Venom #1

Kiedy jeden symbiot to za mało

Autor: Shadov

Venom #1
Do niedawna Venom pojawiał się jedynie jako epizodyczna postać w seriach ze Spider-Manem (Globalna sieć, Ultimate Spider-Man, Epic Collection). Teraz jednak ten niedoceniony antybohater otrzymał osobną serię za sprawą cyklu Marvel Fresh.

Venom – symbiot – zamieszkuje aktualnie ciało Eddiego Brocka. Razem starają się wieść względnie normalne życie, w niedużym, dość biednym mieszkaniu. Eddy, zmęczony sytuacją, coraz częściej sięga po leki, aby uciszyć swojego towarzysza. Od dłuższego czasu bohatera męczą koszmary i problemy zdrowotne. Na domiar złego czuje, że traci kontrolę nad Venomem. Sytuacja staje się jeszcze gorsza, kiedy na swojej drodze spotyka Rexa Stricklanda. Dawny żołnierz S.H.I.E.L.D. ma informacje, które bardzo mocno wstrząsają życiem protagonisty. Wydarzenia rozgrywają się równolegle do tych z albumu Ostatnia fala: Avengersi są zajęci, na Ziemię spadają martwi Celestianie, a więc Venom, chcąc nie chcąc, w obliczu kolejnego przeciwnika jest zdany sam na siebie.

Fabularnie mamy tu solidną porcję spójnych wydarzeń i kilku dobrze skrojonych złoczyńców. Kolejne tarapaty, w jakie wpada symbiont, wynikają z decyzji podjętych przez niego chwilę wcześniej, a te nie należą do najmądrzejszych. Donny Cates pokazuje, jak Venom i Eddy wzajemnie się “szarpią”, szukają wspólnego języka i próbują  do siebie przywyknąć. Wszystko to odgrywa się pomiędzy walkami z potężnym wrogiem, ciągłą ucieczką i rozlewem krwi. Wokół naszego duetu cały czas coś się dzieje, a twórca tego jakże szalonego scenariusza nie ustaje w wysiłkach, aby dolewać oliwy do ognia.

Scenarzyście nie można odmówić umiejętności budowania skomplikowanych, ale też odważnych relacji. Porusza wiele wątków na przestrzeni całej opowieści: od przemiany Eddy’ego, jego rodzinnych spraw czy przeszłości, przez pochodzenie symbionta i jego rolę w życiu bohatera. Nie ubarwia historii, ani też nie tworzy ckliwych scen czy dramatycznych epizodów. Owszem, są momenty przygnębiające, ale do dramy im daleko. I czyta się to świetnie. Venom Catesa jest bardzo wyrazisty, ale też zmienny i nietrzymający jednej strony – bohater kieruje się swoim kręgosłupem moralnym, co widać po podejmowanych przez niego decyzjach.

Za stronę ilustracyjną całego integralu Venom #1 odpowiada trzech ilustratorów: Ryan Stegman, Joshua Cassara i Iban Coello, którzy wykonali solidną pracę. Już od pierwszych kadrów oko przyciągają rysunki, które świetnie oddają naturę Venoma. Jest strasznie, nieco patetycznie i bardzo mrocznie. Niemniej, najbardziej widać, jak wiele uwagi poświęcili scenom walki, czy pradawnemu bóstwu i samemu Venomowi. Przemiany tych postaci, transformacje (i w jakimś stopniu obślizgły wygląd) są podkręcone do maksimum. Nasz antybohater jako góra napakowanych mięśni napędzanych szaleństwem wygląda świetnie.

Venom to komiks, gdzie dzieje się sporo, a momentami czytelnik jest zasypywany, niczym lawiną, nowymi informacjami. Pomysł Donny’ego Catesa (scenariusz) z przedstawieniem historii pochodzenia kosmicznego pasożyta to zdecydowanie fabularny strzał w dziesiątkę. Do tego dochodzi przedwieczny bóg, który pragnie na nowo odbudować rasę symbiontów. Wszystko to powiązane jest oczywiście z Celestionami, co sprawia, że komiks Venom staje się całkiem niezłym dopełnieniem Marvel Fresh.

Venom wypada zaskakująco dobrze na tle innych serii Marvel Fresh, nawet Amazing Spider-Mana, czy Avengers. Pod ręką Donny’ego Catesa historia antybohatera zyskała konkretną, szybką i pełną przemocy intrygę. Co też świetnie oddaje naturę konfliktu oraz rozterek symbionta i jego gospodarza, które są spowodowane chaotycznym i nieuporządkowanym życiem obu bytów.