Varia #21

In Seriavaria Veritas #27: #1

Autor: Kuba Jankowski

Varia #21
Śledzenie seriali komiksowych to wyjątkowo przyjemna pasja. Zadanie na ogół polega na tym, że kiedy wychodzi kolejna odsłona zbieranej przez nas serii, to wracamy kilka numerów do tyłu, żeby wczuć się w akcję i przypomnieć sobie "na czym stanęło". Czasochłonne zajęcie sprawia ogromną satysfakcję z odkrywania elementów czasami umykających naszej uwadze w pierwszym czytaniu. Na mapie wartościowań pozwala też lepiej określić opinię na temat danej serii i kolejnych jej tomów, które czasami wyrwane z sekwencji początkowo wydają się być słabymi wypełniaczami. Posiadanie szerszego spojrzenia umożliwia bardziej racjonalne wyrokowanie i bardziej sprawiedliwe ocenianie. W pierwszej części naszego "seryjnego" zestawienia umieszczamy pierwsze tomy serii (Mysia StrażSagaLocke & Key), tomy środkowe albo bardzo zaawansowane innych serii (np. Ralph AzhamŻywe Trupy) czy też kolejne wydania zbiorcze (Rork). 

 

Spis treści:

 

Monster #2 i Monster #3 

Jeśli ktoś szerokim łukiem omija mangę, to aby go przekonać, można podsunąć mu pod nos jeden z czterech tytułów, które zagościły na polskim rynku: Bosonogiego Gena, Pluto, Solanina lub właśnie Monstera.

Monster to zakrojona na szeroką skalę saga o poszukiwaniu niejakiego Johana. Młody chłopak po tym, jak życie uratował mu japoński lekarz, doktor Tenma, zniknął ze szpitala. Od tamtej pory pozostawia za sobą krwawy ślad. W Monsterze giną rodzice z rodzin zastępczych, które Johana przygarniają. Giną też policjanci i inni uczestnicy tejże historii. Na pytanie z czyich rąk giną, nie do końca otrzymujemy odpowiedź. Naoki Urasawa sprytnie i skutecznie stara się zasiać ziarno zwątpienia w czytelniku. Kiedy ten już spokojnie zaczyna śledzić tok wydarzeń, mając za zabójcę Johana, Urasawa postanawia skomplikować sprawę. A co jeśli Johan tylko prowokuje morderstwa? A co jeśli to nie Johan jest tym złym, a śledzący go Tenma, który stracił (?) panowanie nad swoją drugą osobowością?

W tomie drugim Tenma szuka Niny, siostry Johana, która próbowała go powstrzymać jeszcze wtedy, kiedy oboje byli dziećmi, a neonaziści widzą w Johanie nowego Hitlera. W tomie trzecim Urasawa skupia się na idei rozdwojonej jaźni i w kilku całkowicie różnych rozdziałach, opowiadających o zapewne (?) epizodycznych dla całości konstrukcji Monstera postaciach, znakomicie wraca do wątków z tomów wcześniejszych (m.in. dowiadujemy się kto i dlaczego zabił Fortnerów, przybranych rodziców Niny i jaki był dalszy los zabójców). Tenma staje twarzą w twarz ze zdeterminowanym, aczkolwiek zbyt obsesyjnie pragnącym obarczyć winą za morderstwa Tenmę, detektywem Lunge, na scenę powraca Eva, dawna narzeczona Tenmy, ale także debiutują na niej zimny i przerażający w swoim wyrachowaniu Roberto ("ochroniarz" z pewnej organizacji) czy stara prostytutka, która sporo wie.

Monster to sensacyjniak, thriller i horror w jednym. Urasawa rozbijając opowieść na krótkie rozdziały pozwala sobie na lawirowanie między tematami, postaciami i gatunkami opowieści. Czasami bawi się w pełną napięcia samotniczą historię psychologiczną (Otchłań potwora w tomie 3), czasem w nostalgiczno-poetyckie opowiadanie spięte smutną klamrą (Jutro będzie słonecznie w tomie 3), a innym razem w relację z przybycia na prowincję zdolnego i tajemniczego nieznajomego (Petra i Schumann w tomie 2). Siła Monstera tkwi po równo w niedopowiedzeniach, które autor kreuje myląc tropy czytelnicze, różnorodności gatunkowej poszczególnych rozdziałów i niezwykłych kreacjach bohaterów. Pierwszoplanowych i drugoplanowych. Majstersztyk.

Nota: odpowiednio 9 i 10 (pełna recenzja tomu drugiego - Młot)

 

Rork zbiorczy #2 

Oficyna wydawnicza Sideca zrobiła fanom Rorka wspaniały prezent, łącząc zeszyty z przygodami dziwnego jegomościa w dwa albumu zbiorcze. Oba wzbogacono o szkice i dodatkowe komentarze. O ile jednak pierwszy tom zbiorczy, zawierający albumy Duchy, Fragmenty, Przejścia i Cmentarzysko katedr (plus szorciaki - Zapomniani i Wybawiciel z okresu kredowego), oceniliśmy na okrągłą "dychę", to tom drugi niestety rozwiewa to wspaniałe wrażenie zbudowane przez autora na początku serii. Drugi zbiorczy Rork zawiera tomy Gwiezdne światło, Koziorożec, Zejście i ostatni album, kończący cykl o ezoterycznym detektywie, zatytułowany Powrót. Fanów Rorka zapewne nic nie odwiedzie od zakupu tego opasłego albumu. Tych, którzy nie chcą wydawać fortuny na pojedyncze zeszyty, aby uzupełnić kolekcję, również nic nie powstrzyma, gdyż taniej wychodzi wydanie zbiorcze niż osobne kolekcjonowanie fragmentów.

Innych niech powstrzyma nasza przestroga: po Cmentarzysku katedr (czyli po punkcie kulminacyjnym opowieści), zeszycie zawartym w pierwszym zbiorczym Rorku, nasz podróżnik zbacza na ścieżki, którymi podążać powinni tylko uzbrojeni w wielką cierpliwość czytelnicy. Akcja przestaje być akcją, a to, co z niej zostaje, jest na tyle bełkotliwe, że trudno z ręką na sercu powiedzieć, że wszystko się zrozumiało. A co za tym idzie, nie można stwierdzić do końca czy to, co zaplanował w swojej opowieści Andreas, ma w ogóle sens. Stwierdzić natomiast można ponad wszystko, że mamy do czynienia z czymś na kształt nieprawdopodobnego bełkotu, który autor stara się przykryć aurą tajemniczości. Gubi się w niej nie tylko on sam, ale i skonfundowany czytelnik. Andreas powiedział a propos Rorka, że "nie chodzi o to, żeby wszystko przewidzieć, ale o to, aby o niczym nie zapomnieć”. Owszem, bardzo to mądry sąd. Ale autor chyba zapomniał o tym, że wystawianie cierpliwości czytelnika na próbę jest dosyć ryzykowne. Można to zrobić jednym enigmatycznym albumem, ale nie postanowić zamknąć opowieść serią takich zeszytów, które nieszczęśliwie złożyły się na drugiego zbiorczego Rorka. Zamiast tracić na niego czas, lepiej sięgnąć raz jeszcze po ARQ lub Cromwell Stone'a.

Nota: 3

 

Żywe Trupy #20: Wojna totalna, cz. 1 i Żywe Trupy #21: Wojna totalna, cz.2

Zirytowanym czytelnikom serii Żywe Trupy polecamy ponownie chwilę rozrywki z artykułem na temat możliwych zakończeń mydlanej opery o zombie. Zirytowanym, ale wahającym się nad dalszym zbieraniem komiksów Żywe Trupy, zalecamy ochłonięcie i powrót na ulubione stanowisko czytelnicze oraz wzięcie do rąk tomów numer 20 i 21, które łączą się w jeden event w uniwersum szwendaczy - w Wojnę totalną.

Oczywiście zaserwowana tutaj przez Kirkmana kumulacja była nieunikniona, a mechanizm serii może troszkę nużyć. To znaczy, kolejne tragiczne zgony bohaterów mogą nas już nie ruszać. Konsekwentne kumulowanie emocji i konfliktów do momentu wielkiego "bum" jest nudne i przewidywalne. Oczywiście Negan to nie gubernator. Oczywiście chcielibyśmy, żeby coś nami wstrząsnęło, na miarę igrzysk zombie, na miarę dziury w głowie Carla, etc. To "coś" uparcie nie nadchodzi, ale...

...w Wojnie totalnej Rick oraz jego sprzymierzeńcy zwerbowani z Królestwa oraz ze Wzgórza postanawiają rozprawić się z Neganem. Zbytni pośpiech prawie doprowadza do załamania tego planu, ale ostatecznie szturm na twierdzę Negana dochodzi do skutku. Potem jest kontratak, w wyniku którego osiedle-państwo Ricka zostaje zniszczone. Ostateczna walka odbędzie się na Wzgórzu.

W Wojnie totalnej otrzymujemy historię, na którą wielu fanów serii czekało. Nie jest to rozwój akcji zwalający z nóg, ale i tak pozytywnie pozwala spojrzeć na to, co jeszcze nas na kartach Żywych Trupów czeka. Jest sieczka, są chore pomysły zrodzone w chorych głowach, jest progres, jest zapowiedź czegoś nowego. Oczywiście to Rick ma wizję tego, co należy zrobić. Zbliża się Nowy początek...

Nota: po 7

 

Lucyfer #10: Gwiazda Zaranna

Jeśli opisywana powyżej seria Żywe Trupy jest nierówna, to trudno znaleźć przymiotnik opisujący trafnie to, co dzieje się na kartach Lucyfera. "Nierówny" to za mało powiedziane. Wzloty i upadki Gwiazdy Zarannej mają niezwykłą amplitudę, ale na szczęście tom numer 10, przedostatni, należy do tych lepszych.

U wrót Srebrnego Miasta stają wszystkie strony konfliktu: zastępy Lilith, chcący zniszczyć tron Niosący Światło, który staje po stronie Aniołów, oraz armia piekielna dowodzona przez władcę Piekła, mości Ruda, który zamierza zaatakować obie strony konfliktu. Jak to się może skończyć? Przewrotnie, oczywiście, inaczej nie czytalibyśmy Lucyfera.

Mocne strony tej części to pojawienie się na scenie sprawiedliwego Salomona, którego postać klamrą spina początek i koniec tomu, powolne łączenie wątków rozpisanych w poprzednich dziewięciu tomach (dla zagubionych z pomocą przychodzi znakomita synteza dotychczasowych wydarzeń zawarta na stronie 30) oraz niezwykle przekonująco i zawadiacko skomponowane trio Lucyfer, Mazikeen i Elaine. No i jeszcze rozmowa poza stworzeniem, w której waży się los świata, jaki znamy. Koniecznie się jej przysłuchajcie. Mike Carey nie zawodzi i pod płaszczykiem bluźnierczej opowieści przewrotnie zadaje pytania o to, czy świat został logicznie pomyślany.

Nota: 7,5

 

Liga Sprawiedliwości #3: Tron Atlantydy 

Uformowanie się Ligi Sprawiedliwości poszło szybko i nie całkiem bezboleśnie. Nie obyło się bez tarć i rywalizacji o przywództwo. Pierwszy wróg został stworzony tak, jak na ogół powstają rywale wielkich bohaterów - był tak zwanym colaterall damage przy stawianiu czoła zagrożeniu z kosmosu. W repertuarze superbohaterskim czas więc na kolejny stały punkt programu, czyli na to, aby kolejne niebezpieczeństwo okazało się być atakiem zagrożonej cywilizacji, z której pochodzi jeden z członków Ligi. Świat jaki znamy zostanie bowiem zaatakowany przez żołnierzy Królestwa Atlantydy, a za całe zamieszanie odpowiedzialny będzie "przyjaciel".

Liga Sprawiedliwości z Nowego DC 52 to zdecydowanie najlepsza seria z tych, które zaproponował nam do tej pory Egmont. Po części takie prawo nowości, bo przecież ta grupa w Polsce nie była zbyt popularna. Ale nie tylko efektem zaskoczenia biorą nas autorzy (scenariusz pisze Geoff Johns, a w trzecim tomie Jima Lee zastępują bez straty na jakości Ivan Reiss, Paul Pelletier, Tony S. Daniel i Brad Walker). Opowiedzenie nowych losów tej nieznanej nam grupy odbywa się w sprawdzonym schemacie superboheterskim, ale w pigułce. Autorzy jakby przyspieszają kolejne fazy istnienia grupy, bo czytelnicy znają wzorzec i są w stanie dopowiedzieć sobie to, co intencjonalnie zostało opuszczone (np. przywołanie różnych potyczek w telegraficznym skrócie, jako czegoś całkowicie normalnego w działaniu Ligi).

Autorzy znakomicie budują postaci "w parach" - Green Lantern rywalizujący z Aquamanem, Green Lantern współpracujący z Flashem, Superman zakochujący się w Wonder Woman, Cyborg i jego ojciec, Batman rywalizujący z każdym. Nie ma w charakterologicznym tworzeniu postaci pustych przejazdów. A do tego jeszcze żadna bohaterka na łamach komiksów superbohaterskich nie była tak seksowna jak Diana/Wonder Woman. Dodajmy do tego splash-strony w dużej ilości (w tomie trzecim to np. atak morskich potworów z głębin, wynurzająca się z wody armia Atlantydy, okręt spadający na Metropolis...) oraz zabawę szczególikami (Lantern trzymający pierścieniowe parasolki nad głowami kolegów z drużyny podczas deszczu, także nad głową Aquamana, czy ten sam Lantern ratujący w pierwszym tomie spadające helikoptery pierścieniowymi nietoperzami), a otrzymamy rozrywkę na najwyższym rozrywkowym poziomie.

Nota: 8,5

 

Ralph Azham #3: Gwiazdy są czarne, Ralph Azham #4: Nigdy ci nic nie powie zakopany kamień i Ralph Azham #5: Wyspa niebieskich demonów 

W trzeciej części, po krwawych wydarzeniach w Baliście, Ralph i jego kompani - Yassu i Migachi, udają się do Onophalae po koronę Tanghoru (względnie Tanghora, ale o tym sza!, aż do szóstej części!). Dzięki niej Ralph ma nadzieję dowiedzieć się, czy Ozzie (dla niektórych kapitan Azham) to jego siostra Róża. Na chwilę "sprzymierzeńcami" grupy zostanie dwójka złodziejaszków. W Astolii dojdzie do konfrontacji ze złowrogim Malekiem, Ralph odnajdzie ojca...

W części czwartej Raplh i drużyna poszukają sposobu dotarcia przed oblicze Vom Syrusa, z którym będą mieli nadzieję zawrzeć przymierze, aby pokonać Maleka. Postanowią wyruszyć z Octanii okrętem przez nieznane morze. Nim jednak do tego dojdzie, Ralph rozprawi się z gangiem Czerwonych Płaszczy i pozna Zanię, uroczą czarną człekokształtną kotkę - złodziejkę, której marzeniem jest zmiana koloru skóry.

W części piątej nasi bohaterowie przemierzą niezwykle bezkresne morze, dotrą na wyspę Vom Syrusa, zostaną wtrąceni do więzienia, aby ostatecznie poznać wielką tajemnicę Maleka i Vom Syrusa. Okaże się też, że na ich barkach spoczywa odpowiedzialność za wyzwolenie świata, w którym rozgrywa się akcja komiksu, gdyż tylko oni znają prawdę o wielkiej konspiracji.

Lewis Trondheim rozkłada czytelników na łopatki intrygą, którą zakroił na siedem części, choć po lekturze tomu piątego zdaje się, że całość mogłaby się skończyć w sześciu odsłonach. Kto tam Trondeheima wie: zapewne zaskoczy nas jeszcze czymś wyjątkowym. Do tej pory przygodowa opowieść o naniebieszczonych i o wybrańcach spośród nich, o rzekomych magach i konspiracjach na najwyższym szczeblu nie ma słabych punktów. Poczucie humoru zawarte w slapstickowych scenach (np. starcie na śniegu z rabusiami w tomie piątym), czy w słownej szermierce dialogowej między Yassu i Ralphem, pozwala rozładowywać dosyć ciężkie rodzinne dramaty na linii Ralph-ojciec i Yassu-Migachi. Kształtujący się na naszych oczach bohaterowie przekonują nas swoimi czynami do podejmowanych decyzji.

Transformacja, jaką Ralph przeszedł od wioskowej zakały (bo taką rolę odgrywał w swojej wiosce) do pozbawionego hamulców bezkompromisowego bohatera, to majstersztyk Trondheima w temacie pisania postaci. Ralph stopniowo przejmuje inicjatywę nad wydarzeniami, a od pewnego momentu działa w myśl zasady "dobra, jestem wybrańcem, miejmy to zatem wreszcie za sobą". Powoduje to, że akcja ani na chwilę nie zwalnia, a on sam staje się bohaterem w stu procentach przekonanym do słuszności swoich wyborów. Znakomicie uzupełniają go Yassu, dziecko w ciele starca, oraz pojawiająca się w tomie piątym złodziejka Zania. Dzięki nim zachowanie Ralpha jest zarówno kwestionowane (przez Yassu), jak i bezdyskusyjnie przyjmowane (Zania), co dostarcza nam argumentów za i przeciw kontrowersyjnym czasem, zadawałoby się, wyborom Ralpha (niemal stałym elementem stają się masakry dokonywane przez niego dzięki upgrejdowanej mocy naniebieszczenia).

Trondheim zaprasza nas do świata baśniowego, aby opowiedzieć nam w sposób oryginalny i zabawny legendę o... O tym, czego dowiemy się w konkluzji tej znakomitej serii.

Nota: po 9,5 każdy

 

Lincoln #4

Czwarty Lincoln zawiera Durnia ze wzgórza oraz Demona z okopów. Są to dwa tomy diametralnie różne.

W Durniu ze wzgórza nasz Lincoln śmierdzi i ze sprzedaży skór przerzuca się na pędzenie bimbru. Lincoln wyczuwa koniunkturę i kiedy w pobliskim miasteczku, rozpoczyna się kampania antyalkoholowa, on zostaje dostawcą alkoholu w czasie prohibicji. Nie wyniknie z tego nic dobrego, ale śmiechu będzie co nie miara.

W efekcie swoich działań zrozumie, że alkohol to zguba ludzkości, ale i tak będzie za późno - zostanie zwerbowany na front pierwszej wojny światowej. I tutaj, w Demonie z okopów, śmiesznie już nie będzie. Autorom inwencji wystarczyło na jeden gag - masakrowanego przez nieprzyjacielskie działa głównego bohatera, który w związku ze swoją nabytą nieśmiertelnością, cały czas wstaje. Ha! ha!

Czwarty zbiorczy Lincoln to dwie nierówne opowieści. Pierwsza zabawna i z jakimś przesłaniem, druga głupkowata i z całkowicie niewykorzystanym potencjałem.

Nota: 5,5

 

Wonder Woman #1: Krew

Wonder Woman zachwyca w szeregach Ligi Sprawiedliwości z The New 52 swoim zdecydowaniem, konfrontacyjnym i bezkompromisowym działaniem oraz przepięknymi scenami pocałunków z Supermanem na tle księżyca. No i nierealną figurą spod skalpela Jima Lee. Tego ostatniego atutu zostaje pozbawiona w swoim własnym tytule, gdyż napisaną przez Briana Azzarello historię ilustrują Cliff Chiang i Tony Akins, czyniąc z wojowniczej Amazonki postać rodem z vintage'owych kreskówek. Taka kreacja nie jest oczywiście chybiona, gdyż pasuje do opowiadanej historii, ale nie dorasta do pięt wizji Jima Lee.

Pewnej nocy do sypialni Diany trafia młoda kobieta, Zola, która dzięki Hermesowi uciekła spod kosy Hery. A Hera tropiła ją, gdyż Zola nosi pod sercem potomka jej męża, gromowładnego Zeusa. Wonder Woman, Hermes, Zola i niejaki Lennox mimowolnie utworzą grupę, która postanowi zagrać w intrygi z ich mistrzami - z panteonem greckich bóstw: z Posejdonem, Hadesem, Herą i Apollem.

Z zaostrzonym apetytem (czyli po lekturze Ligi Sprawiedliwości), chciałoby się od tego komiksu czegoś więcej. W tomie zatytułowanym Krew dostajemy całkiem sporo, ale czy opowieść o swobodnym przenikaniu się dwóch porządków i sposobów rozumowania oraz rozwiązywania napięć wytworzy dostatecznie dużo znaczenia, żebyśmy pozostali wierni tej opowieści? Wonder Woman proponuje nam powtórkę z mitologii w anturażu superbohaterskim i pokazuje, że Azzarello to jednak nie mag, który zamienia wszystko w złoto (wypomnijmy mu także przy tej okazji przeciętne Broken City z Batmanem), ale jeszcze na długo przede wszystkim autor genialnych 100 Naboi.

Nota: 6

 

Mysia Straż #1: Jesień 1152

O Mysiej Straży pisaliśmy już w jednym z tekstów Varia. Tamten odcinek dotyczył zbiorczego wydania oryginalnego, które polski wydawca podzielił na dwie części. Druga została zapowiedziana na styczeń 2015, ale w chwili pisania tego odcinka Varia nie trafiła ona jeszcze do sprzedaży. Reklamujemy i rekomendujemy zatem kolejny raz część pierwszą. Najtrafniej opowieść o Mysiej Straży podsumowuje jedno słowo - Myszkieterowie. Pamiętajcie niezmiennie, że gdzieś pod naszymi stopami istnieje mniejszy świat, którego problemy nie są mniejsze niż te, którym my musimy codziennie stawiać czoła.

Nota: 10

 

Saga #1

Romeo z bawolimi rogami i skrzydlata Julia? Romeo i Julia, którzy nie giną śmiercią samobójczą, a doczekują się potomka z różkami i skrzydełkami, małej Hazel? On to Marco, ona nazywa się Alana. Pochodzą z ras toczących ze sobą bardzo długą wojnę. Kiedy Marco jest więziony, przypada z wzajemnością do gustu swojej strażniczce, Alanie. Uciekają, płodzą dziecko i muszą uciekać dalej przed wszystkimi, chroniąc Hazel. Ich ucieczka to scenariuszowy pretekst do opowiedzenia galaktycznej historii drogi.

Duet Vaughan/Staples rozpoczął z wysokiego "c". Sagę się połyka, i to nie tylko ze względu na oszczędne sięganie przez autorów po tekst czy przestrzenne kadrowanie, ale dlatego że to historia opowiedziana w sposób intrygujący. Archetyp niemożliwej i tragicznej miłości został twórczo przetworzony, przystrojony w nieograniczone szaty gwiezdnego wszechświata oraz wzbogacony o odpowiednią dozę bezpośredniości, wulgarności i krwi.

Nota: 8 (pełna recenzja - Mały Dan)

 

Locke and Key #1: Witamy w Lovecraft

Opowieści o nawiedzonych domach mają swoje pierwowzory, które straszą od dziesiątek lat. Wielość niepokojących wątków związanych z miejscem, które powinno być przytulnym i ciepłym dla swoich mieszkańców schronieniem, w bardzo udany sposób zebrali w jednym miejscu ostatnio twórcy pierwszego sezonu serialu American Horror Story. Joe Hill (scenariusz) i Gabriel Rodriguez (rysunek) robią coś podobnego w komiksie. Ich Lock & Key opowiada historię zdekompletowanej rodziny, która wyjeżdża do wielkiego domu położonego na półwyspie miasteczka Lovecraft. Okaże się, że dom skrywa kilka tajemnic, zamieszkuje go w innej sferze zapewne wiele dziwnych postaci (póki co poznajemy tylko jedną), a niektóre drzwi są przejściami. Trzeba tylko odnaleźć do nich odpowiedni klucz.

Lock & Key po równo straszy i fascynuje - historią i fragmentaryczno-skokowym sposobem jej opowiedzenia. Niepokoi paletą barw i sieje niepewność. Oby równie dobrze się ta seria zakończyła, jak zaczyna, bo ma potencjał na miarę Sandmana.

Nota: 7,5 (pełna recenzja - Mały Dan)