1. Afera goni aferę
Śledząc kolejne komiksowe afery, mniejsze lub większe, które wypływały na powierzchnię, niedowierzanie mieszało się u mnie z rozbawieniem i niesmakiem.
Zamieszanie wokół antologii
Chopin: New Romantic jest tak absurdalne, że z perspektywy czasu wydaje mi się absolutnym
science fiction z najwyższej półki. Nie pojmuję tego od początku do końca – jak można produkować tak tendencyjne materiały dziennikarskie? W jaki sposób tak tendencyjne materiały mogą odnosić skutek? Dlaczego tak wielu ludzi z elity dziennikarskiej (i nie tylko) nie potrafi myśleć za siebie i ulega zbiorowej histerii? Dlaczego autor nierzetelnego i tendencyjnego materiału dziennikarskiego otrzymuje promocję (bo podobno otrzymał) w swojej stacji? Uwydatniła się przy tej okazji rzecz, która mnie bardzo rozczarowała: absolutna bezużyteczność słowa pisanego, racjonalnych sądów opartych na znajomości przedmiotu sporu i absolutny brak zainteresowania tym, co w temacie komiksu ma do powiedzenia grupa ludzi na komiksie się znająca. Uczcijmy minutą ciszy żenujące wypowiedzi pewnych animatorów środowiska komiksowego, którzy, chcę w to wierzyć, wypowiadali się w taki sposób tylko przez wzgląd na strach przed rozbiciem pewnej sieci zależności, która jest niezbędna przy organizacji jakichkolwiek działań komiksowych.
Potem były kolejne
"kwiatki":
- Komiks Bękartem Kultury (KBK) i post-ity, czyli akcja zwieńczona hasłem, które na wieki zapisze się złotymi zgłoskami na kartach historii polskiego komiksu: Kupimy wam mazaki i karteczki to jakoś ten komiks na EKK się upchnie (czytaj: w piwnicy jakiejś). Teleekspresowa "złota czcionka" to za mało w nagrodę dla organizatorów wrocławskiej imprezy. Żeby było jasne – KBK popierałem i negatywny kontekst ma dla mnie tylko reakcja na tę inicjatywę, a nie działanie samo w sobie.
- Wystawa komiksu polskiego w Japonii, czyli "o nas, bez nas", bo to dziwne zagranie, że autora nie informuje się o tym, że jego prace gdzieś tam zostaną wystawione, bez względu na to, czy autor by się do Japonii chciał przejechać, czy nie.
- Brak medalu ministerialnego dla Zbigniewa Kasprzaka to oczywiście wielka szkoda, ale jeśli insynuacja, jakoby wynikało to z KBK i innych komiksowych akcji i wystąpień, jest prawdziwa, to świadczy tylko o małostkowości decydentów w tej kwestii.
- Sieć sklepów, która nie płaci za towar i zwraca towar zniszczony, to jest poważny partner w interesach czy nie? Nie.
Po tym wszystkim pozostaje wielki niesmak i miejmy nadzieję, że w 2012 unikniemy podobnych wypadków, które poza bezproduktywną medialną ruchawką, tudzież wewnętrznymi (komiksowymi) tarciami, niczemu nie służą. Przez chwilę, śledząc te skandale, miałem wrażenie, że ulegamy temu, co można zaobserwować w mediach ogólnych i innych środowiskach – pogoni za sensacją i biciu piany. Tylko po co?
2. W komiksowej sieci
W sieci komiksowej dzieje się bardzo dużo i często ciężko nadążyć za blogami i stronami. Dobrze ten chaos organizowała przez krótki czas
Komiksowa Agencja Informacyjna, w której można było upatrywać kandydata do rasowej agencji informacyjnej. Polter zaglądał tam w ramach przeszukiwania sieci pod kątem wieści. Intensywnie działająca na silniku blogowym KAI zamilkła z początkiem października. Wielka szkoda.
Zwraca uwagę w 2011 również
Cyfrowy Ziniol i związane z nim działania komiksowe Lublina. W naszych czasach forma drukowana jest jeszcze chyba wciąż formą cieszącą się większym poważaniem, dlatego też przejście
Kwartalnika Kultury Komiksowej Ziniol całkowicie do sieci (z końcem 2010 roku i ostatnim numerem na papierze) mogło zwiastować wypalenie się entuzjazmu zespołu podobne jak w przypadku KAI. Tak się nie stało, gdyż Cyfrowy Ziniol jeszcze w czasach wydania papierowego umieszczał w sieci sporo materiałów dodatkowych, a w sieciowym wcieleniu dodał do nich jeszcze kilka innych. Cyfrowy Ziniol rozwija się i promuje autorów polskich, recenzuje, podsumowuje i aktywizuje komiksowy Lublin (warsztaty, spotkania). Zresztą zerknijcie na
kalendarium działań ekipy CZ, które niedawno zostało opublikowane na blogu – imponujące.
Wyróżnię jeszcze niezmordowanego mistrza podcastów, Bartka ‘godaiego’ Biedrzyckiego, w którego
K-pokach dużo sensownego możemy usłyszeć o komiksach. I do tego regularnie.
Sporym wydarzeniem jest oczywiście dziesięciolecie KRLa i uruchomienie przy tej okazji
Karmelków, czyli uaktualnionych i nazwanych imionami
Kaerelków. Czy ta seria dorówna swojemu pierwowzorowi, dowiemy się w dłuższej perspektywie. Póki co możemy śledzić paski komiksowe online z zapowiedzią ich publikacji drukiem.
3. Imprezy i działalność komiksowa, czyli na przekór kryzysowi
Festiwale w Krakowie, Poznaniu, Łodzi, Gdańsku, Lublinie, Opolu, spotkania w Gliwicach, Katowicach, Zielonej Górze, Wrocławiu, Poznaniu. Jak Polska długa i szeroka, coś się działo. Nawet wielki fan komiksu miał problem z dotarciem wszędzie czy to ze względów finansowych, czy braku czasu. Jednak najważniejsze jest to, że jako fani komiksu mamy bardzo szeroki wybór.
Oprócz jednodniowych i kilkudniowych festiwali, w konkretnych miastach można też wybierać imprezy cykliczne – Komiksofon we Wrocławiu, PDAK i Spotkania Komiksowe w Poznaniu, czy też serię spotkań
"Kto zabił polski komiks?" w Katowicach. Dla każdego coś miłego, bo oprócz rozrzucenia geograficznego tej licznej komiksowej działalności, charakter spotkań jest też zróżnicowany – od naukowych pogadanek problemowych, poprzez spotkania autorskie do imprez tematycznych (bardzo udany
Festiwal Komiksu Historycznego).
4. Kryzys + ograniczenie oferty = fura dobrych komiksów
Powyższe równanie może wydawać się pozbawione logiki, ale jednak jest jak najbardziej prawdziwe. Smuci sytuacja Egmontu, który wycina serie (
Potwór z Bagien,
Hellblazer) i bawi się głównie w reedycje oraz wydania w nowych szatach graficznych (wybaczcie to oczywiste nadużycie, ale piszę
"wrażeniowo") i Kultury Gniewu, która wydała za mało komiksów. Cieszy natomiast działalność mniejszych (timof comics, Taurus Media, Mroja Press, ATY) oraz ofensywa zinowa, na którą w wielu miejscach zwraca się uwagę. Krakowski Post nadal nie wydaje płynnie, ale za to na znakomitym poziomie (doskonałe
Corto Maltese: Złoty dom w Samarakandzie i genialny
Mglisty Billy).
Choć Egmont wydaje mało i tnie, to jednak
"dopuścił się" w tym roku opublikowania bardzo dobrych komiksów: kolejnej
Ligi Niezwykłych Dżentelmenów,
Jokera oraz brakujących Tintinów (w tym kapitalnych tomów
"morskiego" i
"zielonego"). KG posłała nas na deski
Pinokiem, a po doliczeniu do ośmiu pozwoliła powstać tylko po to, aby znokautować fantastycznym
Czasem. Do tego dostaliśmy jeszcze kapitalną serię
Pluto od Hanami, początek
Detektywa Fella od Muchy, komiksy Sławomira Lewandowsiego od niego samego,
Szkicownik KRLa od ATY, a dodajcie do listy jeszcze takie tytuły jak
Scientia Occulta,
Uczeń Heweliusza,
Fotostory,
Rewolucje #6,
Jazda!,
The Very Best Off The Ziniols,
Szelki,
Trzy palce,
Uzumaki, kolejne
Żywe trupy…
5. Wrak został wrakiem
Specjalnie nie umieszczam tego wydarzenia w
"sieciowych", bo należy mu się osobny akapit. Z rodziny portali piszących o komiksie wyfrunął nam
Wrak Jarka ‘Obważanka’ Machały. Czytelnicy i fani komiksu na pewno odczuwają brak tej strony, która w karierze doczekała się wyróżnień, na której forum można było śledzić wrakowy konkurs paskowy i która witała nas zmienianą co jakiś czas grafiką. Grafiką, wywołującą już na starcie uśmiech i nastrajającą pozytywnie do obcowania z zawartością strony.
Niejako na zakończenie tego etapu Jarkowi wręczono podczas
MFKiG Doktorat Humoris Causa.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę