Deus Ex: Rozłam ludzkości

Agent Jensen v.1.85

Autor: Łukasz 'Qrchac' Kowalski

Deus Ex: Rozłam ludzkości
Wydany w 2011 roku Bunt ludzkości okazał się prawdziwym hitem. Gra podbiła serca wielu graczy i na stałe wpisała się w kanon tytułów, które świetnie wskrzeszały legendarną markę. Druga odsłona przygód Adama Jensena trafiła niedawno w ręce graczy i choć zadanie nie było zbyt łatwe, twórcy zapewniali, że jest równie dobra jak poprzednie. Czas sprawdzić, czy sprostali zadaniu.

Apokalipsa według pana Adama

Rozłam ludzkości podejmuje historię dwa lata po wydarzeniach z poprzedniej odsłony. Konsekwencje awarii wszczepów okazały się większe, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Wszyscy ulepszeni, którzy przeżyli ów dzień, momentalnie stali się pariasami w oczach pozostałych ludzi. Powróciła prawdziwa segregacje rasowa, a każdy z wszczepami uznawany jest za gorszego człowieka. Światowe rządy debatują właśnie nad wprowadzeniem ustawy zmuszającej oddzielenie wszystkich ulepszonych od reszty społeczeństwa. Przyparci do muru i traktowani jak gorsi, ulepszeni zaczynają się buntować i dochodzi do eskalacji przemocy. Oczy całego świata zwrócone są obecnie na Pragę, która wprowadziła mocno zaostrzone prawo. Od tego, jak w stolicy Czech rozwinie się sytuacja, może zależeć postępowanie pozostałych państw. Zza kulis wszystkim manipulują Iluminaci, a nieliczne grupy, takie jak Kolektyw Juggernaut, desperacko starają się im przeciwstawić, jednak przypomina to walkę Dawida z Goliatem.

W centrum wydarzeń ponownie znajduje się Adam Jensen. Po prawie rocznej śpiączce i  pobycie w klinice na Alasce wraca do gry – tym razem nie jako szef ochrony Sarif Industries, ale członek europejskiego oddziału Interpolu do zwalczenia terroryzmu (Task Force 29). Po kolejnym zamachu bombowym w Pradze napięcie między zwaśnionymi grupami narasta coraz bardziej. Jensen musi znaleźć odpowiedzialnych za rozlew krwi oraz zapobiec kolejnym zamachom. Jakby tego było mało wychodzi na jaw, że w jego ciele zainstalowano dodatkowe, eksperymentalne modyfikacje, a odkrycie, skąd pochodzą i kto jest za nie odpowiedzialny, może nie być takie proste.

Główny wątek fabularny jest całkiem niezły – przez większość czasu z zaciekawieniem śledzimy wydarzenia i staramy się dostosować do kolejnych odkrytych informacji. Przyjdzie nam również współpracować z różnymi grupami, czasami o sprzecznych interesach i tylko od nas zależy, jaką drogę ostatecznie obierzemy oraz komu zaufamy. Zadziwić może brak rozmachu – historia, choć teoretycznie ma zasięg międzynarodowy, jest bardzo lokalna. Placem zabaw jest przede wszystkim Praga i jej okolice, a wypady w inne rejony świata nie są zbyt długie. Tym razem mamy za to większe pole do popisu, jeśli chodzi o konsekwencje naszych działań, co nie było zbyt trudne, gdyż w Buncie ludzkości nie miały one najmniejszego znaczenia. Decydujemy o życiu i śmierci niektórych postaci czy o pogłębieniu się konfliktu między zwykłymi obywatelami i ulepszonymi (głównie w Czechach).

Niestety zakończenie jest, delikatnie mówiąc, mało satysfakcjonujące. Historia urywa się nazbyt gwałtownie, a jedynym sensownym wnioskiem jest "wiem, że nic nie wiem". Widać jak na dłoni, że twórcy szykują całą serię, tylko zamiast wydawać kolejne pełnoprawne części, postanowili pociąć je na mniejsze fragmenty i sprzedać nam niezbyt zręcznie poszatkowane epizody. Zostawia to niezbyt miłe wrażenie.

Bardzo dobrze prezentują się za to zadania poboczne. Część z nich jest naprawdę ciekawa i wciągająca. Tropienie mordercy ulepszonej dziennikarki czy odkrycie tajemnic sekty ukrywającej się w kanałach dają poczucie dobrze spełnionego obowiązku, a dbałość o szczegóły tych misji oraz stworzenie przynajmniej dwóch sposobów ich rozwiązania potrafi przykuć uwagę na dłużej.

Ninja/Stalker/VIP

Zaprezentowana Praga zupełnie nie przypomina tej obecnej. Segregacja jest widoczna na każdym kroku, policja i większość zwykłych mieszkańców gnębi "klekotów" lub przynajmniej przymyka oko na to, co się z nimi dzieje. O ile tak rozpaczliwy widok buduje świetną atmosferę, o tyle szybko stwierdzamy, że to ucieleśnienie siódmego kręgu piekła omija nas szerokim łukiem. Z uwagi na nasz status wszelka agresja ze strony innych praktycznie nas nie dotyczy, owszem czasami usłyszmy niewybredny komentarz na nasz temat czy teoretycznie musimy używać wagonów metra wyznaczonych dla ulepszonych, ale jedyne co nam za to grozi, to reprymenda od policjanta. Trochę szkoda.

Z drugiej strony nadal musimy uważać na to, co i gdzie robimy, gdyż mimo naszego statusu prawa łamać nie możemy. Przynajmniej w teorii. Skakanie po balkonach, dachach, wchodzenie do cudzych mieszkań, rzucanie w innych przedmiotami nie wywołuje jakiekolwiek reperkusji. Jednak jeśli na oczach strażników będziemy hakować komputer lub zamek (nawet jeśli teoretycznie mamy do tego prawo, w trakcie badania miejsca przestępstwa), momentalnie włącza się alarm, a Jensen musi walczyć o życie. Za to Interpolowi nie robi najmniejszej różnicy, ile trupów zostawi za sobą ich agent, bez względu czy chodzi o cywili, policjantów, czy terrorystów. Przydałyby się lekkie zmiany w tym względzie.

Część stolicy Czech, którą eksplorujemy, nie jest może specjalnie duża (niewiele większa od Detroit z Buntu ludzkości), ale myszkowanie po jej zakamarkach wciąga niczym bagno. Praktycznie do każdego miejsca prowadzą przynajmniej dwie drogi, prawie za każdym rogiem jest jakiś sklep lub mieszkanie, w którym czekają na nas jakieś tajemnice, informacje lub ciekawostki. Do naszej dyspozycji oddano szybką podróż w postaci metra, choć będziemy z niego korzystać tylko podczas przemieszczania się między dzielnicą/gettem ulepszonych a pozostałą częścią miasta.

O przygotowanym dla nas placu zabaw dobrze świadczy fakt, że przez pierwsze kilka godzin praktycznie nie zajmujemy się głównym wątkiem fabularnym. Ot mamy go gdzieś z tyłu głowy, ale całość naszej uwagi zaprząta hakowanie i włamywanie się w różne miejsca. Czytanie cudzych maili, poznawanie ich sekretów i ogólnie bawienie się w stalkera okazało się nadzwyczaj zajmującym zajęciem. W międzyczasie staramy się rozwiązać większość misji pobocznych i dopiero wtedy wracamy do walki z terroryzmem.

Patch 1.85 zainstalowano

O ile można mieć wątpliwości, co do głównego wątku fabularnego, o tyle rozgrywka daje niesamowicie wiele radości i poprawiono ją pod każdym względem. Większość osób, zabierając się za Deus Ex, wybierze działanie z ukrycia i dopiero w ostateczności zdecyduje się na otwartą konfrontację – ci gracze będą bardziej niż zadowoleni. System skradania się działa prawie perfekcyjnie, poza sporadycznymi problemami ze zmianą osłony nie ma się do czego przyczepić. Różne ścieżki przedostania się przez lokacje oraz pełna dowolność eliminacji przeciwników pozwala się poczuć niczym cybernetyczny bóg – patron szpiegów oraz łotrzyków. Naprawdę tylko od nas zależy, czy zostawimy za sobą stosy trupów, czy będziemy miłosierni. Dotyczy to również konfrontacji z bossami, które były prawdziwą bolączką poprzedniej części. Bez względu na to, z kim przyjdzie nam się mierzyć, możemy go oszczędzić, czy to obezwładniając, czy przekonując siłą argumentów.

Jednak gdy już dojdzie do pełnej konfrontacji, a górę weźmie nasza krwiożercza natura, okazuje się, że również walka została mocno usprawniona. Jensen jeszcze nigdy tak sprawnie nie posługiwał się bronią. Twórcy wyciągnęli wnioski ze swoich błędów i tym razem płynność sterowania i strzelania przypomina tę z klasycznych FPS-ów. Jedynym mankamentem jest SI przeciwników, którzy od czasu do czasu sami pchają się nam pod lufę i nie zachowują się zbyt logicznie.

Oprócz tego dodatkowe modyfikacje mocno zmieniają sposób, w jaki gramy. Każda z nich pozwala na jeszcze większe wyspecjalizowanie się i jeszcze sprawniejsze pokonywanie wrogów. Momentami całość działa nawet zbyt sprawnie i pod koniec, gdy rozwinie się już większość interesujących nas ulepszeń, gra staje się zbyt łatwa. Nawet na najwyższym możliwym poziomie trudności gdy do dyspozycji mamy tylko jedno życie, nie stanowi wielkiego wyzwania.

Oprócz trybu fabularnego otrzymaliśmy również BREACH, będący czymś na wzór trybu wyzwania. Wcielamy się tutaj w hakerów, którzy włamują się do kolejnych sieci zdobywają utajnione informacje, ujawniają afery związane z różnymi korporacjami oraz konkurują z innymi wojownikami cyberprzestrzeni o miano najlepszego. Zastosowano tutaj dokładnie tę samą mechanikę co w grze, a misje, choć krótkie, są intensywne i wymagające, dzięki czemu zapewnią kilka, a nawet kilkanaście godzin dodatkowej zabawy.

Technika teraźniejszości

Niestety tym razem lekko zawodzi strona wizualna – wszystko przez to, jak bardzo jest nierówna. Pojedyncze elementy wyglądają naprawdę świetnie, jednak część przypomina bardziej podrasowaną wersję Buntu ludzkości, niż grafikę stworzona na potrzeby obecnych standardów. Mieszane uczucia budzą również modele postaci. Zarówno główny bohater, jak i napotykani przez niego ludzie zdają się być świetnie odwzorowani, ale tylko do momentu, w którym otwierają usta. Synchronizacja mowy jest naprawdę tragiczna i nie przystoi takiemu tytułowi.

Negatywnie zadziwia również ścieżka dźwiękowa, która nie umywa się do prawdziwego arcydzieła, jakim była muzyka w poprzedniej odsłonie. Nie można powiedzieć, że jest zła, ale mało osób sięgnie po nią już po zakończeniu zabawy. Dobrze za to spisali się aktorzy podkładający głosy – pomijając dysonans związany z synchronizacją ust i mimiką, wszystko brzmi dokładnie tak jak powinno, nawet Adam Jensen, który ponownie przypomina filmowego twardziela z lat 90.

W tym miejscu należy wspomnieć o rzeczy, która obecnie może zdawać się błaha, jednak w przyszłości może napsuć krwi wielu graczom. Rozłam ludzkości to kolejny tytuł w którym zaimplementowano mikropłatności. O ile można lekko przymknąć oko na wprowadzenie ich w trybie wyzwania, który jest rozgrywką wieloosobową, o tyle zaimplementowanie ich w główniej kampanii woła o pomstę do nieba. Za prawdziwe pieniądze możemy w pełni rozwinąć wszystkie umiejętności i kupić dowolny sprzęt, jaki nas interesuje. Na szczęście gra jest zaprojektowana w taki sposób, że korzystanie z tych opcji jest w pełni dowolne a wykonywanie misji nagradza nas na tyle dużą ilością doświadczenia, że zupełnie nie ma takiej potrzeby. Niemniej jest to kolejna próba przemycenia najbardziej brudnych technik z gier mobilnych i należy głośno o tym mówić, żeby w niedalekiej przyszłości deweloperzy nie postawili nas za podwójnym murem płatności i modelem pay-to-win.

Chcemy więcej

Jak zatem całościowo wypada Rozłam ludzkości? Przy pierwszy kontakcie rewelacyjnie. Pierwsze godziny z padem w ręku mijają w mgnieniu oka i bardzo trudno oderwać się od konsoli. Owo zauroczenie nie mija praktycznie do samego końca. Nie przeszkadzają nawet niedociągnięcia w grafice, czy ledwo zauważalna muzyka. Punktem zwrotnym jest moment, gdy orientujemy się, że fabuła urywa się w połowie – wtedy zaczynamy marszczyć czoło i lekko kręcić nosem. Dopiero podczas drugiego przejścia, które z uwagi na inne wybory wygląda trochę inaczej, zaczynamy dostrzegać kolejne niedociągnięcia i błędy, a nasza ocena zaczyna spadać.

Square-Enix stworzyło grę, która jest dobrą kontynuacją Buntu ludzkości, ale w wielu aspektach zostawia spory niedosyt. Pod względem rozgrywki jest to tytuł ponadprzeciętny, ale wybory czysto marketingowe, jak mocne obcięcie fabuły, czy próba wyciągnięcia od graczy dodatkowych pieniędzy, mocno ciągną ocenę w dół. Jeśli komuś podobała się poprzednia część lub po prostu lubi skradanki, to ta na pewno przypadnie mu do gustu. Pozostali gracze również powinni po nią sięgnąć, ale nie niekoniecznie muszę natychmiast rzucać się do sklepu.

Plusy:

Minusy: