Resident Evil 3

Zombie powstają ponownie

Autor: Michał 'Drian_Thierf' Goszczyński

Resident Evil 3
Czy najnowsze dzieło Capcom można traktować jako zupełnie odrębny tytuł? Czy też powinniśmy patrzeć na niego jako na nową wersję produkcji z 1999 roku? I czy jest lepszy czas na recenzowanie gry o początku epidemii zabójczego wirusa?

Seria Resident Evil to prawdopodobnie jeden z najmocniejszych tytułów w historii elektronicznej rozrywki. Na kanwie wszędobylskich już remake'ów i remasterów rok temu zobaczyliśmy świetnego Resident Evil 2. W tym roku po raz kolejny przyjdzie się nam spotkać z Nemesisem i to ponad 20 lat po ukazaniu się Nemesis na PlayStation.

Remake na miarę naszych czasów

Resident Evil 3 został zbudowany na silniku znanym z Resident Evil 7 oraz zeszłorocznego remake'u Resident Evil 2. Trzeba przyznać, że twórcy wykonali dobrą robotę, by RE3 wykonaniem odpowiadał wszelkim wymogom dla gier z 2020 roku. Nie ma już więc kamery umieszczonej w jednym punkcie, zamiast niej otrzymujemy widok zza pleców kierowanej postaci, a scenki przerywające od czasu do czasu rozgrywkę robią duże wrażenie.

Nie jest to jednak pełne odwzorowanie oryginału z PlayStation. Już od pierwszych zapowiedzi Capcom zakładał wprowadzenie zmian w stosunku do pierwowzoru. Design postaci uległ pewnym modyfikacjom, co w przypadku jednego z głównych przeciwników wywołało niemało szumu w mediach społecznościowych. Niektóre lokacje przeszły poważne metamorfozy, a rozgrywka dwoma grywalnymi postaciami została trochę inaczej rozłożona.

Można więc stwierdzić, że słowo "remake" twórcy wzięli na poważnie. Mamy do czynienia z tytułem zbudowanym na bazie pewnego ustalonego oryginałem schematu, ale wiele elementów zostało przetworzonych, by odpowiadały dzisiejszym standardom. Dzięki temu otrzymujemy oddzielne dzieło, a nie jedynie ulepszenie graficzne tytułu retro.

Czasy ciągłego niedoboru

Rozgrywka niewiele różni się od Resident Evil 2. Eksplorujemy kolejne fragmenty lokacji, szukamy przedmiotów, wśród których przeważa amunicja i apteczki lub elementy, z których z poziomu plecaka możemy tworzyć nowe naboje. Od czasu do czasu spotkamy się też z niezbyt trudną zagadką logiczną czy sejfem wymagającym kombinacji ukrytej w całkiem nieoczekiwanym miejscu – na przykład na plakacie. Świetnym dodatkiem jest umieszczenie na mapie wszystkich zauważonych przedmiotów i zamkniętych skrzynek lub drzwi, by po zdobyciu odpowiednich narzędzi wiedzieć, gdzie powinniśmy się cofnąć.

A cofać się musimy, bo każda sztuka amunicji jest na wagę złota. Zależnie od poziomu trudności powalenie nawet najsłabszego z przeciwników wymaga od dwóch do nawet  sześciu strzałów w głowę. Podobnie sytuacja wygląda z dostępnością przedmiotów leczących – każda roślina lub spray, które służą nam do przywrócenia utraconego zdrowia, są bardzo cenne, bo nigdy nie wiadomo, kiedy uda nam się odnaleźć następne. Dodatkowo, miejsce w plecaku jest bardzo ograniczone i gdyby nie rozsiane po różnych zakątkach miasta skrzynie służące do przechowywania przedmiotów, które potem dostępne są w każdej innej podobnej skrzyni, byłoby nam bardzo ciężko.

To, na co z pewnością nie możemy narzekać, to rozbudowa arsenału. Na swojej drodze napotkamy kilka pistoletów, karabin taktyczny, strzelbę, a nawet wyrzutnię granatów. Do prawie każdej broni zdobyć lub znaleźć możemy też ulepszenia, które ułatwią celowanie, zwiększą magazynek czy – w przypadku granatnika – zmienią efekty wystrzeliwanych granatów. Musimy nauczyć się odpowiednio żonglować dostępnym ekwipunkiem, mając też na uwadze dostępne w plecaku miejsce, i odpowiednio dobierać broń do aktualnej sytuacji.

Nawet jeśli o tym zapomnimy, to system save pointów znany z innych odsłon serii – rozsiane po terenie bezpieczne pokoje – z pewnością pomogą nam podejść do danego momentu po raz kolejny. Punkty zapisu rozłożone są dość równomiernie i tylko w kilku przypadkach można mieć wrażenie, że niebezpiecznie kusimy los w starciach z nieumarłymi. Z reguły jednak bez problemu uda nam się przebić przez kolejny fragment lokacji.

Nigdy nie jesteśmy sami

Od pierwszej sceny żyjemy w ciągłym poczuciu zagrożenia. Kierowana przez nas Jill Valentine nabiera ona sił po wydarzeniach z Resident Evil 1, a równocześnie jest ścigana przez broń biologiczną Nemesis wyhodowaną w laboratoriach Umbrella Corporation. W czasie pierwszej ucieczki przed potworem Jill zauważa, że Racoon City zaczyna odczuwać efekty epidemii Wirusa T. Mieszkańcy miasta zamieniają się w krwiożercze zombie, dla których każdy żywy człowiek to potencjalny obiad.

Na szczęście Jill spotyka życzliwych najemników z oddziałów U.B.C.S., czyli elitarnej grupy w strukturach Umbrella Corporation, odpowiedzialnej za przeciwdziałanie zagrożeniom biologicznym. Udzielają jej niezbędnej pomocy, by choć na moment schować się przed Nemesisem. I to właśnie jednym z tych najemników – Carlosem Oliveira – przyjdzie nam przemierzać niektóre rejony Racoon City, kiedy Jill będzie zajęta innymi sprawami. Wszystko to, by bezpiecznie wydostać się z miasta. Co może nie być tak proste, jak się wszystkim wydawało.

Niemniej jednak oddech bestii będziemy czuć na plecach przez większą część gry. Nigdy nie wiadomo, w którym momencie jesteśmy bezpieczni, a w którym zza rogu wypadnie na nas Nemesis. Ten element rozgrywki dodaje zupełnie nowego poziomu horroru i dynamizmu, czasem wręcz przypominającego nie survival horror, a strzelankę akcji. Każde ze starć jest jednak mocno oskryptowane i po pierwszym przejściu gry te spotkania nie będą już aż tak zaskakujące.

Nemesis oczywiście nie jest naszym jedynym przeciwnikiem. Lokacje zaludnione są przez kilka, czasem kilkanaście zombie, które na początku możemy starać się omijać, by oszczędzać tak cenne pociski. Wraz z rozwojem fabuły natrafiamy na coraz trudniejsze do pokonania mutacje i czasem dłuższą chwilę trzeba się zastanowić, jak podejść do tego konkretnego przeciwnika mając na względzie ograniczone zapasy.

Szybko, coraz szybciej

Resident Evil 3 nie jest długą grą. Przejście fabuły nie powinno zająć więcej niż 5–6 godzin, a jeśli chcemy iść w kierunku platyny, to sumując kilka podejść, jakie będziemy wtedy musieli zaliczyć, powinno się uzbierać około 20 godzin. Oczywiście są też speed runy na poziomie około jednej godziny, ale wymagają odpowiedniego przygotowania i przynajmniej kilkukrotnego przejścia gry i poznania jej zakamarków. Niezależnie jednak od tego, jak szybko uda nam się dojść do końca, przykrym zaskoczeniem dla fanów serii może być tylko jedno zakończenie. Żadne z naszych zachowań nie ma wpływu na finał przygody. Jedyne zmiany w przebiegu walki to momenty, w których zdecydujemy się walczyć zamiast uciekać przed goniącą nas bestią i ewentualne ulepszenia broni, jakie w ten sposób możemy zdobyć.

Gdy sama fabuła nie wystarczy

Wraz z Resident Evil 3 dostajemy również drugą grę – wyłącznie multiplayerową Resident Evil Resistance. Zbudowana na tym samym silniku graficznym, korzysta ona z zyskującego w tym gatunku podejścia do multiplayer – rozgrywki asymetrycznej. Wcielić możemy się w jednego z 4 ocalonych lub w głównego złego, który będzie stawiał na drodze ocalonych pułapki i wypuszczał na nich nieumarłych.

Zadaniem ocalonych jest w określonym czasie odnaleźć trzy klucze i przeżyć mimo pułapek oraz wypadających z zakamarków zombie. Rolą piątego gracza jest oczywiście uniemożliwienie tych planów lub opóźnienie działań na tyle, że niemożliwe będzie osiągnięcie celu. Może to robić również, wcielając się w któregoś z zombie i starając się osobiście dopaść jednego z ocalonych. Jest to chyba najciekawszy element całego trybu multi.

Wszystko oczywiście zależy od odpowiedniego zgrania graczy wcielających się w rolę ocalonych. Próba wykonania wszystkiego samemu, bez komunikacji z innymi osobami, jest z góry skazana na niepowodzenie i może za sobą pociągnąć porażkę całej drużyny. W czasach dzisiejszych gier multiplayer znalezienie kompetentnej drużyny, z którą dobrze się nam będzie grało, jest bardzo trudne. Całe szczęście mało kto kupuje Resident Evil 3 dla trybu multiplayer. Naprawdę szkoda, że twórcy nie pomyśleli o przerobieniu Resistance na pełny tryb modowania i wypuszczania własnych scenariuszy do przechodzenia w sieci przez innych graczy.

Gra nie tylko dla koneserów

Resident Evil 3 różni się od swojego poprzednika podejściem do rozgrywki. Jest ona dość dynamiczna jak na horror i dzięki temu może trafić do wielbicieli gier akcji. Nie jest to jednak łatwa gra. Nawet na najniższym poziomie trudności wystarczą dwa lub trzy ugryzienia przez nieumarłych, by nasza postać dołączyła do ich grona. Ciągłe problemy z dostępem do amunicji i przedmiotów leczących oraz możliwość zachowywania stanu gry wyłącznie w przeznaczonych do tego miejscach z pewnością zaskoczą niejedną osobę, która będzie przyzwyczajona do zupełnie innego podejścia do mechaniki survival horroru.

Capcom wykonał przy RE3 kawał dobrej roboty. Choć nie jest to już tytuł tak zaskakujący poziomem wykonania jak poprzedni remake, to można się już przyzwyczaić do solidnego wykonania. Z pewnością fani pierwowzoru chętnie sięgną po tę reinterpretację kultowego tytułu z ery pierwszego PlayStation. A nawet osoby, które nigdy nie miały do czynienia z Resident Evil 3: Nemesis, znajdą tu coś dla siebie.

Plusy

Minusy

Zrzuty ekranu pochodzą z oficjalnych materiałów wydawcy.