Varia #27

Idziemy na rekord

Autor: Kuba Jankowski

Varia #27
Varia nie zwalnia, Varia przeskakuje, Varia Was nie rozczaruje. Z kronikarskiego obowiązku - Varia #25 i #26 to odcinki zagraniczne, na które trzeba będzie poczekać. Natomiast niniejsze Varia #27 to w miarę aktualny przegląd komiksików kontynuowany w Varia #28. To Varia to także piąte Varia w tym roku (a zaraz będzie i szóste!), choć mamy dopiero kwiecień. Idziemy zatem na rekord. Kibicujcie, komentujcie albo zapisujcie (sobie na twardym dysku).

 

Spis treści:

 

iTeko

iTeko nosi podtytuł Edukacja ekologiczna wśród studentów Wydziału Informatyki Politechniki Białostockiej i nie jest komiksem. Wspominamy o iTeko ze względu na naszego ulubionego Tomasza Samojlika, który jest autorem rysunków w tej broszurce.

Podtytyułowy program jest projektem zrealizowanym przy wsparciu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Białymstoku i w jego ramach powstało 10 plakatów oraz 30 fiszek o treści edukacyjnej. Ze wstępu do broszurki dowiadujemy się jeszcze, że wszelkie działania projektowe można znaleźć na stronie programu. Najciekawsze dla komiksiarza będę w iTeko wspomniane już plakaty, w których Tomasz Samojlik dwuznacznymi tytułami opatrzył treść informacyjną o szokującym nieraz przekazie. Dalej znajdziemy fiszki z malutkimi rysunkami-ikonkami, zdjęcia projektów różnych utensyliów wykonanych z odzyskanych surowców oraz quiz, w którym odpowiemy na 80 pytań, które sprawdzą jak uważnie pochłanialiśmy zabawne i bardzo treściwe materiały.

Oczywiście uświadamiania ekologicznego nigdy dość, ale zapoznając się z treścią broszurki mylące troszkę jest, do kogo ten materiał jest adresowany? Tytuł może sugerować, że do studentów, a zawartość kojarzy się z tym, co niejeden z nas musiał przyswoić w podstawówce.

(bez noty)

 

Gwiezdna Nabojka 

Bazgrolle postanowiło sobie zrobić prezent i dokonało drugiego wydania Gwiezdnej Nabojki po 15 latach od ukazania się tego wstrząsającego komiksu. Najkrócej Gwiezdną Nabojkę można określić jako bezwzględną i seksualnymi aluzjami (a raczej bokserskimi prostymi w krocze) naszpikowaną parodię Gwiezdnych Wojen. Ponieważ po powierzchni Galaktyki chodzą ludzie niezapoznani z GW, to uprzedźmy że bez tego kontekstu po GN nie należy sięgać. Z okładki patrzy na nas świetlny miecz w kształcie prącia, gwiazda śmierci tyłek oraz dwa cycki (w jednej z wersji okładki są to oczy Vadera, pardon - Darka Fakira - ale w komiksie to Falcon Millenium, pardon - Cyce Mileny). A w środku czekają przygody Gluta Sadomena, Hansa Zorro, Księżniczki Leje, Czujnego Baccy, Lennyego Callisraka, Mercedesa, Pornoditu, Smroda, Łana Bez Nogi oraz Darka Fakira. Daje to pojęcie o tym, co się tam wyrabia. Całość zręcznie wystylizowano na film (napisy, obsada na końcu, etc.).

Nota: 6

 

WKKM #59: Syn M 

Syn M to jedna z odpryskowych opowieści w świecie po wydarzeniach opisanych w Rodzie M (wydanym u nas przez Muchę oraz obecnym w WKKM #9). Przypomnijmy, że w wyniku uwięzienia wszystkich w ogromnej iluzji (matrix?), doszło do wyzwolenia ("nigdy więcej mutantów"), w wyniku którego na Ziemi pozostało zaledwie 198 superludzi. Quicksilver, tytułowy syn M, był jednym z tych, którzy moce stracili. Na kartach WKKM #59 podejmuje śmiały plan ich odzyskania, ale niestety nie wszystko idzie po jego myśli. W rozwiązanie piekielnie ciężkiej łamigłówki wplątani zostaną m.in. Inhumans oraz córka Quicksilvera. Syn M to dosyć mroczna opowieść o tym, do czego zdolny jest zdesperowany człowiek, którego największym dramatem jest to, że myśląc, iż czyni dobro, tak naprawdę niszczy wszystko dookoła siebie. Dobrze napisane przez Davida Hine'e i piekielnie dobrze zilustrowane przez Roya Allana Martineza.

Nota: 6,5

 

WKKM #60: Oblężenie

Loki insynuuje, aby nastawić przeciwko sobie ludzi oraz Asgardczyków, którzy zamieszkali na Ziemi (WKKM #8: Thor - Odrodzenie). Marionetką w jego rękach jest Norman Osborn, który po Wojnie Domowej jako Iron Patriot stał się mężem opatrznościowym, obdarzonym zaufaniem rządowym i społecznym przywódcą nowej supergrupy. Będą się bili, będą wygłaszali patetyczne przemowy, będą znowu krystalicznymi bohaterami.

WKKM robi coś bardzo konfundującego – przedstawia historie z różnych rzeczywistości, które w głowie niżej podpisanego już się mieszają, a w ramach jednej z linii otrzymujemy tylko wybrane tytuły. Kapitan Ameryka zginął, ale jednak nie zginął (co sprawia, że świetny Poległy Syn traci po czasie swój ładunek emocjonalny i sens). Rzeczywistość zmieniono w Rodzie M, ale jednak chyba nie do końca. W Avengers: Upadek zginęli członkowie Mścicieli, m.in. Hawkeye, ale okazuje się, że chyba jednak nie. Przeżył człowiek czy idea? Wojna Domowa się skończyła, bo Kapitan Ameryka rzucił tarczę na widok uderzonego policjanta… Nonsens goni nonsens, absurd organizuje to wszystko w kolejne głupie opowieści, których w związku z tym, jak są polskiemu czytelnikowi serwowane, nie chce się nawet prześledzić raz jeszcze, żeby to wszystko pojąć. Ale w sumie chyba nie będzie takiej potrzeby, bo zaraz przyjdzie wielki reset. Albo już przyszedł. Albo może nawet dwa…

Nota: 2

 

Gigantyczna broda, która była złem 

Dave lubi mieć wszystko poukładane. Lubi też codzienną rutynę: praca, dom, rysowanie, zasypianie przed oknem wychodzącym na ulicę. Wyspa Tutaj, na której mieszka, słynie z porządku. Nie ma tutaj miejsca na szaleństwa, na odstępstwa i na... zarost. A traf tak chce, że Dave'owi pewnego dnia zaczyna rosnąć broda, z małego włoska pod nosem, którego nie mógł się za żadne skarby pozbyć. Przez brodę traci pracę. Broda rozsadza okno i prze dalej. Tutaj scenariusz mógłby skręcić w stronę horroru klasy "z" (wtedy i tytuł byłby jak znalazł), ale zamiast tego otrzymujemy przypowieść o tym, że odrobina nieporządku wcale nie jest zła, a pod warstwą absolutnie nieskazitelnej powierzchni, zawsze kryje się jakiś rodzaj nieładu.

Ołówkowa kreska, zabawy z kadrowaniem, oddychające przestrzenią plansze oraz narracja w stylu opowiastki bajkowej dla starszych czytelników. "Kawałek niezłego komiksu" – powiedział autor tekstu Varia, drapiąc się po swojej bujnej i coraz dłuższej brodzie.

Nota: 6

 

Polina 

Czy kolejna historia o samorodnym talencie i odnajdywaniu siebie może być fascynująca? Czy może raczej nudna i przewidywalna?

Bastien Vivès pokazał, że opowieść o kochającej taniec dziewczynce (która zdaje się realizować po części marzenia rodziców), może wciągnąć bez reszty i sprawić, że przymkniemy oko na dosyć oczywiste oczywistości: talent to nie wszystko, potrzeba ciężkiej pracy, no i trzeba również wiedzieć samemu, czego się pragnie. Niby banały, ale podane przez Vivèsa w taki sposób, że można je wybaczyć. Po pierwsze dlatego, że autor tylko sygnalizuje niektóre z nich, nie roztrząsając specjalnie tych kwestii w kolubryniastych monologach. Sprawia to, iż nie zdążymy się prawie ani razu na niego zdenerwować za komunały. Po drugie, opowieść płynie jak dobrze zaplanowana choreografia przedstawienia. Konstrukcję tańca autor przeniósł na kompozycję albumu. Kreska wyraża emocje. Tak jak sugeruje się Polinie, żeby wyrażała się poprzez taneczne ruchy, tak autor wyraża emocje przechodząc od grubej konturowej kreski na początku (kadr z małą Poliną na pierwszej stronie, kiedy wciśnięta w płaszcz zdaje się przytłoczona), do coraz cieńszych obrysowań w miarę jak nasza bohaterka zdobywa doświadczenie, pewność siebie oraz zaczyna tańcem po prostu żyć. Zrzuca ciężkie kontury i… odnajduje siebie. Po trzecie, emocje konieczne do przekazania czytelnikowi, zostają zawarte w oszczędnym obrazowaniu – eliminuje się tła po to, żeby skupić się na najważniejszym – na interakcjach między postaciami.

Jeśli obejrzeliście Whiplash przed czytaniem tego komiksu, to oczywiście będzie on dla Was świetnym punktem odniesienia – relacja talent-ciężka praca, gra uczeń-mistrz czy dylemat, w którym miejscu kończy się przyjemność, a w którym zaczyna katorga przy tym, co się kocha. Whiplash jest oczywiście mniej przewidywalny i stara się w sposób mniej oczywisty podejść do kwestii odnajdywania siebie, ale Polina ma z kolei taki urok, że wszelkie uproszczenia i banały sprowadza na drugi plan.

Nota: 8

 

Priap 

Prace Presla oficyna Lokator przedstawia nam niechronologicznie. Priap jest debiutem autora, natomiast czytamy go po trzech innych pozycjach, które dostaliśmy wcześniej. Po znakomitych i dopracowanych delirycznej Fabryce oraz gorączkowej Boskiej Koloni, oraz dosyć rozczarowującym Synu mojego ojca, czytamy historię mitycznego Priapa opowiedzianą inaczej. Jest to brutalna historia o porzuceniu, o wchodzeniu w dorosłość i zagubieniu jakie na ogół temu towarzyszy. Ta opowieść nie skończy się dobrze, a tych, którzy oczekują wyuzdanych scen seksu wylewających się z kolejnych stron oraz sterczącego wielkiego członka Priapa w każdym kadrze, czeka spora niespodzianka. Nie tędy poszedł Presl. Raz – na przekór różnym współczesnym fobiom mężczyzn z wielkiego instrumentu Priapa uczynił wielki i dramatyczny problem. Tym razem to wielki członek jest powodem do wstydu. Dwa – ten komiks boli (sprawia takie wrażenie) chyba tak, jak bolesny jest wzwód w schorzeniu zwanym priapizmem. Brutalne, brzydkie, okrutne, ale niezłe jako ciemna strona seksualności.

Nota: 6

 

Zrozumieć komiks 

Że komiks zrozumieć warto, nie trzeba nas przekonywać. Że komiks zrozumieć niełatwo, przekonują nietrafione głosy krytyków tej formy za infantylność i niedorozwój. Czy Scott McCloud w tym "zrozumianiu" pomoże? I tak, i nie.

Postanowił on napisać komiks mądry o tym, jak komiks funkcjonuje. Zatem wielu odrzucających komiks za formę przekazywania treści, z pewnością nie sięgnie po jego propozycję z tego powodu. Szkoda. Ci z nich, którzy się przekonają, być może będą mieli poważny problem ze sprytnie skonstruowanym oddziaływaniem na czytelnika – połączonymi siłami słowa i obrazu (u McClouda to najczęściej rodzaj, który nazywa współzależnym). Ci natomiast, którzy komiksy czytają, otrzymają bardzo przystępnie, bo w formie lubianej przez nich, opisaną mechanikę komiksu. Czy po 22 latach od publikacji oryginalnej ten komiks ma nadal sens? Owszem, ale trzeba zastrzec, że McCloud nie mógł przestać myśleć o tym, co napisał, czemu dał wyraz w internetowej kontynuacji Understanding Comics. The Invisible Art (swoją drogą w polskiej wersji nastąpiła dosyć poważna zamiana tytułu, która zmienia dosyć znacznie ideę McClouda) – w I can’t stop thinking (szkoda, że nie pokuszono się o ten dodatek w wydaniu polskim – mógłby być kłopotliwy z kilku względów, ale jednak). A wiele z idei z tych dwóch publikacji postanowił uaktualnić w późniejszym Making Comics.

Więcej o tym komiksie nie da się napisać bez wchodzenia z autorem w dosyć precyzyjną polemikę (przywołując i porównując jego podejście do podejścia kilku komiksowych mądrali), co zrobimy na łamach jesiennych Zeszytów Komiksowych. No i oczywiście nie odpuścimy sobie kilku wtrętów na temat samego przekładu. Tymczasem proszę się koniecznie z tą pozycją zaznajomić.

Nota: 10

 

Black Science #1 

Jeśli ktoś zarzuci temu komiksowi chaotyczność, to niech jeszcze raz zerknie, co jest osią jego fabuły – skoki przestrzenne. Pomysł na wrzucenie zespołu badawczego w wir rzeczywistości skrywających się jedna pod warstwą drugiej jest genialny w swojej prostocie. Tym razem to nie czas (choć w pewnym sensie chyba też), ale kontinuum przestrzenne zostaje naruszone. Podobnie jak zabawy z czasem są niebezpieczne, tak i przenoszenie się w inne realia również nie okaże się nieszkodliwe. Zwłaszcza, jeśli maszyna się zepsuje i randomowo postanowi rzucać ekipą to tu, to tam, dając jej za każdym razem inny czas przebywania w danym miejscu. Jak wybrnąć z tego szacha? Czy ktoś specjalnie uszkodził maszynę? Niezwykła wyobraźnia autorów sprawia, że komiks momentami może przytłaczać różnorodnością światów, a skoki przestrzenne pozwalają im na wprowadzanie dosyć dużej liczby wątków i rwane tempo. To "chaotyczność" zamierzona, ale czy do końca kontrolowana i niewyczerpalna? Czekamy z niecierpliwością na kolejne tomy, aby się tego dowiedzieć.

Nota: 6,5

 

Muminki #1 

Ene Due Rabe sprawiło piękny prezent fanom Muminków i komiksiarzom. Czy te dwie grupy łączą się ze sobą swobodnie jest kwestią drugorzędną wobec wartości pierwszego tomu z paskami rysowanymi i wymyślanymi przez Tove Janson. Śliczna, prosta i elegancka kreska. Pomysłowe komponowanie ramek kadrów – czasami tworzy je wąż do podlewania, czasami drzewo, innym razem słupki na których rozciągnięta jest lina do wieszani prania – a wszystko to nie są ozdoby, tylko elementy scenerii. Połączenie przygody, humoru i niezwykłych, według wielu rodzicielskich kryteriów "nieodpowiednich i niepedagogicznych", postaw – jak zachowanie Ryjka, jak tata wypatrujący skrzynki whisky i ogólnie czujący pociąg do alkoholu.

Na pierwszy tom komiksów składają się cztery opowieści – Muminek i zbójcy, Muminek i życie rodzinne, Muminki na riwierze oraz Muminki na bezludnej wyspie. Przepiękny album, mądry komiks, prawdziwa bajka.

Nota: 10