Dead Space

Kosmiczny horror

Autor: Szymon 'neishin' Szweda

Dead Space
Gry z gatunku First Person Shooter w większości do mnie nie przemawiają, zwłaszcza obecnie, gdy stawia się na quasi-prawdziwe konflikty w naszym świecie, a rozgrywka jest tak naprawdę nastawiona na multiplayera, zaś kampania dla jednego gracza jest tylko dodatkiem. Niemniej czasem zdarzają się tytuły, które, pomimo swojej przynależności do gatunku shooterów, przykuwają mnie do konsoli na długie godziny. Tak było z oboma częściami Bioshocka, sytuacja powtórzyła się z Dead Space.

W kosmosie...

W tytule tym zostajemy wrzuceni w skórę Isaaca Clarke'a, członka ekipy naprawczej, która zmierza na statek kosmiczny o dźwięcznej nazwie Ishimura. Jest to gigantyczny statek kopalniany, który wyciąga z planety duży kawał gleby, a następnie mieli go w poszukiwaniu surowców naturalnych. Niestety łączność z Ishimurą została przerwana - stąd inżynierska akcja ratunkowa. Isaac ma w tej podróży także osobisty cel - na rozbijaczu planet znajduje się jego ukochana, która tuż przed awarią wysłała do niego niepokojące wideo.

Oczywiście nie zdradzę tutaj nic nowego, jeśli powiem, że naprawa na Ishimurze to nie zwykła wymiana bezpieczników. Statek opanowany jest przez dziwne istoty, prawdopodobnie pochodzenia pozaziemskiego, które pragną tylko jednej rzeczy - pozbawić nas i naszych towarzyszy życia. Naszym celem, poza naprawianiem kolejnych elementów statku i znalezieniem ukochanej, staje się przeżycie w tym gościnnym jak dworzec kolejowy nocą miejscu.

... wszyscy słyszą oddane przez ciebie strzały

Jako inżynier nie mamy dostępu do miniguna czy snajperki, jednak bezbronni nie jesteśmy. Mamy naszą podręczną szlifierkę plazmową, któradaje sobie radę z metalem, więc mięśnie i ścięgna nie są dla niej wyzwaniem. Poza tym w późniejszym czasie dostajemy inne ulubione zabawki domowych majsterkowiczów - pistolet z wystrzeliwaną piłą tarczową czy palnik acetylenowy pełniący tu funkcję miotacza ognia. Ciekawym patentem jest wprowadzenie drugiej opcji prowadzenia ognia, jaką posiada każda broń - wspomniany miotacz jest w stanie wyrzucić z siebie mocno skondensowany ładunek na większy zasięg (ale kosztuje to więcej amunicji), a posiadający niesamowite wręcz pole rażenia pistolet linowy może ustawić gdzieś minę.

Sprzęt można ulepszać w specjalnych stacjach znajdowanymi (albo kupowanymi w sklepiku) węzłami mocy. Każdej pukawce można standardowo podwyższyć obrażenia, maksymalną ilość pocisków w magazynku czy szybkość przeładowania, a do tego każda ma swoją specjalną cechę, którą też można polepszyć (np. obrażenia z min wspomnianego pistoletu linowego).

Skoro już wiemy, czym możemy naprawiać poszycia statków kosmicznych oraz eliminować dziwaczne mutacje, wypadałoby napisać troszkę o beneficjentach traktowania takim sprzętem. Tutaj przekrój jest całkiem niezły, poczynając od "zwykłych" ludzi z dodatkowymi ostrzami zamiast kończyn, przez poczęte z niemowląt, strzelające z macek i chodzące po ścianach paskudztwa, po przymocowane na stałe do ścian cierpiące ciała wypluwające eksplodujące jaja. Dość powiedzieć, że wygląd i dźwięki wydawane przez te maszkary potrafią zmącić spokojny sen nawet Dalai Lamy. Warto napomknąć, ku ostrzeżeniu, że część przeciwników opanowała sztuczkę zdechł pies i potrafi nader ładnie udawać martwych. A wspomniałem o bossach? Owszem, występują. Tyle na ten temat, bo są zbyt fajni, żeby psuć czytelnikowi zabawę dokładnie ich opisując.

Należałoby jeszcze wspomnieć o innych ciekawych elementach, które w Dead Space znajdziemy. Nasz inżynierski kombinezon (który pewnie jest strasznie cieżki i dlatego Isaac tak wolno się przemieszcza), poza odczytem naszego zdrowia oraz wbudowanej butli z tlenem na wypadek wyjścia w przestrzeń kosmiczną, posiada dwa ciekawe elementy. Jednym z nich jest kineza, która pozwala na przemieszczanie przedmiotów bezdotykowo. Przydaje się to zazwyczaj scenariuszowo, by coś gdzieś wrzucić, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby porzucać ostrymi częściami zabitych przez nas przeciwników w ich będących jeszcze na chodzie kompanów. Drugim elementem jest staza, która na chwilę spowalnia czas w miejscu jej rozpylenia. I znowu - często służy na przykład do spowolnienia działających za szybko drzwi, ale nie do przecenienia jest możliwość zatrzymania w miejscu zbyt łapczywych zapaleńców, którzy mają ochotę na filet a'la Isaac.

Co religia robi z ludźmi

Dead Space nie jest typową strzelanką, w której prze się do przodu i wycina kolejne zastępy przeciwników... no dobra, w sumie jest. Niemniej zaobserwowałem pewne nietypowe dla tego gatunku elementy, które zostały tu zaimplementowane w pewnym konkretnym celu. Tempo gry jest wolniejsze niż w takim Call of Duty, sam Isaac chodzi dosyć powoli i ciężko. Przeciwnicy też nie grzeszą szybkością, a przynajmniej tak się wydaje, zanim nie nabiorą chwilowego przyspieszenia kilka metrów przed naszą twarzą. Kolejnym ważnym elementem jest to, w którą część ciała przeciwnika strzelamy. Standardowo utarło się, że najlepsze są headshoty, ale próbowanie tego rodzaju wyskoków na Ishimurze pewnie skończy się szybkim zejściem naszego bohatera, a nie przeciwnika. Nekromorfy, jak naukowo określa się szalejące w Dead Space tałatajstwo, bez głowy radzą sobie całkiem dobrze, za to poruszać się bez kończyn jest im już trudno, tak więc właśnie te miejsca są punktowane dodatkowymi obrażeniami. Jeszcze jednym elementem, o którym chciałbym wspomnieć, jest zerowa grawitacja, którą od czasu do czasu napotykamy. Wtedy poruszamy się skokami, a pomiędzy punktem rozpoczęcia skoku a jego zakończenia jesteśmy bezwładni i nic nie możemy zrobić. Daje to fajne poczucie bycia w kosmosie.

Kolejnym elementem tego kosmicznego horroru, który wart jest wskazania, jest scenariusz. Po Bioshocku, który pokazał, że FTP niekoniecznie musi odznaczać się kiepską fabułą, Dead Space idzie w jego ślady. Tutaj - poza walką z nekromorfami - napotykamy co jakiś czas dzienniki audio i video, dzięki którym badamy losy różnych członków załogi, a także rozpracowujemy intrygę kościoła Unionistów i jego zaangażowaniem w tą, wydawało by się przypadkową, masakrę na pokładzie Ishimury.

No i jest jeszcze sam element horrorowy, wszak Dead Space to właśnie straszenie w kosmosie z jednoczesnym strzelaniem. Muszę przyznać twórcom, że z tego także wywiązali się z nawiązką. Standardowo już niepokoją nas cienie na ścianach, ale to nie wszystko w repertuarze Electronic Arts. Świetnym pomysłem była prawie całkowita rezygnacja z muzyki (a tam, gdzie się pojawia, jest bardzo stonowana), co tylko podkreśla realność przeżyć. W ogóle udźwiękowienie tej gry jest świetne - bardzo dobry voice acting (co ciekawe - przez całą grę Isaac nie mówi ani słowa), a potwory mlaszczą niepokojąco na poziomie co najmniej zadowalającym.

Błyszcząca gwiazda

Tak naprawdę trudno mi znaleźć wady Dead Space. Może jest trochę odtwórczy, a niekiedy straszenie bije po oczach kliszami, niektórym może przeszkadzać troszkę backtracking (choć moim zdaniem jest to zrobione z wyczuciem - lokacje zmieniają wygląd między naszymi odwiedzinami, a za drugim razem podróżujemy wcześniej zamkniętymi przejściami), ale przykrywa to cała tona świetnej rozgrywki i rozrywki. Za niecałe pół roku na rynku pojawi się część druga, w której znów Issac Clarke stanie do zmagań z nekromorfami, tak więc, jeśli jeszcze nie mieliście przyjemności powalczyć o własne życie i zdrowie psychicznie na Ishimurze - szczerze was do tego zachęcam.