Wbrew naturze

Niezła sztuka

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Wbrew naturze
Historii zawartej we Wbrew naturze daleko do oryginalności, ale jednocześnie rysunek i narracja sprawiają, że to kawałek naprawdę przyjemniej lektury.

Włoska rysowniczka Mirka Andolfo nie jest specjalnie znana w Polsce; niektórzy mogą ją kojarzyć z prac nad serią DC Bombshells czy kilkoma zeszytami Ms. Marvel. A szkoda – bo w swoim samodzielnym komiksie pokazała, że ma talent tak do narracji, jak do rysowania.

Wbrew naturze przenosi nas do alternatywnej rzeczywistości, w której świat zaludniają antropomorficzne zwierzęta. Rząd wprowadził restrykcyjną politykę rozpłodową: single odprowadzają gigantyczne podatki, a po ukończeniu 25. roku życia każdy samotny obywatel włączany jest do programu poszukiwania idealnie dopasowanego partnera. Do tego zakazano związków homoseksualnych i międzygatunkowych – ze względu na niemożność poczęcia tak potomstwa – i voilà, oto klasyczna dystopia. Nasza bohaterka, Leslie, to świnka z problemem: nadal jest samotna, nie poznała nikogo interesującego, zbliżają się jej 25. urodziny i… ma erotyczne sny z wilkiem w roli głównej. W miarę rozwoju akcji dowiemy się jednak, że Leslie grozi także niebezpieczeństwo: zdaje się, że jest inkarnacją kapłanki-ofiary dla bóstwa i poluje na nią tajemniczy kult…

Dużo jak na 96 plansz komiksu. I dość nieoryginalnie. Andolfo sięgnęła po motywy jak z Roku 1984, połączyła je z klasycznym wątkiem przygodowym i zaprezentowała czytelnikom. Jednocześnie zrobiła to na tyle ciekawie i smacznie, że Wbrew naturze czyta się naprawdę z ogromną przyjemnością. Mimo że pierwszy tom to głównie prezentacja świata przedstawionego, a akcja jako taka rozwija się dopiero po około dwóch trzecich albumu, trudno było oderwać się od lektury. Pominąwszy kilka potknięć w konstrukcji – na przykład wyjątkowo skrótowe przedstawienie sprawy tajemniczego zabójstwa – wizja świata jest spójna, wciągająca i łatwa do odczytania. Można ją też wziąć za wyraźny, niezbyt subtelny komentarz do problemu opresyjności licznych rządów w kwestiach życia osobistego obywateli – ich wyborów życiowych i związków.

Duża w tym zasługa rysunku. Autorka ma bardzo ciekawą kreskę: miękką, przyjemną dla oka, pełną detali, od razu wskazującą, że rysik trzymała kobieta. Do tego nasycenie barwami jest fenomenalne: żywe kolory przyciągają oko, świetnie też oddają klimat konkretnych fragmentów opowieści. W onirycznych wizjach Leslie dominują biele i błękity, w ponurych miejskich pejzażach Andolfo hojnie używa szarości i brązów, a w momentach radośniejszych serwuje nam feerię czerwieni, różów, żółci. Do tego Włoszka nie ucieka od erotyzmu i doskonale go rysuje: sceny, które dotyczą seksu, są smaczne, atrakcyjne dla oka i po prostu ładne.

Wbrew naturze, mimo moich początkowych obaw, okazało się ciekawą, satysfakcjonującą lekturą, do tego przyjemnie lekką. Liczę jedynie, że kolejne albumy będą zawierać więcej akcji – wtedy będzie już idealnie.