca, gdzie infekcja grzybami osiągnęła wielkie rozmiary.
Inną świetną rzeczą w The Last of Us Part 2 jest choreografia walk. Może nie jest to poziom pierwszego Tomb Raidera z nowej trylogii, gdzie przez pierwsze godziny każda walka była inna, ale widać w TLoU2 wysiłek w tym temacie – potyczki, w których biorą udział jednocześnie ścigający nas ludzie i zarażeni potrafią mieć wspaniałą dynamikę. Najpierw słyszymy pokrzykiwania ludzi pewnych, że zaraz nas dopadną, po chwili atakują zombiaki i robi się straszliwy hałas, a po chwili znów zapada złowroga cisza. A w centrum tego spektaklu my, próbujący przeżyć i napuścić wrogów na siebie. Genialnie wypadają walki w świetle czerwonych flar lub oświetlenia alarmowego w budynku szpitala, potyczki ze skradającymi się zarażonymi, których nie wykrywa nasz wyostrzony słuch, mrożą krew w żyłach, a wybuchające czasem strzelaniny z polującymi na nas ludźmi są szybkie i brutalne.
Growa część TLoU2 to prawdziwa przyjemność, a skrajna brutalność tytułu jest tutaj wisienką na torcie, dodającą grze wiarygodności. To w żadnym razie nie jest gra dla dzieci – i to w o wiele mocniejszym stopniu niż którekolwiek GTA. Strzał z shotguna w nogę skończy się tu jej urwaniem, biegnącego ku nam z pałką przeciwnika możemy postrzelić w kolano, w wyniku czego natychmiast się wywróci, cios z broni białej w głowę kończy się zmienieniem twarzy w krwawą miazgę. Potężniejsi zainfekowani potrafią rozerwać Ellie na strzępy, urwać jej rękę, zgnieść głowę. Takiego znęcania się nad naszą postacią nie widzieliśmy od wspomnianego już pierwszego Tomb Raidera, to niemalże pornografia przemocy. Ale prawdziwa brutalność tej gry leży gdzie indziej – w jej fabule.
Historia, jakich mało
Gdy zaczynamy grę, spotykamy Ellie i Joela w dość bezpiecznym otoczeniu. Mieszkają w bronionym i dobrze zorganizowanym miasteczku Jackson, gdzie próbują sobie ułożyć życie. Ten stan postapokaliptycznej sielanki nie potrwa jednak długo. The Last of Us Part II to opowieść o zemście, która wypala dusze i która pożera naszych przyjaciół i nas samych.
Nie da się napisać wiele o fabule, nie unikając spoilerów, ale trzeba zaznaczyć, że w tym tytule będziemy grać nie tylko samą Ellie. Fabuła opowiadana jest przez wydarzenia kolejnych dni w naszej teraźniejszości, ale wielokrotnie będziemy mieć do czynienia ze zmianą kontrolowanego bohatera (co w oryginale też miało miejsce, ale nie na taką skalę) i z licznymi retrospekcjami rzucającymi światło na obecne odczucia postaci. Raz będzie nam towarzyszył jeden pomagier, kolejnym razem inny. Gameplayowo nie ma tutaj wielkich zmian (nie sterujemy w żadnym stopniu kompanem, a więc nie zastosowano modelu z ostatniego God of War), ale dzięki licznym konwersacjom między postaciami buduje się ciekawy i zniuansowany świat.
Gracze mieli pretensje do The Last of Us Part II o wiele rzeczy, w większości niesłusznie. Trailery tej gry zdawały się sugerować przebieg fabuły, ale wprowadzały w błąd – niektóre zwroty akcji są bardzo mocne i głupio byłoby je sobie zepsuć, znając je z góry. Dlatego tę dezinformację można twórcom wybaczyć. Czy Grę o Tron oglądałoby się tak samo, wiedząc, co stanie się przed rozpoczęciem kolejnego odcinka? A TLoU2 oferuje sceny równie ciężkie jak ten serial. Nie ma tu litości dla nikogo, włącznie z głównymi bohaterkami i bohaterami.
Drugim krytykowanym elementem były wątki związane z seksualnością postaci. TLoU2 wprowadza postacie homoseksualne, wprowadza też wątek postaci trans. Wszytko jest tu rozegrane ze smakiem i wyczuciem – to zdecydowanie nowa jakość w kreacji bohaterów. Są z krwi i kości, popełniają błędy, dokonują ważnych dla siebie wyborów i ponoszą ich konsekwencje. Zresztą wśród postaci heteroseksualnych jest równie ciekawie. Druga główna postać kobieca – Abby – bardzo odbiega od standardowej growej heroiny, a wątek uczucia między nią a Owenem musi budzić uznanie. W trakcie gry będziemy na przemian nienawidzić i współczuć bohaterom, kibicować i życzyć im śmierci. Będziemy gnieść Dualshocka ze złości, po śmierci tych, którzy przecież nie mogli zginąć, a może nawet wypuścimy kontroler z rąk w geście protestu, gdy bohaterka będzie chciała zrobić coś, czego my nigdy byśmy nie zrobili.
To jest gra przemyślana i chwytająca za serce. Relacje są prawdziwe, wiarygodne i często bardzo smutne. Ludzie robią sobie w niej okropne rzeczy i wciągają w to swoich ukochanych. A w tle czają się szaleńcy, potwory i straszne przeżycia z przeszłości. Pod względem ciężaru gra jest znacznie bardziej intensywna niż pierwsza część, która – swoją drogą – jest niezbędnym warunkiem, do gry. Nie bez powodu w tytule czytamy Part 2. Najnowsze dzieło Naughty Dog bardzo mocno czerpie ze wspaniałej jedynki i granie w nie bez znajomości oryginału jest bezcelowe.
Czy TLou2 to gra idealna? Nie, i jest się tu do czego przyczepić. Jest to tytuł długi i sycący – mi zajęła ponad 27 godzin, czyli praktycznie dwa razy tyle, co część pierwsza. Ale początkowe sekcje w Seattle nie są tak dobre jak druga połowa gry, gdzie nie ma momentu znużenia, a wydarzenia pędzą jak oszalałe. Dłużyzny nie są tak dotkliwe jak niekiedy w TLoU1, ale zwłaszcza niektóre retrospekcje wydają się za długie i początek gry sprawia przez nie wrażenie bardzo powolnego. Dałoby się też gdzieniegdzie przyczepić do logiki świata – na przykład nikt nie używa tu karabinów szturmowych, choć wiemy że w USA jest ich pełno zarówno w rękach wojska, jak i cywilów.
Zdarza się, że w imię kinowości gra zapomina o swoim rdzeniu. W sekcji, w której uciekamy samochodem, nasz kompan kieruje, a my strzelamy do przeciwników i zainfekowanych. Tylko, że... nagle dostajemy nieskończoną amunicję. Często się tak robi w grach, ale do TLoU2 to zupełnie nie pasuje.
Końcówka gry jest nieco dziwna i na pewno zostawi poczucie goryczy. Gracze formułowali teorie o nieco pozytywniejszym sensie zakończenia, ale dla mnie są one błędne. Nie ma co liczyć na uśmiechy przy zachodzącym słońcu jak w Uncharted: Zaginionym dziedzictwie. Tutaj zakończenie jest kaskadą przypominającą końcówkę pierwszego Red Dead Redemption i inaczej niż w grach RPG nie będziemy mieć żadnego wpływu na decyzje bohaterek.
Studio podjęło też decyzję o pozbawieniu gry elementu multiplayera. Być może pojawi się on kiedy indziej jako osobna gra, może nie pojawi się wcale. Tytuły Naughty Doga w ogóle nie potrzebują multiplayera do bycia świetnymi, ale jeżeli ktoś grał więcej w jedynkę, to może być nieco rozczarowany. Długość samej gry powinna to jednak zrekompensować.
Wreszcie ostatnim zarzutem może być pewna przewidywalność fabuły odnośnie do niektórych postaci. Porównywałem chwyty scenarzysty do roboty George’a R.R. Martina, twórcy Pieśni Lody i Ognia słynącego z krwawej łaźni i podobnie jak u niego momentami można pomyśleć, że jesteśmy o jednego trupa za daleko. Że tę kolejną śmierć postaci, z którą się zżyliśmy, można było sobie darować. Że scena po, której mieliśmy krzyknąć "Niemożliwe!" jest dla nas tylko ponurym "no tak, tak myślałem, że tak to się skończy".
Czy naprawdę ostatni?
Całościowo TLoU2 to kolejny wielki sukces studia Naughty Dog. Historia postaci wydaje się zakończona i eksploatowanie jej dalej byłoby odcinaniem kuponów.
W serię Uncharted też się już nagraliśmy – cztery (i pół) części doskonałego action adventure. Pojawia się zatem pytanie – co dalej? Co Naughty Dog przygotuje dla nas na PS5? Czy to będzie nowe otwarcie, czy jednak powrót do któregoś ze znanych i kochanych uniwersów? Co by to nie było, po ukończeniu TLoU2 jestem pewien, że developer nie zawiedzie, i kolejnej ich gry będę wypatrywał z utęsknieniem.
Zalety:
- wspaniała grafika i klimat, doskonałe efekty oświetleniowe
- brutalna, gwałtowna walka z mnóstwem opcji – broni, pułapek, animacji kontekstowych
- szokuje, przestrasza, wzrusza i rozwściecza – ta gra nie pozostawia obojętnym
- wątki homoseksualne i trans rozegrane z wielkim wyczuciem
- poziom z zawalonym wieżowcem – majstersztyk!
- sycąca długość gry
Wady:
- pierwsza połowa ma nieco zbyt wolne tempo
- niektóre zwroty akcji są przewidywalne
- niektóre sekcje "kinowe" nie pasują do tej gry
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:



Producent: Naughty Dog
Wydawca: Sony Interactive Entertainment
Dystrybutor polski: Sony Interactive Entertainment Polska
Data premiery (świat): 19 czerwca 2020
Data premiery (Polska): 19 czerwca 2020
Platformy: PlayStation 4
Strona WWW: www.thelastofus.playstation.com/
Cena: 289 zł