» Recenzje » Varia #18

Varia #18


wersja do druku

Dyptyk Iberyjski 2: Durán Summer Special

Redakcja: Mały Dan

Varia #18
Luis Durán (oficjalna strona autora - ES, FR, ANG) według bibliografii komiksy albumowe publikuje od 1996 roku do dziś. Jeśli chodzi o liczbę samych albumów to w tym okresie wyprodukował ich prawie trzydzieści, zgarniając po drodze kilka hiszpańskich nagród i nominacji zarówno za scenariusze, jak i za rysunki. A zapewne i lista publikacji niealbumowych jest imponująca. Jego prace poza Hiszpanią trafiły też na rynek francuski oraz wybrane tytuły ukazały się w Euskera. Z tego całego bogactwa zajrzeliśmy do sześciu tytułów (w sumie znamy siedem, ale lektura El Mago Descalzo z 2008 pozostała wiele miesięcy i kilometrów za nami), aby przekonać się jaki styl i szkołę Durán reprezentuje. Z tej listy Antoine de las tormentas otrzymał nagrodę w Barcelonie za najlepszy scenariusz 2004, a Atravesado por la flecha nagrodę za najlepszy scenariusz 2003 roku również w Barcelonie. Tytuły albumów (przy opinii o danym komiksie) są linkami do przykładowych stron, które autor pokazuje na swojej stronie. Umieszczamy je dla większego komfortu czytelników Varia.

 

 

 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

 

 

Spis treści:

  • Atravesado por la flecha (Przeszyty strzałą; 2002)
  • Antoine de las tormentas (Antoine od burz; 2003)
  • Caminando por las colinas de arena (Wędrując przez piaskowe wzgórza; 2004)
  • Álgebra (Algebra; 2004)
  • El Martin pescador (Martin rybak; 2007)
  • Volátil (Ulotny; 2007)

 

Atravesado por la flecha (Przeszyty strzałą; 2002)

Niejaki rycerz Bernard zdezerterował z jednej wojny, aby rozpocząć drugą, przeciwko światu. Taką lakoniczną informację zawiera czwarta strona okładki tego komiksu. Opowieść zaczyna się od zwierzenia małego Bernarda, w którym przyznaje on, że niezwykle pociąga go rysunek, więc zapełnia bloki rysunkowe postaciami ze swoich snów. Kiedy umiera jego ojciec, stawia w swoim albumie słowo "koniec" i opuszcza klasztor, w którym do tej pory przebywał. Drugą opcją w owych czasach było stać się rycerzem. I tak czyni Bernard biorąc udział w trwających wojnach i wkraczając do elity rycerskiej księcia Burgundii, Karola Zuchwałego (Carlos el Temerario). Podczas oblężenia twierdzy (bitwa pod Morat w 1476), zostaje przebity strzałą. To wydarzenie sprawi, że Bernard zmieni priorytety. Strzała utkwiła bowiem zbyt głęboko, aby po jej wyjęciu nasz rycerz się nie wykrwawił, natomiast jej pozostawienie również doprowadzi do śmierci. Różnica polega tylko na czasie, który pozostaje Bernardowi.

Morale żołnierzy biorących udział w oblężeniu nie jest najwyższe, mają bowiem dość samobójczych ataków. Bernard wraz dwoma kompanami, biorąc pod uwagę te zmienne, postanawiają zdezerterować. W ślad za nimi książę Burgundii wysyła rycerza Langedoca jako pościg za dezerterami.

Komiks z zapowiadającej się na mocno osadzoną w realiach historycznych opowieść, zmieni się w komiks gościńców, którymi podążać będą nasi trzej rycerze oraz cały orszak, który wokół nich się uformuje, wierząc w to, że Bernard prowadzi ich ku rodzajowi ziemi obiecanej. Sam Bernard okaże się rycerzem szlachetnego serca, instynktownie pomagając na przykład napadniętym przez żołnierzy podróżnym cyganom. Cyganie stają się pierwszymi towarzyszami trójki rycerzy w drodze, ponieważ tak im podpowiadają kości.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

O pochodzie krążą legendy, więc rośnie on nieustannie, ale prawdziwi ludzie nie są jedynymi, którzy dołączą do orszaku. Na jego spotkanie wyrusza także legendarna cygańska postać, która pomaga dzieciom wydostać się z koszmarów. Ten szczegół, sięganie przez Durána po elementy legend i przypowieści przeszywające główną linię narracyjną, jest cechą charakterystyczną języka komiksowego hiszpańskiego autora. Wszelkie tego typu pozorne ozdobniki przybierają formę "opowieści w opowieści" i rozwijają się w ramach głównej linii narracyjnej, wzbogacając świat przedstawiony komiksu.

Rysunki Durána przywodzą na myśl prace Presla, a wrażenie to wzmaga się w momentach, kiedy autor rezygnuje z narracji słownej i tak jak autor Fabryki prowadzi narrację w stylu komiksu niemego. Duránowe snucie opowieści jest bardzo lekkie i choć odbywa się na wielu płaszczyznach czasoprzestrzennych, to zachowuje niezwykłą przejrzystość. W efekcie obranej tematyki rycerskiej i motywu podróży, otrzymujemy opowieść o wielkich czynach z przesłaniem o konieczności odnalezienia spokoju. I choć łatwo odgadniemy, jak się komiks zakończy, to ani na chwilę Durán nie pozwoli nam się wyrwać ze strumienia wartko płynącej narracji.

Nota: 7,5

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

 

Antoine de las tormentas (Antoine od burz; 2003)

Tytuł mógłby zasugerować opowieść nawiedzoną, o co najmniej prześladowanym, tudzież siejącym zamęt, proroku. Jednak tytułowy bohater, Antoine, prorokiem w czasie swojego burzliwego życia nie zostanie. Od dzieciństwa prześladuje go bowiem pech. Suma kolejnych lat to suma nieszczęśliwych wypadków w jego życiu. Jako malcowi, pojawiają mu się na podniebieniu litery, jedna po drugiej. Miejscowa "znachorka", a rzecz dzieje się w kolonii Saint-Domingue (czyli na Hispanioli, w literaturze znanej też jako San Domingo lub Santo Domingo, z racji ówczesnego hiszpańskiego władania nad wyspą dzieloną dziś przez Haiti i Dominikanę), doradza, aby czekać i zsumować litery, których wszystkich ma być sześć, żeby zobaczyć, jakie słowo uformują. Początkowo więc zanosi się więc na to, że osią fabularną komiksu będzie rozwiązywanie "podniebiennej" krzyżówki. Szybko okazuje się jednak, że nie będzie to motyw przewodni, bo tajemnica napisu rozwiązuje się bardzo szybko, a to, co on oznacza, nasz Antoine odkryje dużo później w swoim życiu.

Durán w tym albumie przyspiesza życie Antoine'a wieloma przeskokami czasowymi. Po krótkiej wizycie w jego dzieciństwie widzimy dorosłego Antoine'a, który pływa na statku kapitana Gustava wyprawiającym się na żółwie. Podczas jednej z wypraw Antoine znajduje skrzynię pełną monet. Ale ani on, ani drugi z żółwiowych załogantów, nie dostaną ze skarbu nic, bowiem całość Gustav spożytkuje na stworzenie największej w koloni niewolniczej hacjendy. Okaże się też, że choć w jednej ze znalezionych w skrzyni butelek było wino, to druga wcale pusta nie była. Co Antoine z niej uwolnił po otwarciu? Co okaże się sennym marzeniem, a co rzeczywistością? To odkryć będzie musiał sam czytelnik i poskładać fragmenty opowieści w logiczną całość, a trzeba zaznaczyć, że Durán nie pozostawia w tym aspekcie niedopowiedzeń i nie będzie to trudne. Czeka nas jeszcze piracka przygoda na pokładzie Albatrosa, filozoficzno-legendarne przerywniki z opowieściami matki Antoine'a, wspomnienia uzupełniające małe luki z życia tytułowego bohatera i wiele innych atrakcji w świecie stworzonym przez Durána.

W odróżnieniu od Atravesado por la flecha, Antoine de las tormentas jest przygodówką o wyspiarzach, piratach, marynarzach, morzach i skarbach. Tym razem to nie rycerski epos, a marynarska przygoda czeka na czytelnika po przewróceniu każdej kolejnej strony. Pozbawiono nas póki co możliwości dalszego śledzenia przygód Pirata Izaaka, Long John Silver był ledwie mini-serią, a przeczytana niedawno Cursed Pirate Girl (o której w Varia #14) z kolei nie jest stricte pirackim normalnym komiksem. Do takiego częściowo zbliża się właśnie Antoine de la tormentas. Całość zakończy się nieoczekiwanie i wyjaśni się oczywiście, co uwolnił z butelki Antoine, czyj był skarb i co porabiał na morzach kapitan pirackiego okrętu Albatros. Czytając ten komiks nasuwają się skojarzenia, pomocne w zrozumieniu warsztatu Durána, z na przykład morfołackim światem Mateusza Skutnika. Wcale tak nieodległe jeśli weźmiemy pod uwagę mitologię rzeczywistości, w której obaj autorzy umieszczają swoje postaci. Tyczy się to jednak u Durána tylko jednej warstwy tego świata, gdyż ten z pozoru mniej realny żyje pod tkanką prawdziwego, wpływając na niego, ale nie jest absolutnie całym uniwersum, ledwie jego cząstką. Skutnik przeniósł nas skutecznie w rzeczywistość jednopoziomową, choć równie wielowymiarową i intrygującą.

Nota: 8,5

 

Caminando por las colinas de arena (Wędrując przez piaskowe wzgórza; 2004)  

Po eksploracji światów rycerskiego i pirackiego, w tym komiksie autor zabiera nas na Dziki Zachód. Projekt artystycznej podróży Durána nabiera więc cech eksploracji bardzo różnych pejzaży, w których odmalowuje interesujące i niejednoznaczne historie, opowiedziane jak sprawne legendy dla zabicia czasu w gospodzie czy przy ognisku. Do tego pouczające i intrygujące, co nadaje im trwałych wartości, a nie tylko cech przelotnej rozrywki, którą moglibyśmy zabić wolną godzinkę przed wyjściem na koncert na przykład lub na czym moglibyśmy strawić dodatkowy wolny z racji święta od pracy dzień. Ten rozwój i spacerek przez różne konwencje jest jak najbardziej uzasadnionym odczytaniem prac Durána, jeśli spojrzymy na daty publikacji pierwszych trzech tutaj omawianych pozycji (dlatego też komiksy hiszpańskiego autora czytaliśmy i ułożyliśmy chronologicznie). Dodatkowymi elementami, które prowokują do wspólnych odczytań, są np. ślimaki i spiralne konstelacje na niebie, symboliczne elementy świata przedstawionego, które łączą na szerszej płaszczyźnie dwa pierwsze komiksy. Co odnajdziemy w trzeciej pozycji?

Elementem, który łączy bohaterów Durána jest odchodzenie i być może powracanie, ale nieznanymi ścieżkami. Odchodzi rycerz Bernard, odchodzi Antoine i odchodzenie zapowiada Indianin Nube-que-toca-estrellas (Chmura-która-dotyka-gwiazd). Ponieważ nie bierze on udziału w wojowniczych rytuałach swojego plemienia, w końcu miarka się przebiera i musi sprostać wyzwaniu zabicia niedźwiedzia tylko przy pomocy noża. To będzie jego zadanie. Znajduje ślady niedźwiedzia biegnące na południe, więc jako Indianin o tchórzliwym sercu, udaje się na północ. Podobnie jak w Antoine'ie następuje przeskok (5 lat). Opowieść rozpoczyna się jakby na nowo, historią o Sebastianie i Bilito, którzy byli przyjaciółmi. Bilito to rewolwerowiec, który jak to rewolwerowcy, ginie. Sebastian bierze jego kolty i zabiera się z dwoma podróżnikami na wyprawę. Dowiadujemy się, że tytułowe piaskowe wzgórza to indiańskie określenie na świat poza/po śmierci. Jak łatwo się domyślić ich drogi skrzyżują się z Nube-que-toca-estrellas, który przyłączy się do nich w drodze do Fortu Robinson. Przez piaski prerii wędrujemy w czasie zaciekłego zwalczania Indian i zaganiania ich do organizowanych przy fortach obozów przejściowych. W forcie Robinson Nube spotka swoje plemię, ale to odrzuci go zarówno za brak spełnienia powinności (upolowanie niedźwiedzia) oraz ukrywanie się w czasie, kiedy jego bracia walczyli z białym i ginęli.

Wśród wielu znakomitych scen z tego fragmentu opowieści, niech za przykład mistrzowskiego operowania środkami komiksowymi przez Durána posłuży sekwencja, w której komendant Fortu Robinson pisze list do swojej ukochanej. To, w jaki sposób podzielono nam przedstawienie jego treści, to prawdziwa maestria Durána - najpierw pisze/czyta go sam autor, potem widzimy jak jego słowa odczytuje żona, a następnie jej kochanek, z którym akurat się zabawia pod nieobecność męża.

Świat tej opowieści jest brudny i okrutny, Durán nie szuka sympatycznych rozwiązań, nie podkolorowywuje, wali z grubej rury. Nube zostaje tropicielem dla załogi Fortu Robinson, co sprawi, że będzie kręcił bicz na swoich braci Indian. Podczas masakr, których dopuszczą się żołnierze, nie zabraknie brutalnych scen mordów, którym nie ujdzie nawet niemowlę. Dodatkowo dosyć silnie autor zarysuje element braku jakiekolwiek szacunku ze strony żołnierzy pod adresem podwójnie pohańbionego Nube.

Durán utrzymuje w tym komiksie intrygującą narrację poprzez oddawanie głosu różnym postaciom, które są tymczasowymi narratorami. Dzięki temu poznajemy historię z wielu punktów widzenia, ale nie na zasadzie pokazywania tych samych wydarzeń inną kamerą. Narracja biegnie w porządku czasoprzestrzennym cały czas naprzód, ale jej fragmenty są opowiadane kolejno przez różnych bohaterów: Nube, Coronel, anioł stróż Nube, etc. Fajerwerki autor zostawił na koniec: zamykająca album sekwencja odbędzie się bowiem w zasadzie jedynie w huku wystrzałów.

Durán udowadnia, że jego żywiołem są wielowątkowe opowieści, które potrafi osadzić w bardzo różnych, zawsze posiadających głębszą symbolikę światach. Hiszpan opowiada historie płynne, które choć nie epatują najoryginalniejszymi fajerwerkami fabularnymi, to z sumy budujących narrację elementów - niezwykle zmyślnie rozrysowane sekwencje, rozdzielanie losów postaci, aby ponownie za jakiś czas skrzyżować ich drogi ze sobą czy ewidentne przesłanie - tworzy albumy zapadające w pamięć.

Nota: 8

 

Álgebra (Algebra; 2004)

Podczas lektury trzech pierwszych albumów Durána w czerni i bieli, oraz podziwiania fantastycznego efektu, jaki daje nałożony na okładkach tych albumów kolor, aż chciało się czytać historie tego autora w pełnym kolorze. Wraz z Algebrą zostaje to życzenie spełnione. Jak to wychodzi w praniu?

Kolor w Algebrze ma bardzo dobre uzasadnienie - służy np. do odróżnienia greyscalowanych plansz historii w historii w historii (wielokrotnie złożona struktura ruskiej baby) czy zilustrowania w innych tonacjach opowieści Jeremy'ego, specjalisty od mitologii arturiańskiej. Więc kolor nie jest tylko opcją estetyczną, ale i narracyjną. Do wspomnianego już Jeremy'ego przyjeżdża dwójka dziennikarzy, aby zrobić z nim wywiad. Sr Jeremy jest specyficznym typkiem, spędzającym dnie na popijaniu koniaku. Kapitalne są jego dialogi ze służącą Sarą. Zresztą to też jeden z kilku elementów, które autor opanował w godny podziwu sposób i które stanowią również o sile pierwszych trzech opisanych tutaj komiksów. Tytuł tej opowieści wyjaśnia się, kiedy dowiadujemy się że Jeremy kiedyś był profesorem algebry. Fascynowały go litery w matematyce, oznaczające niewiadome. Tych niewiadomych poszukiwać zaczął jednak w pewnym momencie na innych polach naukowych, a mianowicie w interpretacji dekonstruktywistycznej mitów związanych z królem Arturem. W efekcie obranego przez Durána tematu otrzymujemy wiele różnych wątków - o charakterze symbolicznym, rycerskim czy też ezoterycznym.

Algebra jednak mimo kolorów (które swoją drogą wcale nie wypadają aż tak dobrze, jak na okładkach wcześniejszych komiksów) oraz jasno określonego obiektu autorskiego zainteresowania, jest komiksem niespójnym, w którym narracja się łamie, nie zazębia tak perfekcyjnie, jak miało to miejsce w Antoine'ieAtravesado czy Caminando. Męcząca, zamiast wzbogacającej, jest na przykład sekwencja z filmem niemym, kiedy Jeremy objaśnia adaptację swojej książki dziennikarzom.

Zadaniem tego komiksu jest zabawa w odmitologizowanie mitu arturiańskiego, ale najbardziej udanym aspektem tego, co mówi nam Jeremy jest fakt, w jaki sposób możemy wyciągniecie miecza z kamienia rozumieć, również w odniesieniu do motywu odchodzenia obecnego w innych omawianych w tym artykule komiksów autora. Otóż pogodzenie się z przejściem w inny świat, następuje i decyduje się jakby w innej rzeczywistości, zmitologizowanym wyobrażeniu jednostki, choć jest decyzją podjętą w realnym życiu. Pokusa dokonania niemożliwego, czy może raczej spełnienia przeznaczenia, jest tak wielka, jak ta często referowana przez osoby, które powróciły, zawróciły ze ścieżki umierania, pokusa pójścia do światła, które oznacza śmierć. Wyjmowana w realnym świecie przez rycerza Bertranda strzała, która powoduje krwotok nie do zatrzymania, to jakby symboliczne wyciągniecie miecza ze skały w momencie halucynacyjnego przejścia - tego może dokonać tylko jedna osoba - my sami, każdy z nas. Każdy robi to samodzielnie. Ale na tym opowieść przecież się bynajmniej nie kończy, po prostu odmalowuje w innych barwach. Ta prawda, którą uzmysławia nam lektura Algebry, nabiera należnego jej znaczenia dopiero w ramach całościowego postrzegania uniwersum symbolicznego kreowanego przez Durána i jasno daje do zrozumienia, że Hiszpan zmaga się z niektórymi elementami swoich fabuł na przestrzeni wielu albumów. Odkrywanie tych połączeń to zabawa na wielokrotne powracanie do opowiedzianych przez niego historii.

Nota: 5,5

 

El Martin pescador (Martin rybak; 2007)

Na początku obserwujemy ludzi, którzy wracają do tego samego bloku mieszkalnego: tytułowego Martina i dziwnego człowieka o dziwnym nazwisku, a także takiego, który notuje wszystkie wydarzenia. Równie dziwacznego. Widać w tym albumie, że styl rysunkowy Durána ewoluował w stronę bardziej cieniowanych, wykreskowanych konturów. Taka opcja estetyczna zdaje się odpowiadać większemu skomplikowaniu wewnętrznemu postaci. To już nie są zwykły pechowiec Antoine, umierający rycerz czy poszukujący odkupienia honoru Indianin Nube. 

El Martin pescador jest opowieścią prowadzoną na dwóch płaszczyznach - sennej i rzeczywistej - o całej galerii postaci, które płynnie te rzeczywistości przenikają. Takie rozbicie narracji na kilka postaci na początku sprawia wrażenie braku spójności, ale zostanie ono rozwiane pełnym, finalnym zespoleniem. Nie tylko skrzyżowaniem losów wszystkich bohaterów, ale i zintegrowaniem metody funkcjonowania dwóch opowieściowych rzeczywistości. Wtedy też wyjaśni się, że tytułowy rybak to nie tylko profesja, której nie chciała dla syna matka, ale i profesja metaforyczna, którą będzie on wykonywał po zrozumieniu czego w jego życiu tak naprawdę brakuje.

Intrygującym, choć porzuconym w połowie wątkiem, jest oferta pracy, którą Martin otrzymuje od starającego się o reelekcję polityka, Martina Altána. To wyjątkowo odstraszający, odpychający, obrzydliwy i arogancki polityk, który chce, aby Martin napisał mu autobiografię. Nie całkowicie wymyśloną, ale w dużej mierze opartą na życiu naszego Martina. Pisanie tej autobiografii innej osoby może się okazać dla naszego bohatera schizofreniczne. Będzie też dla niego powrotem do dzieciństwa, co przyniesie konieczne odpowiedzi.

Oczywiście w kontekście wcześniejszych lektur prac Durána można dopytywać się na przykład, czy świat po drugiej stronie bagna, zalany, który wspomina Martin, to nie ten sam świat, który zalany został przez bohatera jednej z legend w Antoine de las tormentas. Właśnie dzięki zawiązaniu akcji zaproponowanemu przez autora, wielopoziomowa interpretacja komiksu otwiera się w naszych głowach w sposób niezwykle emocjonujący i wyzywający naszą wyobraźnię interpretacyjną. To dlatego wiele razy podczas tej lektury przypomnimy sobie coś lub kogoś z jednego z wcześniej stworzonych przez autora światów.

El Martin to bardzo rozbudowana narracja, w której zdaje się, że autor włożył o jeden pomysł na główną linię fabularną za dużo. Zamiast eksplorować spokojnie wątek pisania autobiografii dla polityka i wyciągnąć z niego ile się da, Durán robi woltę w środku opowieści, która jest punktem zwrotnym w życiu głównego bohatera, i jako taka bardzo dobrze wpisuje się w fabułę, ale pozostawia wątek, do którego autor nas przyzwyczaił niedopowiedziany, niedokończony. Wtedy Durán chwyta za drugi, który doprowadza do końca. Widać, że komiksom hiszpańskiego autora służy snucie opowieści, a nie ich kondensowanie, że panuje nad galerią wprowadzanych na scenę postaci i równoległych linii narracyjnych, które się krzyżują, a postaci uzasadniają swoją obecność. Problem w tym, że akurat w El Martin Pescador wątek pisania czyjejś autobiografii jest zdecydowanie zbyt intrygujący, żeby porzucać go w taki sposób.

Nota: 6,5

 

Volátil (Ulotny; 2007)

Komiks ten zapowiedziany zostaje nam jako opowieść do pasji literackiej, którą w młodym Tobíasie rozbudził jego nauczyciel. W ten sposób, w połączeniu z tajemniczymi inskrypcjami runicznymi, które od zawsze Tobíasa fascynowały, a które podczas nadchodzących letnich wakacji rozszyfruje, zawiąże się pomysł na spisanie losów tajemniczego skandynawskiego bohatera Auduma.

Niech o narracyjnym wyczuciu medium autora raz jeszcze zaświadczy sposób rozpisywania scen, a konkretnie sceny otwierającej album, kiedy to stary profesor wygłasza swoim uczniom ostatnią mowę przed wakacjami. Sposób kadrowania i eksponowania z otoczenia sali pewnych detali, jak na przykład drzwi, które dzielą zniecierpliwionych uczniów od upragnionej wolności, klamki, która zapadnie po raz ostatni dla nich, kiedy opuszczać będą mury szkoły, znakomicie stopniuje napięcie i zniecierpliwienie, które rośnie w nich podczas przydługiej przemowy profesora.

Kiedy wybrzmiewa ostatni dzwonek, przyjaciel Tobíasa, Samuel, zabiera go domu swoich rodziców, którzy prowadzą interes produkowania ołowianych żołnierzyków. Podczas wakacji w ich posiadłości jeden z przyjaciół będzie oddawał się uciechom gry i spożywania alkoholu (Samuel), a drugi intelektualnym przyjemnościom czytania i pisania (Tobías). Tobías zaczyna pisać historię na podstawie zawartości tajemniczej kamiennej płyty, na której wyryte zostały runa, a których znaczenie rozszyfrowała matka Samuela, dawniej pisarka. Zafascynowany Tobías postanawia opowieść o Audumie spisać w postaci książki. Tę opowieść poznajemy w narracji komiksowej w osobnych rozdziałach. Audum okazuje się w jego opowieści niewolnikiem osady Wikingów, do której nie powróciły z kolejnej wyprawy drakkary. Poznamy możliwą wersję tego, skąd w posiadłości rodziny Samuela znalazła się taka płyta.

Na poziomie dosyć łatwo rozszyfrowywalnych referencji otrzymujemy np. imię matki Samuela - Ariadna, czy powracające wyobrażenie klamki jako symbolu najprawdopodobniej wolności twórczej, którą dysponuje opowiadający historie, a więc prawie każdy artysta i sporo innych ciekawie pomyślanych puzzli. Reprezentacja klamki zdaje się być kluczowa w interpretacji tej opowieści jako traktatu o wolności (również w wymiarze opowiadania o losach Auduma). Prawdziwa wolność będzie kryła się nie w otwarciu drzwi sali, za którymi czekają wakacje, ale w otwarciu drzwi wyimaginowanych, za którymi czeka życie, które każdy poprowadzi tak, jak będzie chciał. Jednak prawdziwa wolność czeka umysły twórcze, kreujące - taką wizję zdaje się chcieć nam przekazać autor. Sam komiks niestety, czy to z powodu zbyt dużego ciężaru, który momentami spada na słowa, czy też z powodu swojej objętości, albo też z przeładowania lekturami symbolicznymi, które w każdym niemal tytule proponuje Durán, jest momentami męczący. Sama historia Auduma zajmuje tyle miejsca, że otrzymujemy jakby dwa komiksy w jednym, co fabularnie jest uzasadnione, ale nie można oprzeć się wrażeniu, że nosi także pewne znamiona błędu konstrukcyjnego.

Nota: 5

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Varia #33
Vielka Varia Timofova
Varia #31
Seria z wukakaemów
Varia #30
Co ty wiesz o komiksie brazylijskim?
Varia #29
Moje vielkie amerykańskie povakacje komiksove
Varia #26
Starość i nowość, czyli radość z importu
Varia #28
Biegniemy na rekord

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.