» Artykuły » Małe co nieco » After Burner: Climax

After Burner: Climax


wersja do druku
After Burner: Climax
Do dziś pamiętam, gdy pierwszy raz oglądałem drugą część Terminatora. Szczególnie utkwiła mi w pamięci pewna scena. Nie mam tu na myśli ani Arnolda z metalem wystającym spod skóry, ani cyborga z metali ciekłych, ani rewolucyjnych efektów specjalnych. Chodzi mi o coś zupełnie innego. Pamiętacie scenę, gdy T-1000 szuka młodego Johna Connora w salonie automatów? Chłopak gra w lotniczą strzelaninę. Leci F-14, strzela do wszystkiego co się rusza, unika rakiet, a kabina, w której siedzi, kolebie się wraz z ruchem maszyny na ekranie. Pamiętacie? To był stary After Burner. Latami marzyłem, by w to zagrać. Najnowsza część cyklu wylądowała właśnie na next genach i chociaż w komplecie nie dołączają ruchomego fotela, to i tak warto się z nią zapoznać.


Pierwszy kontakt z grą jest dosyć szokujący. Jeśli jest w cyfrowej dystrybucji jakaś gra, która może zaszkodzić osobom chorym na epilepsję, to chyba jest nią właśnie AB: Climax. Myśliwiec sunie po niebie z dużą prędkością, przeciwnicy pojawiają się nagle, pół nieba przesłaniają wybuchy, drugie pół - dym z odpalonych rakiet, a na dole szybko przesuwa się ziemia lub tafla oceanu. Nie dość, że na niebie panuje totalny chaos, to jeszcze sytuacja zmienia się z sekundy na sekundę. Szczerze? Właśnie za to tę grę uwielbiam.

Do wyboru gracza pozostają trzy myśliwce: morskie F-14 i F-18 oraz stacjonujący na lądzie F-15. Każdy ma cztery rodzaje malowania do wyboru. Nie wpływa to za bardzo na rozgrywkę, jako że gra jest totalnym zaprzeczeniem symulacji. Jeśli jednak ktoś czuje się związany emocjonalnie właśnie z 14-tką – wolny wybór. Po wyborze samolotu i obejrzeniu sekwencji startowej rozpoczyna się zabawa.


Kamera rejestruje demolkę zza silników samolotu, można więc lecieć tylko w górę, w dół lub na boki. Żeby nie było zbyt prosto – można przyspieszać lub zwalniać, co czasami się przydaje. Pościgi oczywiście lepiej udają się przy 100% wykorzystaniu dopalaczy, natomiast po zwolnieniu łatwiej się celuje, co i tak nie jest proste, bo wrogowie atakują stadnie i nie szczędzą rakiet. Wrogów traktować można tylko na dwa sposoby – słabym pokładowym działkiem albo powoli regenerującymi się rakietami, które trzeba najpierw lockować na celu. Zero powerupów, za to można wywijać obracające perspektywę o 360 stopni beczki, niezawodne przy unikaniu lecących nam na spotkanie pocisków. Dodatkowym bonusem jest tytułowy Climax, czyli rodzaj lotniczego bullet time’u – czas zwalnia, celownik się na chwile powiększa, a my lockujemy tyle celów, ile się da, odpalamy rakiety i lecimy dalej przez puste, choć nieco zadymione niebo.


Zabawa to arcade’owy standard. Lecimy do przodu, rozwalamy wszystko co się da, w miarę możliwości unikamy zniszczeń, kończymy level, rozpoczynamy następny. Chociaż na przejście gry po podszkoleniu się wystarcza kwadrans, panowie z Segi zadbali o to, by powtarzalność nie przeszkadzała w zabawie.

Po pierwsze – prosty lot przed siebie połączony z generowaniem dymiącego złomu po prostu bawi. Parokrotnie siadałem do gry na chwilkę, by odejść od konsoli po odbyciu pełnego przelotu parę razy z rzędu. Wszystko wygląda ładnie i płynnie, dodatkowo w tle przygrywa muzyka na gitarę elektryczną kojarząca mi się z Top Gunem. Na masochistów czeka soundtrack z After Burnera II. Żeby nie było monotonnie – nie zawsze trzeba lecieć tą samą trasą, część leveli jest w dwóch zupełnie różnych wariantach. Jakby tego było mało – ten prosty shooter ma trzy zakończenia.

Po drugie – kolejne przeloty odblokowują kolejne bonusy. Gra odnotowuje liczbę pełnych przejść, ofiar, które dopadliśmy z działka i maksymalną ilość zdobytych w trakcie jednego przelotu punków. W efekcie można włączać dodatki pozwalające na zwiększenie ilości kontynuacji, zwiększające celownik czy likwidujące zużywalność paska energii potrzebnej do odpalenia Climaxu. Po paru przelotach i odpaleniu kilku bonusów myśliwiec zmienia się w podniebnego siewcę śmierci.

Po trzecie – współzawodnictwo. Jednym z trybów gry jest przelot na punkty. Ilość kontynuacji jest wtedy nielimitowana, a bonusy nie działają. Liczy się tylko ilość zdobytych w trakcie przelotu punktów i miejsce jakie zajmujemy na liście. Znajomy przeskoczył nas o 150 punktów? No nie może być! Gramy znowu i pokazujemy kto tu rządzi.


After Burner Climax to jedna z najlepszych gier dostępnych w cyfrowej dystrybucji. Ma to, co przynajmniej dla mnie jest najważniejsze – czystą zabawę, szybką akcję, świetną oprawę. Owszem, jest krótka i wtórna. Co z tego? Przeszedłem ją już naście razy, zestrzeliłem tysiące maszyn wroga i nie mam dość. Gdy nie mam ochoty na wyciszenie przy Flower, a wolę dynamiczną rzeźnię, nowy After Burner jest najlepszą obecnie konsolową opcją na kwadrans relaksu po pracy czy szkole.

Przemysław Pawełek jest dziennikarzem Polskiego Radia
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: After Burner: Climax
Seria wydawnicza: After Burner
Producent: SEGA
Wydawca: SEGA
Data premiery (świat): 22 kwietnia 2010
Platformy: PS3, Xbox



Czytaj również

Yakuza 0
Szalone jest życie gangstera
- recenzja
Yakuza 0
Mała draka w wielkim Tokio
- recenzja
Yakuza 4
- recenzja
Bayonetta
"Byłeś naprawdę niegrzecznym chłopcem!"
- recenzja
Valkyria Chronicles
"Who's a sexy tank?"
- recenzja

Komentarze


~ol

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
coż za trafna recenzja
28-05-2010 11:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.