Wieczna wojna #1: Szeregowiec Mandella

Kill or be killed

Autor: Dawid 'Fenris' Wiktorski

Wieczna wojna #1: Szeregowiec Mandella
Powieść Joe Haldemana Wieczna wojna była i jest jedną z bardziej przełomowych wizji konfliktu między ludźmi a obcą rasą w literaturze science-fiction. Historia stworzona na podstawie doświadczeń autora podczas wojny w Wietnamie (co czyniło wielu autorów w tamtym okresie, nawet Glen Cook miał w tym nurcie swój udział) dość dobitnie pokazuje "niedoskonałość" wojny jako osobliwej drogi dyplomacji. Zaś przeniesienie konfliktu w nieodgadnioną przestrzeń kosmiczną pozwoliło wszystkie jej wady jeszcze bardziej uwypuklić. Ten zabieg ujęty w formie komiksu sprawdza się lepiej niż w książkowym oryginale.

Komiksowa saga podzielona została na trzy części, a każda z nich odpowiada dekadzie służby tytułowego Mandelli, zwerbowanego do wojska w ramach wojny z tajemniczymi istotami zwanymi Bykrianami. Ci nie wysuwali żądań. Po prostu zaatakowali statek kolonizacyjny i zniszczyli go wraz z załogą. Ludzkość nie była przygotowana na taką formę pierwszego kontaktu z obcą cywilizacją. Podjęto więc szybką budowę kosmicznych krążowników i rozpoczęto ekspansję, która miała za zadanie stworzyć możliwie najszerszą linię frontu w galaktyce, pozwalającą na toczenie działań zbrojnych w kilku miejscach naraz. Nie można jednak oczekiwać, że warunki na polu bitwy na odległych planetach będą tak komfortowe, jak na Ziemi. Żołnierze będą musieli mierzyć się z ekstremalnie zabójczymi warunkami (z których temperatura bliska zeru absolutnemu jest najmniejszym problemem). Już szkolenie będzie dla niektórych z nich ostatnim etapem w drodze na wojnę.

Wizja wojny w komiksowej adaptacji powieści Haldemana jest brutalna. Zapomnijmy o dumnych herosach idących w bój z pieśnią na ustach i dzierżących amerykańską flagę w dłoni. Mimo iż oddział, którego szkolenie, a później chrzest bojowy, przyjdzie nam oglądać, składa się rzekomo z najlepszych z najlepszych, to nie ma co łudzić się, że będą to maszyny do zabijania. Oni nie są nawet komandosami: znaczna ich część wywodzi się chociażby ze środowisk akademickich. A co za tym idzie, popełniają błędy tam, gdzie nie powinno być na nie miejsca, bo ułamek sekundy zwłoki w wykonaniu rozkazu kończy się po prostu śmiercią. W książce nawet przewrócenie się na plecy skutkowało natychmiastowym wyrokiem śmierci. W komiksie brak może aż tak dosadnych przykładów, ale nadal pokazują one bezwzględność środowiska, w którym odział musi się zmierzyć z wrogiem.

Także sam kształt konfliktu wywiera negatywny wpływ na żołnierzy. Walka z nieznanym nigdy nie jest czymś komfortowym. Wiedza o Bykrianach jest niemalże zerowa, do tego stopnia, że nawet na oficjalnych szkoleniach oficerowie przyznają, że wdrażane przez nich techniki zabijania mogą być po prostu nieskuteczne z racji odmiennej fizjologii, co przekłada się także na zamieszanie w bitwie. Podczas pierwszej misji bojowej oddział bierze lokalny gatunek roślinożerców za Bykrian, co kończy się niepotrzebną masakrą. Rzucenie jednostek na nieznaną planetę przeciwko nieznanemu przeciwnikowi i zostawienie ludzi samym sobie – mniej więcej tak przedstawia się spory fragment Szeregowca Mandelli. Wojna w powieści Haldemana jest diametralnie inna niż dzisiejsze wizje konfliktów w przestrzeni kosmicznej, co przekłada się także na jej komiksową adaptację.

Akcja komiksu rozgrywa się w okolicach dzisiejszych czasów: początki konfliktu z Bykrianami datowane są na początek pierwszej dekady trzeciego tysiąclecia. Technologia w Szeregowcu Mandelli nie jest zbyt mocno rozwinięta względem obecnych możliwości ludzkości (co najwyżej większe statki kosmiczne stanowią wyprzedzenie teraźniejszości, ale zapewne jedyne, co dziś powstrzymuje nas od budowy takowych, to kwestia ekonomiczna). Uzbrojenie należy do standardowych (karabiny, pociski balistyczne), podobnie jak i sprzęt w postaci symulatorów ćwiczebnych czy też pojazdów opancerzonych. W pierwszym tomie Wiecznej wojny nie znajdziemy więc strzelania laserami i antymaterią czy niewielkimi głowicami termonuklearnymi, co pewną grupę odbiorców może razić. Zaprezentowany obraz to tylko i aż wojna – "staromodna", w której używanie sprzętu nieodbiegającego nawet od dzisiejszego pokazuje, że możemy latać w kosmos i kolonizować odległe planety, ale ta część ludzkiej egzystencji pozostanie niezmienna (w powieści jeszcze dosadniej jest to ukazane w finałowej bitwie). Zresztą, jak na ironię, wyposażenie i rozwiązania technologiczne stosowane przez ludzi często stanowią większe niebezpieczeństwo dla ich użytkowników, niż wroga.

Do uzupełnienia obrazu niezwykłego konfliktu zastosowano też niezwykłe rysunki. Ilustracje i kolorystyka dość dobrze oddają brutalność i bezwzględność, z jakimi przyjdzie zetknąć się bohaterom komiksu, jednak o sile przekazu decyduje kilka wybranych plansz. Pokazują one bardzo wyraźnie łatwość, z jaką można zginąć zarówno na wojnie, jak i szkoleniu – czy to przez urwanie głowy odłamkiem skały, czy za sprawą zwykłego amoku na samą myśl o konfrontacji z przeciwnikiem. Nad całym Szeregowcem Mandellą już niemal od pierwszych stron komiksu unosi się obłoczek beznadziei i nieuchronności strat w ludziach. Śmierć jest tu obecna dosłownie wszędzie, nawet w medialnych relacjach pokazywanych jako wstęp do tej tajemniczej wojny.

Wieczna wojna w postaci graficznej to jeden z nielicznych przykładów na to, że adaptacja w jakiejkolwiek formie nie musi być tylko sposobem na wyciągnięcie dodatkowych pieniędzy od fanów, lecz przedstawieniem tej samej historii za pomocą innego nośnika kultury w interesujący sposób. Szeregowiec Mandella, jak i dwie kolejne odsłony serii, przez wielu uważane są za jeden z ważniejszych komiksów, jakie kiedykolwiek powstały – zapewne nieprzypadkowo. Mimo, iż sama Wieczna wojna w postaci literackiej po kilkudziesięciu latach wyraźnie się zestarzała, to jej komiksowa wersja pozbawiona jest tych wad. A przy okazji, za sprawą odpowiednich grafik autorom udało się oddać to, czego nie dałoby się zrobić za pomocą samego druku – wojnę jako miejsce, gdzie zginąć można przez głupie niedopatrzenie, nie zaś "tylko" poprzez wymianę ognia. Mimo iż pierwsza część tetralogii Obcy powstała cztery lata po wydaniu Wiecznej wojny, to słowa "W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku" pasują idealnie do tego, z czym przyjdzie mierzyć się Mandelli.