Venom #04-05

...oto jest pytanie

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Venom #04-05
Seria Venom stawia czytelnika wobec ważkiego dylematu, z którym każdy zjadacz historyjek obrazkowych musi poradzić sobie sam. Komiksiarskie być albo nie być sprowadza się w tym przypadku do odpowiedzi na pytanie: "czekać na trade'a czy nie czekać"? Rozwiązanie zagadki może zaś ułatwić poruszanie się po krętych ścieżkach wiodących między półkami z wydawniczymi nowościami, które zdają się wołać: "Kup mnie, jutro będzie za późno!" Czy należy im wierzyć?

Komiks Daniela Waya i Francisco Herrery zadebiutował w Polsce gorącą majową porą 2005 roku. W upalną aurę wprowadził powiew arktycznie zimnego powietrza, dreszczykowego nastroju i lekko karykaturalnej kreski, która intrygująco współgrała z konwencją horroru. Minęło lato, potem jesień, aż wreszcie zimowe temperatury zbliżyły do siebie odbiorców i główną bohaterkę dramatycznych wydarzeń. Historia liczy sobie już ponad 100 stron i można stwierdzić, iż mogłaby się w tym momencie zakończyć. Doszło do kulminacji i konfrontacji. Oczywiście, są to rozważania czysto hipotetyczne, gdyż na ostateczne rozwiązanie serii jeszcze poczekamy (zamknięta w zasadzie historia z pierwszych pięciu zeszytów stanie się preludium dla dalszych wydarzeń), lecz wynikają ze sposobu, w jaki prowadzona jest narracja takich komiksów jak Venom.

Venom to, odwołując się do literackich odpowiedników, komiks dobrze skrojony. Każda z plansz każdego z pięciu epizodów pasuje jak ulał do całości, jaką stanowi każdy pojedynczy zeszyt. Nic tu nie skrzypi, nie ma dziur. Odcinki najpierw sprawnie na
nowo (po przerwie w lekturze) wciągają w klimat, a następnie – bez zbędnych scen pośrodku – zawieszają akcję. Zawieszają ją na chwilę, która dla czytelnika trwa od dwóch do trzech miesięcy i powoduje, iż natrętne pytanie powraca jak batarang. Robertson zmaga się z potworem, ucina z nim miłe pogawędki i raz na jakiś czas wpada na kolesia, który urwał się z Men In Black, a za oknem przesuwają się pory roku. Rozwiązanie dla tych, którzy nie lubią czekać, jest proste: aby uniknąć poczucia pustki, które pojawia się w przerwach cyklu wydawniczego, należy odświeżać sobie poprzednie epizody, unikając tym samym rozproszenia zbudowanego napięcia. Mniej cierpliwym pozostaje yoga i techniki relaksacyjne lub lektura innych ukazujących się rzadziej od Battle Chasers tytułów.

Czekać na zbiorcze wydanie, czy być na bieżąco? Wydać raz więcej, czy mniej raz na jakiś czas? Oglądać rozciągnięty w czasie serial, czy zdecydować się na jednorazowy seans (i to bez gwarancji, że ukaże się w takiej formie)? O ile nie wyemigrujemy masowo do Stanów Zjednoczonych, zabawa w Hamleta będzie trwać. Oby jej ofiarą nie padł Venom, który wśród lektur łatwych i przyjemnych zasługuje na więcej niż tylko okazjonalne zainteresowanie.

I cierpliwość.