Crysis 3

Gdy Robin Hood to za mało

Autor: Paweł 'Cursian' Raban

Crysis 3
Seria traktująca o rozpaczliwej walce z inwazją Cepidów powraca na salony wraz z trzecią odsłoną Crysisa. Zachwyceni oprawą graficzną PC-towcy okrzyknęli ją przedsmakiem nowej generacji, której oni mogą doświadczyć już teraz. Jak w takim razie najnowsza produkcja studia Crytek sprawdza się na obecnych konsolach, siłą rzeczy nie będących już w stanie przysłonić gameplayu samą jakością tekstur?


Ciemność, widzę ciemność...

Bohaterem Crysis 3 jest doskonale znany fanom serii Prorok. Odziany w supernowoczesny nanokombinezon mężczyzna został uwięziony przez korporację CELL w kriokomorze, gdzie od blisko dwudziestu lat tkwi w zawieszeniu pomiędzy życiem, a śmiercią. Na szczęście, starzy przyjaciele nie porzucili go na pastwę losu. Po określeniu jego lokalizacji, Psychol wraz z niewielkim oddziałem przeprowadza szturm na dobrze chronioną placówkę i uwalnia Proroka. Szybko okazuje się, że minione dekady zaowocowały poważnymi zmianami. Jako że Cepidzi zostali niemal doszczętnie wytępieni, ludzie z CELL mogli bez trudu narzucić innym własną wizję rzeczywistości. Dokonali tego za sprawą potężnego źródła energii ukrytego gdzieś pod Nowym Jorkiem. W celu jego zabezpieczenia wznieśli nad miastem ogromną kopułę, uniemożliwiającą niepowołanym osobom dostęp z zewnątrz. Przywrócony światu bohater postanawia wyrównać dawne rachunki i stawia sobie za cel obalenie tyranów.

Crysis nigdy nie słynął ze szczególnie porywającej fabuły, więc i tym razem nie jest inaczej. Mamy tu do czynienia z kolejną opowieścią z cyklu "Samotny Mściciel kontra Paskudni Wyzyskiwacze". Doświadczymy więc "zaskakującego" zwrotu akcji, patetycznej sceny śmierci i tym podobnych atrakcji. Tradycyjnie słabo wypada też główny bohater. Prorok jest nijaki, brak mu choćby szczątkowej charyzmy i nie sposób się z nim utożsamić. Nie bez powodu mówi się, Crysis to seria o losach nanokombinezonów, a nie żołnierzy, którzy je noszą. Nie oznacza to jednak, że fabuła gry jest kompletnie do niczego. Dzięki niezłej reżyserii i dynamicznej pracy kamery zdecydowanie ma swoje chwile, ale nie oferuje nic, co wybijałoby się ponad przeciętność.


Ej, Rambo, patrz na to!

Główną atrakcję gry stanowią jednak nie dylematy moralne, a niesamowite możliwości wymuskanego wdzianka bohatera. Dzięki niemu zyskuje on niebywałą prędkość i siłę, pozwalającą mu na swobodne ciskanie elementami otoczenia lub kilkumetrowe skoki. W chwili zagrożenia istnieje możliwość uruchomienia modułu pancerza, który znacznie zwiększy prawdopodobieństwo przetrwania ciężkiego ostrzału. Najbardziej satysfakcjonującą opcją jest jednak z całą pewnością maskowanie. Dzięki aktywnemu kamuflażowi możemy bezszelestnie przekradać się pomiędzy niczego niespodziewającymi się wrogami i, niczym Predator, eliminować ich jednego po drugim, patrząc na rozlewającą się wokół falę paniki. Przełączanie się pomiędzy poszczególnymi trybami jest bardzo proste, a dodatkowo część z nich może ze sobą współpracować. Trzeba jednak stale mieć na uwadze poziom baterii i od czasu do czasu dać jej odrobinę wytchnąć. Ciężko bowiem wyobrazić sobie coś gorszego, niż rozładowanie się kamuflażu w samym środku wrażej bazy.

Większość z siedmiu misji toczy się na rozległych poziomach i umożliwia w miarę swobodne określenie drogi do celu. Każdą akcję warto rozpocząć od przeskanowania okolicy za pomocą wbudowanego w kombinezon wizjera i zaznaczenia na nim kluczowych punktów, na przykład pozycji wrogów, skrzynek z amunicją czy wieżyczek obronnych. W zależności od osobistych preferencji możemy otwarcie rzucić się w wir walki wbiegając główną bramą z uśmiechem na ustach i granatem w dłoni lub cierpliwie rozejrzeć się za alternatywną drogą. Warto pamiętać o tym, że eliminacja wrogów nie jest celem samym w sobie. Czasami najlepiej ich zwyczajnie ominąć i nie ryzykować niepotrzebnego zgonu. Tym bardziej, że punkty autozapisu rozrzucono raczej oszczędnie.

Przed premierą jednym z najbardziej promowanych elementów gry był futurystyczny łuk bohatera. Trzeba przyznać, że istotnie jest to gadżet ze wszech miar godzien uwagi. To doprawdy zabójcza broń, eliminująca większość przeciwników po pierwszym trafieniu (zwłaszcza przy ustawieniu najwyższej siły naciągu), a dodatkowo jest na tyle cicha, że można jej używać z włączonym maskowaniem. Łuk dysponuje czterema rodzajami strzał. Obok tych zwyczajnych znalazło się również miejsce dla eksplodujących, przeciwpiechotnych oraz niszczących elektronikę. Zabawa w cichego zabójcę jest doprawdy przednia (zestrzelenie pierwszego helikoptera to naprawdę świetne uczucie) ale limituje ją mocno ograniczona liczba dostępnych pocisków.

Do dyspozycji bohatera oddano również spory arsenał broni palnej: strzelby, pistolety, karabiny szturmowe i snajperskie itd. Każda z nich może zostać dodatkowo zmodyfikowana. Przytrzymując na padzie przycisk select wywołujemy specjalne menu pozwalające na swobodną wymianę celownika, lufy i dodatkowego oprzyrządowania. Fani cyklu ucieszą się na wieść, że pojawiła się możliwość używania broni Cepidów (m.in. miotacza ognia oraz działa obrotowego). Ilość odpowiedniej amunicji jest mocno ograniczona, ale zazwyczaj nie potrzeba jej wiele, by posłać do piachu nawet najtwardszych przeciwników.

Wraz z upływem czasu rozwiniemy także strój bohatera. Do tego celu wykorzystamy porozrzucane po świecie gry pakiety. Posłużą one do wykupienia rozmaitych ulepszeń, na przykład wydłużających czas maskowania czy poprawiających zasięg radaru. Co ciekawe, mogą one zostać dodatkowo wzmocnione poprzez zaliczanie określonych wyzwań, takich jak chociażby zhackowanie odpowiedniej liczby wieżyczek.


Gdzie kombinezonów kupa, tam jest co zastrzelić

Najnowsza produkcja Cryteku została wyposażona w całkiem niezły tryb wieloosobowy, w dużej mierze oparty na kopiowaniu największych tuzów rynku. Korzysta więc z nieodzownego systemu perków i hojnie rozdaje różnorakie nagrody – wzory nieśmiertelników, zdolności czy akcesoria do broni. Jak zwykle w tego typu przypadkach sprawdza się to świetnie i motywuje do spędzania przy multiplayerze dłuższej chwili.

Największym atutem jest tutaj, rzecz jasna, możliwość pojedynkowania się z graczami wyposażonymi w nanokombinezony o możliwościach bliźniaczo podobnych do tego z kampanii. Zakradnięcie się z włączonym maskowaniem za plecy niczego nie spodziewającego się wroga i wpakowanie mu serii w plecy to uczucie warte przeżycia. Dostępne tryby nie są przesadnie innowacyjne, ale stara gwardia spisuje się nad wyraz dobrze i potrafi dostarczyć sporej dozy frajdy. Przykładem mogą być Włócznie (tutejsza dominacja), Team Deatchmatch, a nawet klasyczny CTF.

Pewne novum stanowi za to tryb Łowcy. Gracze dzielą się na żołnierzy CELL oraz wyposażonych w nanokombinezony i łuki kompanów Proroka. Ci pierwsi mają dostęp do najpotężniejszej broni palnej w grze i są liczniejsi, ale mimo to pełnią rolę zwierzyny – ich zadaniem jest przetrwanie kilku minut na terenie rządzonym przez łowców. Na niekorzyść korporacyjnych przemawia też to, że każdy poległy wojak odradza się po stronie drapieżników. Mimo, że w teorii brzmi to nieźle, to gra w tym trybie z losowymi uczestnikami ma niewiele wspólnego z dobrą zabawą. Skuteczność CELL zależy bowiem od ścisłej współpracy, a ta sprowadza się zazwyczaj do chaotycznego biegania po mapie i radosnego ginięcia od wystrzelonych znikąd strzał.

Crysis 3 to naprawdę przyzwoity kawałek kodu. Być może nie doświadczymy tu zapierającej dech w piersiach fabuły, ale przyjemność płynąca z zabawy nanokombinezonem i łukiem jest naprawdę niemała. Mimo, że na konsolach gra nie powala grafiką (choć nadal wygląda bardzo schludnie), to warto dać jej szansę. Zwłaszcza teraz, gdy można ją nabyć po przystępnej cenie.