Wartownicy #01: Stalowe żniwa

Francuski Iron Man

Autor: Camillo

Wartownicy #01: Stalowe żniwa
W czasie I wojny światowej po raz pierwszy zastosowano w walce samoloty, czołgi i okręty podwodne. Dla Xaviera Dorisona i Enrique Breccii to jednak wciąż zbyt mało. Dlatego w swoich Wartownikach do działań wojennych dołożyli jeszcze mechanicznych żołnierzy napędzanych bateriami radowymi.

Didier Decoin we wstępie do Stalowych Żniw pisze, że pierwsza ze światowych wojen wciąż często bywa postrzegana jako dostojny marsz pułkowników z przystrzyżonymi bródkami, przerywany naradami podkręcających sumiaste wąsy generałów, a nie jako wielka krwawa rzeźnia, którą była w istocie. Na dostojne marsze nie było wtedy czasu - miliony żołnierzy po obydwu stronach były zbyt zajęte masakrowaniem siebie nawzajem, w przerwach modląc się w okopach, żeby pociski przeleciały im nad głowami, a wiatr zniósł rozpylony gaz bojowy w inną stronę.

Na dodatek był to dość osobliwy etap w dziejach wojskowości, kiedy postęp technologiczny wyprzedził strategię. Ówcześni dowódcy, mając do dyspozycji nowoczesną broń palną, na początku wojny wciąż stosowali jeszcze przedpotopową taktykę frontalnych ataków. Wartownicy, mimo dodania elementów fantastycznych, pozostają wierni tej prawdziwie brudnej wizji konfliktu. Już w pierwszym kadrze wita nas rozerwane pociskami końskie truchło, a później widzimy brawurową szarżę francuskich żołnierzy, którzy rzucają się z bagnetami na otwierających ogień przeciwników, co szybko kończy się dla nich podzieleniem losu nieszczęsnego konika.

Stalowe Żniwa to jednak przede wszystkim steampunkowa opowieść o tajnym programie wojskowym Francuzów. "Projekt Wartownicy" zakłada posłanie do boju żywych broni - biologiczno-mechanicznych żołnierzy, przypominających pierwszowojenne wersje Iron Mana czy Robocopa - zdolnych do samodzielnego wykonywania najtrudniejszych operacji, w których standardowe jednostki zawodzą. Zbroje są skonstruowane, przymusowi ochotnicy wyznaczeni, na drodze stoi tylko jeden problem: mechaniczni żołnierze potrzebują odpowiednio silnego zasilania, a takiego wojsko nie posiada.

Tymczasem niespodziewanie pojawia się rozwiązanie w postaci niezwykle silnej baterii radowej, wynalezionej przez paryskiego naukowca, Gabriela Ferauda. Pech chce jednak, że Feraud jest zadeklarowanym pacyfistą i nie ma zamiaru sprzedawać wojsku planów baterii. Wobec tego armia postanawia naukowca ukarać i siłą zmusić do udziału w projekcie.

Prawdziwy test umiejętności Taillefera (takie imię otrzymuje napędzany radem kandydat na herosa) czeka go dopiero w następnych tomach, ale już pierwszy zeszyt Wartowników wyraźnie sugeruje, że będzie to raczej historia nie pozostawiająca złudzeń. Wśród wszystkich przewijających się przez karty komiksu bohaterów większość to paskudne typy albo całkowici egoiści, kierujący się osobistymi korzyściami i maniami. Nawet sam Feraud nie do końca wzbudza sympatię. Jego ośli upór i ignorowanie rozsądnych rad doprowadza go w końcu do trwałego okaleczenia, a także rozstania z rodziną, której z jego winy zaczyna teraz grozić wielkie niebezpieczeństwo.

Od strony graficznej ciekawym pomysłem jest umieszczenie między ilustracjami prawdziwych fotografii z czasów wojny, które sygnalizują aktualny czas akcji (na przykład zdjęcie Franciszka Ferdynanda w Sarajewie wskazuje, że jesteśmy w przededniu konfliktu). Z kolei oszczędne kolorystycznie rysunki, z niemal wiecznie powykrzywianymi ze złości lub strachu twarzami postaci, wydają się idealnie pasować do złowieszczej wojennej atmosfery. Jedynym wyraźnym minusem jest lekki chaos, jaki  wkrada się w sceny bitewne. Wśród ciągnących się przez kilka kadrów wybuchów łatwo pogubić się w przebiegu wydarzeń, a w scenach bitwy pod Miluzą można nawet odnieść wrażenie, że pogubił się sam rysownik: wygląda to tak, jakby myliło mu się aktualne położenie poszczególnych bohaterów.

Mimo tego drobnego mankamentu Wartownicy: Stalowe Żniwa to dobry, brutalny komiks dla dorosłych, obiecujący dojrzałą fabułę i sugestywną atmosferę także w kolejnych tomach. Drugi z nich, rozgrywający się w trakcie krwawej bitwy nad Marną, ukazał się już nakładem Taurusa po polsku i niewątpliwie wart jest zainteresowania.