Znajdujemy ich, gdy są już martwi #2

Kosmiczni bogowie bez wyrazu

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Znajdujemy ich, gdy są już martwi #2
Ludzkość od wieków podzielona jest na dwa obozy: jeden wyznaję wiarę w tego czy innego boga, drugi zaś wychodzi z założenia, że istnienie absolutu jest jedynie wytworem wyobraźni. Jednak załóżmy że obecność bóstw zostałaby potwierdzona empirycznie poprzez… ich spotkanie w czeluściach kosmicznej pustki. Co wówczas byśmy zrobili?

Żeby już na wstępie dodać pikanterii tej koncepcji, należy dorzucić jeszcze trzy czynniki: unoszący się w próżni bogowie są gargantuicznych rozmiarów, zapewniają ludzkości przeżycie, a najciekawszy jest fakt, że są zwyczajnie martwi, zaś ich lodowate ciała są źródłem pożywienia i surowców dla cierpiących wszelkie niedostatki ludzi. O tych wydarzeniach opowiadał pierwszy tom historii Znajdujemy ich, gdy są już martwi.

Kontynuacja przenosi czytelników o ćwierć wieku do przodu, w czasy, gdy narodził się ruch negujący konieczność eksploatacji ciał bogów. Zamiast tego na plan pierwszy wysunięto ich autentyczną boskość, a co za tym idzie konieczność okazania należnego szacunku, zaś z kapitana Malika – bohatera pierwszego tomu – uczyniono dawno już zaginionego proroka.

Przeskok w przyszłość to nie jedyna zmiana, jaką zaserwował czytelnikom scenarzysta Al Ewing. Drugi tom wydania zbiorczego kładzie akcenty na zupełnie różnych treściach. Zamiast widowiskowych plenerów kosmosu z unoszącymi się majestatycznie bogami, akcja przeniosła się do pomieszczeń położonej na obrzeżach świata kolonii o dumnej nazwie Lot Malika. To sama w sobie rewolucyjna zmiana, która – co naturalne – wpłynęła na treść historii.

Historia lotu kapitana Malika oraz kwestia istnienia tajemniczych bogów nadal pozostaje motorem napędowym scenariusza, jednakże czyni to w inny sposób niż należałoby się spodziewać. Do osady przybywa bowiem pani ambasador światów wewnętrznych, która w rzeczywistości okazuje się pełnić zupełnie inną funkcję. Zresztą w tej intrydze mało kto jest tą osobą, za którą pierwotnie się podaje. Z tej perspektywy opowieść trzyma w napięciu, sojusze zmieniają się jak w kalejdoskopie i prawdziwe intencje poszczególnych postaci pozostają permanentną zagadką, co akurat jest atutem. 

Niestety, gdzieś uleciał duch pierwszego tomu, decydujący o unikalności opowieści. Owszem, Malik oraz bogowie są niezmiernie istotni w kontekście działań protagonistów, jednakże raczej jako pretekst i abstrakcyjny cel, jednak przez zdecydowaną większość lektury bez realnego wpływu na kierunek opowieści. Tym samym drugi tom Znajdujemy ich, gdy są już martwi, noszący podtytuł Złodziejka, utracił swój największy atut, jakim jest unikalny pomysł, spychając tym samym historię do roli jednej z wielu dostępnych na księgarskich półkach. Z tej perspektywy można jednak pisać o gorzkiej pigułce rozczarowania.

A jest ona tym trudniejsza do przełknięcia, że trudno nie docenić zdolności warsztatowych Ewinga, który niezwykle często, a przy tym umiejętnie stosuje przeskoki czasowe, co jest mechanizmem służącym do odkrywania istotnych elementów tej kilkustopniowej układanki. Warto też podkreślić, że taki zabieg zmusza czytelnika do maksymalnego utrzymania koncentracji przez całą lekturę – inaczej poszczególne, a przy tym istotne detale mogą umknąć.

Graficznie efekt prac Simone di Meo prezentuje się bez zarzutu. Kreska może nie należy do wybitnie oryginalnych, jednak o sile ilustracji decyduje wybitna kolorystyka, opracowana przy współpracy Mariasary Miotti. Cały komiks skąpany jest w refleksach świetlnych kojarzących się z kinematografią science-fiction, przy czym są to ciepłe, przyjemne powiązania. Co więcej, Miotti wykazuje niezwykłym talentem do nadawania dynamiki kadrom, co w połączeniu z kolorystyką zwyczajnie może spodobać się szerokiemu gronu odbiorców.

Mam poczucie, że tom drugi Znajdujemy ich, gdy są już martwi jest swego rodzaju przerywnikiem: oferuje w sumie ciekawą intrygę, która nijak nie rozszerza tego, co najważniejsze w uniwersum wykreowanym przez Ewinga: niesamowitej koncepcji bogów. Zamiast tego do rąk czytelników trafił kolejny, sprawnie napisany, niczym nie wyróżniający się komiks. No, ale intuicja podpowiada, że następne albumy ruszą jednak sprawę mocno do przodu.