» Teksty » Wywiady » Wywiad z Michałem Śledzińskim

Wywiad z Michałem Śledzińskim


wersja do druku

Wolę, kiedy jest mnóstwo crapu

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Wywiad z Michałem Śledzińskim
Michał 'Śledziu' Śledziński to urodzony 31 lipca 1978 r. w Bydgoszczy polski rysownik i twórca komiksowy. Redaktor naczelny nieukazującego się już magazynu Produkt, twórca Osiedla Swoboda, Na szybko spisane czy Wartości rodzinnych. Jego prace ukazywały się też w w czasopismach i zinach.

W marcu 2010 r. wydawnictwo Kultura Gniewu opublikowało integralny zbiór historii z serii Osiedle Swoboda.

Rozmowa odbyła się w uroczo nawiązujących do minionej epoki wnętrzach "Bistro 44" w Warszawie 4 marca 2010 r.



Jarosław Kopeć: Kto zabił polski komiks?

Michał Śledziński: Nikt nie zabił polskiego komiksu. To jest tylko i wyłącznie kwestia żartu środowiskowego.

A jesteś pewien, że polscy samozwańczy komiksolodzy też odbierają to tylko w kategoriach żartu środowiskowego?

Po prostu ich boli coś więcej niż twórców komiksów, chyba, po prostu. Nas boli mały rynek zbytu - bo taka jest prawda - i w związku z tym mały pieniądz, jaki się zarabia na czasochłonnej pracy, jaką jest komiks. A co boli polskiego komiksologa? Ja nie wiem...

Rozumiem, że polskiemu autorowi przeszkadza mały rynek zbytu, bo chciałby żyć z tego co robi, ale jak jest z poziomem artystycznym?

Nie jest źle...

Aha, ale...

Ja mogę mówić za siebie. Staram się publikować te trzy, cztery rzeczy w ciągu roku i staram się, żeby były również
na jak najwyższym poziomie fabularnym i rysunkowym. Wiadomo, że nie wszyscy się tak starają jak ja (śmiech), ale w zeszłym roku fajne debiuty, na przykład Surpiko, wcześniej Łukasz Ryłko... Wiadomo, że tego nie jest dużo, ale tego nie jest dużo, bo mało kto tego potrzebuje. Jeśli jest dobry jeden, dwa debiuty rocznie, to według mnie na razie starcza.

Czyli jeśli coś boli komiksiarza, to tak naprawdę to, że nie ma komu sprzedać swoich komiksów. Z kolei Grzegorz Rosiński na MFK powiedział, że jak we Francji wchodzi do sklepu z komiksami, w których jest masa tytułów, to jak coś weźmie z półki, bardzo prawdopodobne, że to będzie jakiś crap. I że w Polsce jest inaczej - jak już coś leży na półce, to jest w jakiś sposób wyselekcjonowane. Jak jest lepiej?

Wolę kiedy jest mnóstwo crapu. To znaczy, że dużo ludzi to kupuje, niekoniecznie o jakimś wyrobionym guście, ale to oznacza, że człowiek, zwykły, szary, kupuje komiks, a nie tylko ktoś, kto ma jakieś większe pojęcie. Kupujesz komiks, żeby się zrelaksować, tak jak wypożyczasz film w wypożyczalni. U nas jest troszeczkę inaczej, trzeba się trochę pomęczyć nad treścią, to musi być troszeczkę bardziej ambitne. Mainstreamowcy ostatnio cierpią, jak komiksolodzy, bo niby dla nich nic się nie wydaje. Też nieprawda.

Mamy ten nasz ryneczek i trzeba przyznać, że przez ostatnie lata trochę się działo. Największą ruchawkę widać na pewno w zinach. Becikowe odsuńmy na później, ale co sądzisz o tej polskiej scenie dookoła zinów? Czy ona rokuje nadzieje? Nie masz takiego wrażenia, że autorzy trochę się zapętlają w tym robieniu do zinów i może fajnie by było, jakby czasem siedli nad czymś większym?

Bolączką jest brak pełnych albumów, brak pełnych fabuł. Jest taka tendencja do publikowania i babrania się w krótkich formach, w szortach. Ja sam ostatnio rzadko robiłem jakiekolwiek szorty, poza jakimiś specjalnymi okazjami jak Kompot, Japonia czy Becikowe, które zostawiamy na boku. Bo wolę jednak troszkę dłuższe formuły, minimum to zeszyt, na te dwadzieścia kilka plansz. Niektórzy powiedzą, że to troszeczkę przedłużony szort, dla mnie to jest objętość klasycznie jak na serię. Ale fakt, że młodzi rysownicy, którzy są zebrani wokół inicjatyw jak wcześniej Jeju, teraz Kolektyw, odczuwają jakiś taki chyba strach przed dłuższą historią.

No właśnie, ale z twojej perspektywy, to jest strach czy coś innego? Na czym polega bolączka autora, żeby siąść i zrobić trochę dłuższą historię, jeśli już tak się wyrobił na szortach?

Nie wiem, wydaje mi się, że to chyba jakaś taka bojaźń, ale nie wiem czy przed wtopą, w sensie nie uda mi się napisać dobrej fabuły, czy też nie znajdę czasu, żeby zilustrować ją tak, jak chciałem, czy przed czym... nie wiem... Trzeba po prostu trochę przysiedzieć. Ja mam ten luksus, że nie muszę rano wstawać i iść do pracy. Od lat to
się u mnie kula, bez tej niepotrzebnej czynności porannej, która się przeciąga na cały dzień potem. Mam czas żeby posiedzieć nad scenariuszem i potem go narysować.

Komiksowe Becikowe. To jest pierwszy od dawna zin czy album wychodzący z tego zinowego środowiska, w którym wystąpiłeś. Jesteś trochę znany z tego, że za małe pieniądze nie rysujesz. Co cię skusiło do tego występu? Tęsknota za pięciuset-egzemplarzowymi nakładami, za środowiskiem?

Troszeczkę tęsknota do formy szorta, którą zaniedbywałem ostatnio, a chyba dalej potrafię coś zrobić na tych czterech, pięciu planszach, co będzie porządnie wyglądało i jeszcze tam czymś może nawet zaskoczy na koniec. No i poza tym była to inicjatywa dla moich kolegów, wśród których jest nawet jeden mój przyjaciel – Karol. Dlatego głupio by mi było nawet odmówić, kiedy zadzwonił Asu. Nie mogłem odmówić, ale i nie stał nade mną żaden bat, zrobiłem to z ogromną przyjemnością. A to, że zostało to opublikowane w mniejszym nakładzie i przez środowisko, które mocno ze sobą żyje, i w sieci, i w realu, jak się okazuje... Poznajemy się dopiero.

Oglądając zdjęcia ze Studia Bonin, odniosłem wrażenie, że Osiedle Swoboda i Produkt w ogóle to uboczny efekt odbywających się tam imprez.

Bonin był trochę później niż Osiedle, które było w Studiu Bonin kontynuowane. Być może intensywne przeżycia ze Studia nadały jakiś koloryt, z powodu tego,
jak intensywne były te przeżycia. Zdecydowanie bardziej intensywne niż spokojne spacery wokół bloczku w Bydgoszczy.

Nie sądzisz, że Osiedle Swoboda, które zatoczyło bardzo szerokie kręgi, wychodzące daleko poza środowisko komiksowe, mogło mieć negatywny wpływ na czytelnika? Że sugerowało mu, że jego perspektywy kończą się na tym jego blokowisku?

Rolą Osiedla nie była w ogóle jakakolwiek misja. To seria obyczajowo-komediowa, z domieszką realizmu magicznego i takiej fantastyki, kopniętej w głowę. Ale nie było tam żadnej misji, nie był jakąś inicjatywą wyrywającą ludzi z bloków.

Ale czy nie zadziałał trochę w drugą stronę?

Nie, dlaczego, ja rozumiem, że sama seria była w gruncie rzeczy pozytywną wizją blokowiska. Pomimo wszystkiego co tam się działo, dresiarstwa, dziwnego sąsiedztwa, to jednak był pozytywny obraz. Bohaterowie się tam urodzili, tam żyli, wychowali się, doskonale znali ten klimacik. Tak jak ludzie z osiedli domków jednorodzinnych doskonale znają klimat, który tam panuje. No to teraz zróbmy tak – dzieci z przedmieść, trzeba im narysować komiks, żeby ich wyrwać z przedmieść. Po co? Źle im tam? Tak samo tym ludziom nie było źle na blokach. Nawet teraz. Przecież kupa ludzi tak mieszka.

Po chwili ględzenia o robieniu etykiet do majonezów, pisaniu scenariuszy do Magdy M. i storyboardzie dla marudnego klienta, przechodzimy do poważniejszej kwestii.

Czy u komiksiarzy też pojawia się ta tendencja jak u pisarzy, którzy piszą ambitną książkę, potem zaczynają pisać taśmowo dla pieniędzy i nie mogą się wyrwać z tego koła chałtury? Czy to nie jest też powód, dla którego komiksiarze przestają tworzyć, przechodząc już na stałe do reklamy i jej podobnych branż?

Ja nie wiem dokładnie. Przykład Przemka Truścińskiego, strasznie zdolnego kolesia, który się trochę, może on tak nie uważa, ale ja uważam, że się marnuje. W reklamie czy rysując jakieś trzykadrowe rzeczy do jakichś magazynów lifestyle’owych. Ale to jest też bardzo rozsądne. Nie zajmuje się czymś, co z powodu czasu, jaki się wkłada, jak komiks, ogromnej ilości czasu, nie przynosi wymiernych korzyści. On postępuje rozsądnie. Mieszka tutaj w Warszawie, postępując rozsądnie, rysując komiks tylko wtedy, kiedy mu się za niego zapłaci.

Zapowiedziałeś, że kończysz karierę. Dorysowujesz, co masz do dorysowania. To jest koniec zajmowania się komiksem w Polsce czy w ogóle? Ostatnio wielu Polaków odnosi sukcesy na Zachodzie. Ty o tym nie myślałeś?

Nie no, ja wysyłam. Czasem mam taki wieczór, że robię paczkę ze swoimi pracami, albo wysyłam jakieś linki do wydawców, ale to nie przynosi specjalnie efektów. Ze mną jest ten problem, że to co robię, jest niewłaściwe. Ja wysyłam swoje portfolio bardziej jako grafik, a nie twórca komiksów, a u mnie to wszystko idzie w parze, bo ja to wszystko piszę. Dlatego naprawdę jakieś wprawne oko jakiegoś typa z Top Shelf, który akurat ma wolne pół godziny, o co może być trudno, poświęci pół godziny na to moje portfolio i zreflektuje się, że ten gość też to pisze. I że faktycznie te panele wyglądają OK., gościu rozumie narrację i takie tam ble, ble, ble...

Ale to też musi być fart, żeby komuś się tak chciało przejrzeć te moje prace. Bo jako grafik ja nie jestem jakiś tam wybitny, tylko że ja też piszę, po prostu, jestem "autorem autorem" (śmiech).

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komiksowe Becikowe
Komiksy prorodzinne
- recenzja
Wartości rodzinne #1
Swobodna rodzinka
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.