Violent Vrestlers #1: Triple Sec vs. Taxido
Kserowany pokłon
O ile powyższe przykłady – z uwagi na komercyjną czy artystyczną wartość wyjściowych tytułów – może nie są zbyt zaskakujące, o tyle dość nieoczekiwanym faktem było pojawienie się podczas pierwszej odsłony poznańskiej imprezy Comics Wars kserowanego zina Violent Vrestlers autorstwa Filipa Bąka. Swój liczący czternaście stron czarno-biały komiks sam autor – ze świeckim błogosławieństwem Łukasza Kowalczuka – określił jako official bootleg friend art spin-off serii Vreckless Vrestlers. Niezależny hołd dla niezależnego mistrza to niezależny dowód na niezależność polskiego komiksu niezależnego. Jest to niewątpliwie nadrzędna wartość, którą niesie za sobą wydana własnym sumptem w nakładzie pięćdziesięciu egzemplarzy publikacja redaktora radiowej audycji Prosto z Kadru. I właśnie za ten impuls należą się autorowi najszczersze brawa.
Pierwszy zeszyt, zapowiadany jako początek serii Violent Vrestles, to zapis potyczki dwóch agresorów o nieco dziwacznych imionach. Triple Sec – wieloręki pająk z chińskimi korzeniami – staje do walki z Taxido – zawodnikiem skrzętnie skrywającym podrabianą tożsamość. Od pierwszej do ostatniej strony starcie realizowane jest według prawideł wyznaczonych przez mangi shōnen oraz superbohaterskie komiksy Marvela. Bohaterowie wymieniają pełne "powerów" ciosy naprzemiennie z krótkimi i szybkimi kwestiami na mało porywające tematy w systemie turowym. Tym samym poza dynamicznym pojedynkiem dwóch postaci pochodzących z różnych czasoprzestrzeni komiks Bąka ostatecznie niewiele ma wspólnego z oryginalną serią Kowalczuka. Walka przypomina bardziej uliczną bijatykę niż epickie starcie na międzygalaktycznej arenie, dialogi są momentami bezsensownie wulgarne, bohaterowie wydają się być dość przypadkowi, zaś puenta jest średnio zabawna, chociaż płynnie wynika z charakteru postaci i treści komiksu. Lektura Violent Vrestles pozostawia po sobie poczucie niedosytu, a przypadkowych czytelników kompletnie niezaznajomionych z Vreckless Vrestlers może wręcz zażenować.
Radość tworzenia
Zaproponowana przez Filipa Bąka szata graficzna to całkiem przyzwoity cartoon z undergroundowym sznytem, trochę niepotrzebnie upstrzony tu i ówdzie całym mnóstwem zbędnych kresek, kropek i plam. Rysunek momentami jest pieczołowicie dopracowany, momentami wydaje się mocno odpuszczony i tworzony "na szybko". Wszelkie niedociągnięcia maskowane są umiejętnie dodatkowymi efektami specjalnymi, dzięki czemu nie wywołują one nadmiernego niesmaku. Mangowa i marvelowa stylistyka obecna jest również w warstwie ilustratorskiej, ale chociaż kadry są dynamicznie skomponowane i szczelnie wypełnione potęgującymi ekspresję liniami kinetycznymi, to niektóre sekwencje wydają się być nieco zbyt statyczne, co można ewentualnie zrzucić na karb systemu walki "cios za cios".
Na dobrą sprawę niewiele jest w tym zinie elementów, które mogłyby w jakikolwiek sposób zaintrygować potencjalnego czytelnika. W zasadzie całość jest chaotycznym zlepkiem oklepanych motywów i wytartych rozwiązań nieszczęśliwie wykorzystanych w sposób, który nie przynosi zbyt wielu nowych wartości. Paradoksalnie najbardziej rozczarowani obcowaniem z Violent Vrestlers najpewniej mogą okazać się fani Vreckless Vrestlers, a przecież to właśnie do nich w pierwszej kolejności kierowane jest to wydawnictwo. Mogą, ale niekoniecznie muszą, bo z różnych względów komiks na pewno znajdzie również grono swoich amatorów. A mając na uwadze efemeryczny nakład publikacji na pewno będzie ona kserowaną perełką w niejednej kolekcji.
Mimo że zina Violent Vrestlers nie można uznać za w pełni udaną realizację komiksową – zarówno pod względem miałkiej fabuły, jak i w sferze nie do końca konsekwentnej grafiki – to bez wątpienia najnowsze "dzieło" twórcy pasków z serii Gołębie jest najlepszym przykładem na to, że ponad nastawieniem na zdobywanie sławy i powiększanie domowego budżetu czasami stoi zwyczajna spontaniczność i niczym nieskrępowana radość płynąca z tworzenia komiksów. Parafrazując klasyka: po pierwsze nie dla sławy, po drugie nie dla pieniędzy, na luzie rysować można żyjąc nawet w nędzy. Czyli dokładnie tak, jak to zwykle w undergroundzie bywa. Doskonale wiem, o czym mówię. To był mroźny lutowy wieczór w prowincjonalnym miasteczku na północy Wielkopolski. Miałem wówczas niewątpliwy zaszczyt – w wesołym towarzystwie twórcy oryginalnej serii oraz autora jej spin-offa – celebrowania eksperymentalnych narodzin tego na wskroś poronionego pomysłu. W roli siostry położnej. I w szemranych okolicznościach.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Scenariusz: Filip Bąk
Rysunki: Filip Bąk
Wydawca: Bąk art
Data wydania: 6 grudnia 2014
Format: A5
Oprawa: miękka
Druk: czarno-biały