» Recenzje » Varia #12

Varia #12


wersja do druku

Dyptyk Iberyjski 1: Portugal Summer Special

Redakcja: Mały Dan

Varia #12
W Varia #15 zapowiadaliśmy, że odcinek dwunasty poświęcony będzie pewnemu hiszpańskiemu autorowi. Plany jednak się zmieniły, ale nie do końca. Otóż z powodów emigracyjno-wakacyjnych jesteśmy zmuszeni przerwać nadawanie tzw. Tryptyku Polskiego (Varia #15 - opublikowane , Varia #16 - opublikowane i Varia #17 - wszystkie komiksy zostały do tego odcinka przeczytane, ale ponieważ niepraktyczny okazał się ich transport, sam tekst będzie musiał poczekać na napisanie i opublikowanie) i rozpocząć tzw. Dyptyk Iberyjski, którego częścią pierwszą jest niniejszy tekst, Varia #12, a którego dopiero drugim odcinkiem będzie sprawozdanie z lektury komiksów Luisa Durána (żeby nie mieszać w numeracji, ten tekst dostanie kryptonim Varia #18). Do końca roku powinny w serii ukazać się jeszcze odcinki Varia #19 (komiksy głownie z sezonu ogórkowego wydane w Polsce) i Varia #20 o różnych fajnych zagraniczniakach. I chyba więcej się z autora zvariowanych tekstów nie wyciągnie...

 

 

 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ten tekst jest powrotem (czy jednorazowym, to się jeszcze okaże) do prowadzonej dawno temu na blogu pRzYpAdKiEm kolumny pRzYpAdKi portugalskie (ukazało się ponad 20 odcinków, każdy traktujący o jednym komiksie). Powodów jest kilka, a najważniejszy z nich to oczywiście wejście w posiadanie kolejnej partii portugalskich lektur. Tym razem jednak sprawa jest o tyle ciekawa, że wśród prezentowanych w poniższym zestawieniu pozycji znajdziecie kilka tytułów opublikowanych po angielsku lub też dostępnych również w wersji angielskiej. Działanie mające na celu publikację komiksów we współczesnej lingua franca jest strategiczną decyzją, którą podjęło kilku wydawców, aby móc dotrzeć z komiksami swoich autorów do szerszej publiczności. Według słów Mário Freitasa, właściciela sklepu Kingpin of Comics (i wydawnictwa Kingpin Books; to z tym wydawcą Ttimof Comics współdrukował Węża Wodnego Tony'ego Sandovala), w przyszłości zamierza dzielić nakłady kolejnych tytułów i publikować część na eksport po angielsku, a część na rynek portugalski w języku Camõesa. Oprócz Kingpin Books na publikacje w języku angielskim zdecydowały się też oficyny Chili Con Carne (blog i strona wydawnictwa - katalog naprawdę alternatywny), El Pep (FB) oraz w formacie cyfrowym Qual Alabtroz (strona wydawnictwa). Co te kroki przyniosą, ciężko wyrokować, ale godne uwagi są te próby, przecież nieobce i polskim wydawcom (choćby Centrali). Taka sytuacja stwarza możliwość i polskim czytelnikom, aby zapoznali się z niektórymi portugalskimi pozycjami. Rzecz jasna w poniższym zestawieniu prezentujemy także komiksy istniejące tylko po portugalsku, bo wydawania takich wersji w tym odległym kraju również nie zaprzestano.

Spis treści:

  • Loverboy na feira das Vanessas (PT)
  • Kassumai (PT)
  • As Fantásticas Aventuras de Dog Mendonça i Pizza Boy #3: Requiem (PT i ANG - Dark Horse)
  • Hawk (PT)
  • The Dying Draughtsman/O desenhador defunto (ANG z tłumaczeniem na PT)
  • Quadradinho #13: O maior fã (PT)
  • Safe place (ANG)
  • Living Will #1 i Living Will #2 (ANG)
  • Zona de desconforto (PT)
  • Propaganda (ANG; wersja papierowa PT)
  • Boring Europa (wersja ANG w przygotowaniu)
  • Dead Combo: Sound Files (PT)
  • Mesinha de Cabeceira #23 : Inverno (ANG)
  • Love Hole (ANG)
  • QCDA (ANG)

 

Loverboy na feira das Vanessas (2013; Marcos Farrajota, João Fazenda, J. Coelho et al) 

To bardzo wyjątkowa publikacja, niewielka rozmiarem, ale o ogromnym znaczeniu. Loverboy jest postacią stworzoną przez Marcosa Farrajotę i rysowaną przez niego na samym początku w fanzinie Mesinha de Cabeceira. Współzałożycielem tego pisma był Pedro Brito, scenarzysta komiksu Ty jesteś kobietą mojego życia, ona kobietą moich snów, który narysował niejaki João Fazenda (pamiętacie ich wizytę w Polsce?). A wspominamy João nie bez powodu, bo to właśnie wówczas, kiedy ten młody autor przejął rysowanie Loverboy'a, seria osiągnęła apogeum popularności i możliwości (trzy albumy wydane za sprawą wydawnictwa Polvo, z którym autorzy się później znacząco poróżnili, ale to już inna historia).

Loverboy na feira das Vanessas to cieniutki album, który miał skromnie przypomnieć o dwudziestych urodzinach Loverboy'a. Składa się on z kilku starych jednoplanszówek w zmienionej kolorystyce (Fazenda po latach przyznał, że go trochę poniosło z kolorami swego czasu), wkładki faktograficznej, którą wypełniają teksty/wspomnienia Loverboy'a plus pierwsze bazgrołowate jego występy, oraz dwuplanszówek z serii Pscyho Whip, która jest duchowym spadkobiercą Loverboy'a z udziałem postaci tej serii oczywiście (tym razem rysuje J. Coelho).

Treściowo są to opowieści, które łączy niezwykły lowelas Loverboy, satanista Astarot oraz grubasek Leonardo, trójka przyjaciół na studiach i po nich (choć Astarot kończy je od 10 lat). Ich przygody dotyczą seksu, alkoholu, muzyki i różnego rodzaju rozrób. Leonardo lubi imprezować, Astarot składać ofiary ze zwierząt, a Loverboy, no cóż... Jego hobby jest doprowadzanie dziewczyn do stanu wrzenia tylko po to, żeby wymyślić wymówkę celem nieskonsumowania przygodnego spotkania i pozostawienia damy w... potrzebie (szczytowym osiągnięciem jest przypadek, kiedy długo powstrzymuje się od wzwodu siłą woli, ale ostatecznie nie jest w stanie ocierając się o brzuch ofiary dłużej wytrzymać; ratuje go jednak konieczność założenia prezerwatywy i podstęp, który przychodzi mu do głowy: mówi dziewczynie, że musi się jeszcze troszkę podekscytować ocierając o jej brzuch i... i robi to tak długo aż dochodzi nie uprawiając z nią faktycznie seksu). Trzeba przyznać, że ani starsze przygody zaprezentowane w tym albumiku się nie zestarzały, ani nowe nie straciły nic z pomysłowości. Pod przykrywką dosyć rubasznego humoru bez hamulców kryje się jednak coś więcej, jakaś frustracja celami ludzi w otoczeniu naszych bohaterów, ich przyziemnymi troskami i żądzami, nad którymi zapanować nie potrafią. A nasi bohaterowie na ogół mają ich gdzieś i żyją swoimi sprawami.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Nota: 7

 

Kassumai (2013; David Campos)

David Campos (blog) urodził się we Francji, ale od czwartego roku życia mieszka w Portugalii. Aby narysować ten komiks pojechał do Gwinei-Bissau (dawna kolonia i terytorium zamorskie Portugalii) i spędził tam czas od listopada 2006 do maja 2007 roku. Pracę dla organizacji pozarządowej (pomoc dla społeczności São Domningos - miasta położonego na północy kraju) postanowił udokumentować swoistym ilustrowanym dziennikiem podróżnym, który w większości zawiera opisane ilustracje, a nie komiks sensu stricto, choć można pokusić się o nazwanie Kassumai (nazwa rozgłośni radiowej w Guiné-Bissau) komiksowym reportażem. I to pierwszej klasy!

Campos doskonale wyważa proporcje między tym ile pisze, a ile rysuje. Jego rysunki wyglądają jak zdjęcia przerysowane na szybko, aby oddać moment, chwilę, sekundę tej sceny, w której autor uczestniczył. Opis słowny natomiast stara się bardzo analitycznie i na chłodno przedstawić wydarzenia. Dzięki temu kontrastowi nie powstaje jednak narracyjny dysonans, a bardzo mocno oddziałujące na czytelnika przyciąganie, które sprawia że świat przedstawiony go pochłania. Po części na naszych oczach, za sprawą tej żywej kreski autora, dzieje się to wszystko, co było udziałem rysownika-reportera. Niezwykłe są portrety postaci i wyrazy twarzy, które Campos uchwycił na swoich rysunkach. Niezwykła jest jego spostrzegawczość i wykorzystanie zwykłych rzeczy, jak rower na przykład, w roli symbolicznej. Jednym prostym rysunkiem i jednym celnym komentarzem Campos mówi więcej niż niejeden reporter słowami. Układ linii na rysunkach, sposób portretowania, ten artystyczny filtr, którego Campos używa przypominają gęsty i pełen nieoczekiwanej frazeologii język, który charakteryzuje styl pisania Mateusza Janiszewskiego w Domu nad rzeką Loes (reportaż z Timoru Wschodniego). Zdjęcie/rysunek z dachu jadącego autobusu z przyjacielem to kwintesencja radości i przyjaźni, blaknący na kolejnych kadrach dom to zacierające się wspomnienia i wrażenia z dawnej podróży (na potrzeby albumu Campos przerysowywał swoje szkice/notatki), i tak dalej. Choć Campos i Janiszewski zapewne nie znają się ani osobiście, ani ze swoich prac, to w dwóch różnych językach, książkowym i komiksowym, uprawianych w ramach jednego gatunku, to jest reportażu, są swoimi najbliższymi odpowiednikami.

Campos nie boi się popełniać reporterskich błędów, jak wtedy, gdy rozbawia go scena, w której wokół pomnika dawnego króla portugalskiego pasą się świnie, a ostatecznie okazuje się że osoba z pomnika tylko przypominała króla. Campos przyznaje się w przypisie do tej pomyłki. Autor uwielbia opowiadać anegdoty, streszczać dobrą zabawę wśród poznanych Gwinejczyków, a nawet wyjaśniać pewne wierzenia miejscowej ludności. Nie dba przy tym o kompletność opisów, o wyczerpanie tematu, nie szuka dramatycznych scen i historii. Jego reportaż jest pochwałą radości, którą odnalazł wśród początkowo obcej mu społeczności. Ludzie niezamożni, nie posiadający wiele, ale po prostu żyjący w spokoju z samymi sobą interesują go dalece bardziej niż poszukiwanie sensacji, tak nieznośne w pracy wielu reporterów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Kassumai to jeden z niewielu tekstów, z których można dowiedzieć się czegoś o bardzo dla większości świata egzotycznej Gwinei-Bissau. Choć jeśli szalejąca aktualnie w Afryce Zachodniej ebola nie zwolni, to niestety możemy i o tym kraju usłyszeć więcej. Niestety.

Nota: 9,5

 

As Fantásticas Aventuras de Dog Mendonça i Pizza Boy #3: Requiem (2013; Filipe Melo, Juan Cavia, Santiago Villa)

O dwóch pierwszych częściach tej serii nadaliśmy materiał w Varia #7. Już po opublikowaniu tamtego tekstu dotarła do nas wiadomość, że ukazała się cześć trzecia i ostatnia, o której z powodów logistycznych piszemy dopiero teraz.

Po Niewiarygodnych i Nadzwyczajnych przygodach detektywa do spraw paranormalnych zwanego Dog Mendonça, dostawcy pizzy Pizza Boya, demona zaklętego w ciele małej dziewczynki imieniem Pazuul oraz głowy gargulca, tym razem otrzymujemy Fantastyczne przygody tej grupy. W pierwszej części świat trzeba było uratować przed hitlerowskimi zombie, które robiły podkop przez całą Europę aż do Lizbony, w części drugiej przed apokalipsą zaplanowaną w Fatimie (w obiegowej opinii to portugalska Częstochowa), a w trzeciej rozgrywka będzie bardziej osobista. Oto z przeszłości powróci dawny wróg Doga Mendonçy, który zbuntuje przebywające w ukryciu na polecenie Doga potwory różnej maści. Dog jako potwór w ludzkiej skórze stanie przed bardzo trudnym zadaniem pogodzenia ludzi i potworów. Nie obędzie się bez widowiskowej inwazji pająków gigantów na Lizbonę.

John Landis i George Romero reklamowali dwie pierwsze odsłony Doga, a więc i w trzeciej nie mogło zabraknąć głośnego nazwiska mistrza filmów grozy. Tym razem padło na Tobe'a Hoppera. Zwyczajowo poproszeni o kilka słów o komiksie znani autorzy starają się podejść do sprawy kurtuazyjnie, to znaczy nawet jeśli dany komiks im się nie podoba, to nie dają tego odczuć. W przypadku Doga nie ma tego problemu, gdyż rysownik i scenarzysta jasno dali do zrozumienia, że bawić się będą kliszami kina s/f i horroru oraz nawiązaniami wprost do uniwersum komiksowego. I w sposób zaskakujący udało im się z takiej potencjalnie odtwórczej metody stworzyć wciągający i naprawdę solidny komiks, którego odczytaniu dodatkowych wrażeń dostarcza znajomość portugalskich realiów oraz otoczenia. Te dwa elementy bardzo zgrabnie łączą się akurat w tomie trzecim (choć sięganie po nie stanowi modus operandi na przestrzeni całej serii), kiedy wysadzony zostaje budynek parlamentu portugalskiego. Oczywiście autorzy piją tutaj do niezaradności swoich polityków, którzy wpędzili w kryzys kraj i nie potrafią go z niego wydobyć, i proponują wybuchowe rozwiązanie. Scena, w której widzimy wylatujący w powietrze gmach, przypomina trochę wywrotowe działania V, a kordon policji odgradzający świat śmiertelników od tego budynku przywodzi na myśl sceny protestów w tym miejscu, kiedy to policja bez pardonu ruszyła rozganiać manifestujących przeciwko podejmowanym przez rząd w obliczu kryzysu decyzjom.

Ale powyżej opisany casus to mały szczególik w całej opowieści. Najważniejsze jest to, że autorzy opowiedzieli historię o odmiennym dosyć charakterze, w bardzo osobistym wymiarze postaci, które do tej pory wyglądały na zwykłych rozrabiaków. Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze: trzecia odsłona rozgrywa się po latach od ostatniej przygody naszych ulubieńców (podobny przeskok miał miejsce między częścią pierwszą i drugą). W tym czasie Pizza Boy założył rodzinę i dorobił się potomstwa. Wszelkie działania mające na celu ratowanie świata będą więc dla niego obciążone sporym ryzykiem. Po drugie: poznamy mroczną i miłosną przeszłość Doga, której wydarzenia staną się przyczyną zamieszania w Lizbonie. Do tego autorzy dorzucą jeszcze tajemnicze rytuały, garść przezabawnych dialogów oraz zmierzą się z tzw. fatum trzeciej części trylogii, która zawsze jest najtrudniejsza. I wybrną ze wszystkich wyzwań bez zarzutu, pisząc niezwykłe zakończenie tego odcinka i całej sagi. Tak bowiem postanowili - trzy części i ani jednej więcej. Jeśli nie chce wam się czekać na polskie tłumaczenie tego komiksu, to szukajcie angielskich wersji darkhorse'owych.

Nota: 8,5

 

Hawk (2013; André Oliveira, Osvaldo Medina, Inês Falcão Ferreira) 

Mały Vicente dostaje od babki w prezencie Hawka, zabawkę jastrzębia, którą uwielbia, a którą rodzice wyrzucą mu kiedyś podczas sprzątania jako nieprzydatny całkowicie śmieć. Vicente dorośnie i jego losy potoczą się tak, że wypadek z dzieciństwa z Hawkiem będzie tylko jedną z wielu porażek, które sprawią, iż Vicente zamknie się w sobie, w domu i będzie cierpiał na agorafobię. Kiedy w jego domu pojawi się więc prawdziwy jastrząb (który okaże się potem zupełnie innym ptakiem), i nikt nie będzie chciał Vicentowi pomóc się go pozbyć, nasz bohater będzie musiał sobie poradzić sam. Oczywiście przez sentyment z dzieciństwa z ptakiem się zaprzyjaźni. Jego obecność sprawi, że Vicente przejdzie terapię niezwykłą, ale i na kartach komiksu nie zakończoną, a ledwie się rozpoczynającą.

Hawk to album świetnie narysowany, z sekwencjami stworzonymi z wielkim wyczuciem, co sprawia że w historii o sporym ciężarze gatunkowym (pozbawione wzajemnego zrozumienia relacje z rodzicami, przyjaciółmi i ogólnie całym otoczeniem) poruszamy się swobodnie i lekko. Niestety jednak ta obyczajowa opowieść operuje zbyt prostą symboliką i zdąża w kierunku przefilozofowanego zakończenia. Opowieść o zwalczaniu kryzysu i znajdowaniu zrozumienia nie wśród ludzi, ale w zwierzęciu, rozwija się swobodnie i intrygująco, ale brak jej mniej pretensjonalnego finału, który znacząco zmienia wymowę i upraszcza wszystko, co poznajemy wcześniej. Szkoda potencjału, który ewidentnie na kilku ostatnich stronach zmarnowano dosłownością.

Nota: 5

 

The Dying Draughtsman/O desenhador defunto (2013; Francisco Sousa Lobo; preview - 40 stron albumu

Tak opresyjny i dołujący komiks mogą stworzyć tylko wybrani i dla wybranych. Jest to opowieść o niejakim K. (wszelkie odczytania mające na uwadze bohatera Kafki są uzasadnione i wskazane), architekcie, który wyjechał z Portugalii do Anglii, aby spróbować realizować się w zawodzie. Na jego nieszczęście czasy się zmieniły i architekt sprzed deski kreślarskiej przesiadł się przed komputer, co jeszcze bardziej pogłębiło wypalenia odczuwane przez K. przed upuszczeniem kraju. W efekcie do kryzysu tożsamości, kryzysu małżeńskiego (nie rozmawia ze swoją żoną od lat, mówi do niej, a ona mu nie odpowiada) i religijnego dochodzi dołujący K. syndrom wypalenia zawodowego. No i jeszcze kryzys rysownika komiksowego, bo K. ma taki zwyczaj, że na dręczące go kwestie rysuje komiksy, choć sam zastanawia się, po co to robi.

Patrząc na powyżej zarysowaną tematykę łatwo dojdziemy do wniosku, że The Dying Draughtsman jest komiksem ciężkim. K. na ogół porusza się w pustych, bądź bardzo minimalistycznie zarysowanych wnętrzach. Podkreśla to jego sposób widzenia otoczenia - sterylnego, pustego, beznadziejnego. Chciałoby się napisać "szarego", ale akurat autor zdecydował się na czarno-biało-różową kolorystykę (ironiczny efekt patrzenia na "taki" świat przez różowe okulary?). Pomaga mu ona podkreślić monotonię życia K., ale i zawiera się w niej coś złowieszczego, dalece bardziej niż gdyby narysować tę opowieść w ciężkich czerniach i szarościach. Autor sięga po kilka prostych sztuczek narracyjnych, jak np. "podświetlanie" na biało mówiącej postaci, albo tej, na której skupia się uwaga.

Warto też podkreślić, że K. przemierza miasto od wystawy jednego artysty, do ekspozycji kolejnego, i że w większości K., który posiada wiele punktów stycznych z rysownikiem komiksu, zagląda na wystawy tegoż rysownika, samego siebie. Sousa Lobo za pomocą swojego bohatera przygląda się swojej pracy. Robi to w bardzo oszczędnej grafice, która choć celowo, znaczeniowo, jest uproszczona, to jednak trochę kłuje w oczy zbytnią umownością.

Ciekawostką jest to, że portugalskie tłumaczenie umieszczono u dołu każdej strony tego komiksu. Czytanie więc The Dying Draughtsman po portugalsku daje dosyć osobliwe wrażenia.

Nota: 6,5

 

Quadradinho #13: O maior fã (1998; Adão Silva)

Jest to dwudziestodwustronicowy komiks niemy, w którym autor opowiada nam o tym, jak kończą się spotkania, o które za pomocą listu poprosił (tytułowy) największy fan pewną modelkę. W komiksie główną rolę gra przypadek, ale... czy na pewno? Ciężko napisać coś więcej o treści, żeby nie zdradzić głównej "przewrotności" przygotowanej przez autora. Wystarczy dodać, że na niej właśnie opiera swoją obrazkową sekwencję Adão Silva, autor, który z radarów komiksowych nawet nigdy nie zniknął, bo w zasadzie na nich nawet widocznie nie zaistniał.

W serii Quadradinho w latach dziewięćdziesiątych ukazywały komiksowe miniaturki wszystkich wówczas aktywnych twórców. W tej właśnie serii wydawniczej lizbońskiej Bedeteki opublikował Sem Ressentimentos José Carlos Fernandes, który ukazał się w Polsce jako Bez urazy w zbliżonym do oryginału formacie. Poziom tych produkcji był bardzo różny. Do dziś w zupełnie przypadkowych okolicznościach można gdzieniegdzie jeszcze natrafić na charakterystyczne pistacjowe okładki tych publikacji.

Nota: 3,5

 

Safe place (André Pereira, Paula Almeida)

To komiks, który trzeba przeczytać bardzo uważnie, ale satysfakcja ze stwierdzenia, że nie chodziło o to, tylko o to drugie, będzie połowiczna. Bo pomiędzy pierwszym a drugim nie ma aż tak wielkiej różnicy. Wybaczcie tę niekonkretność w opisie, ale zakończenia zdradzić nie można, bo jest ono zbudowane na zasadzie Szóstego zmysłu, choć poziomem oczywiście nie dorównuje temu obrazowi.

Oto dwójka dzieciaków wybiera się na deskorolkach za miasto, gdzie spotyka dziwne stwory. Zresztą sami też wyglądają dosyć osobliwie - ona ma długie uszy, on coś w rodzaju rogów. Łączy ich jazda na desce, ale też i konieczność współpracy, aby zwalczać dziwnych wrogów. Dopiero współdziałając i łącząc posiadane moce, są w stanie pokonać przeciwników. Kim jest ta dwójka? Superbohaterami? Przybyszami z innej planety? Wszystkie odpowiedzi w zakończeniu.

Safe Place to pierwszy komiks Kingpin Books, który wydawca zdecydował się opublikować po angielsku. Dwadzieścia cztery strony składają się na zeszycik z bardzo przyciągającą wzrok okładką i naprawdę oryginalnie narysowaną historyjkę. Może niekoniecznie trzeba sobie ściągać ten komiks z daleka, ale podczas wakacji w Portugalii można zajrzeć do sklepu i nabyć.

Nota: 6

 

Living Will #1 (2013) i Living Will #2 (2014; André Oliveira, Joana Afonso; FB wydawcy) 

Ten sam André Oliveira, który napisał scenariusz opisywanego powyżej Hawka, jest też odpowiedzialny za napisanie Living Will, który zilustrowała Joana Afonso (obecna na wystawie Półwysep w komiksie, Ziniolu oraz wspominana w kontekście komiksu O Baile w Varia #7). André Oliveira scenariuszowo wypada korzystniej niż w Hawku, ale pamiętajmy, że to dopiero dwa odcinki z siedmiu zaplanowanych, natomiast Joana Afonso nie odbiega kreską zbytnio od tego, co pokazuje we wszystkich swoich pracach.

Autorzy rozpoczęli opowiadanie nam historii obyczajowej, w której niejaki Will, starszy samotny pan, postanawia pozałatwiać przed śmiercią kilka ważnych dla niego niedokończonych spraw. Historia w związku z obraną tematyką będzie toczyć się wolno, ale ujmująco, choć autorzy zaskoczą. To, co będzie się Willowi wydawało, znacznie odbiegać będzie od tego, co faktycznie się wydarza. Życiowa ironia weźmie górę nad ambitnym planem staruszka.

Zaskakujące jest to, że dwójka młodych twórców stworzyła komiks pełny zrozumienia dla starości. Z wyczuciem i uczuciem, ale bez sentymentalizmu. W kolejnych tomach serii zaplanowanej na siedem odcinków czekają nas emocje oddane w różnych odcieniach - w tomie pierwszym opowieść toczy się w czerwieniach, a w drugim w tonacjach niebieskiego, co współgra z ogólnymi emocjami danego epizodu. Komiks dostępny przede wszystkim w wersji cyfrowej, ale również w małym nakładzie na papierze w zeszytach (każdy po 16 stron). Nie byłoby nic dziwnego w tym, że jakiś czas po ukazaniu się siódmego odcinka dostaniemy również do rąk wydanie zbiorcze. Ale licząc dotychczasowy cykl wydawniczy, czyli publikację na jesieni na festiwalu w Amadorze i na wiosnę w Bejy, ostatni zeszyt ukaże się około listopada 2016. Wizja ładnego wydania zbiorczego jest jedynym argumentem, żeby nie kupować tego obiecującego komiksu na bieżąco.

Nota: 7,5

 

Zona de desconforto (2014; VA)

Gwoli ścisłości i dbania o faktografię wyjaśnijmy, że Zona de desconforto, Kassumai (opisany powyżej) i Boring Europa (o którym to komiksie piszemy poniżej) to trzy pierwsze tomy (w kolejności ukazywania odwrotnej do tej, w której je tutaj wymieniamy) kolekcji lowcoast wydawnictwa Chili Com Carne. W zamierzeniu edytora kolekcja ta ma prezentować komiksy o podróżach. O ile Kassumai jest dziennikiem jednej podróży, jednego autora, o tyle zarówno Boring Europa i Zona de desconforto to antologie z podróży i pobytów różnych autorów w różnych krajach.

Zona de desconforto to siedem krajów, jedenaście miast i dziesięciu autorów. Większość z nich związana jest lub była, bądź będzie, z wydawnictwem Chili Com Carne, a przede wszystkim z zinem Mesinha de Cabeceira, gdzie prawie każdy z nich już publikował swoje prace. W Zona de desconforto każdy autor składa relację z tego, jak wyglądała jego praca bądź studia w jednym z zagranicznych krajów. Przedział czasowy opowiadanych historii to lata 2006-2013, a rozrzut geograficzny obejmuje trzy kontynenty: Europę, Afrykę i Amerykę Południową.

André Coelho nadaje z Barcelony o tym, jak zdobył sympatię Katalończyków podejmując wysiłek nauki języki katalońskiego i za wszelką cenę, nawet z trudem i wieloma błędami, mówił tylko w tym języku. Christina Casneillie z bogatej kartoteki podróży sięga po swoją holenderską przygodę i zachwyca się niezwykłym holenderskim poczuciem humoru, możliwościami rowerowymi oraz kolejnymi wycieczkami w głąb Europy. David Campos pisze o wycieczce do Senegalu w czasie pracy w Gwinei-Bissau (czyli tego pobytu, który opisał w Kassumai). Wraz z przyjaciółmi odwiedził miasto Cap Skirring. Tym razem Campos postawił na klasyczny komiks, do którego włączył gdzieniegdzie zdjęcia spotkanych ludzi (troszkę jak w Fotografie, ale dużo oszczędniej). Największą z opisanych tym razem przygód jest czterdziestokilometrowy spacer, który wraz z Valdirem dobyli plażą z Senegalu do Gwinei... José Smith Vargas zwiedza Amsterdam z baskijskimi korzeniami. Ondina Pires skupia się na londyńskiej bieganinie i kliszach turystycznych angielskiej stolicy. Francisco Sousa Lobo z trochę innej strony opowiada o pisaniu doktoratu ze sztuki w Anglii, czyli w dużej mierze streszcza kryzysowego The Dying Draughtsman (ten sam styl, troszkę weselsze pejzaże). Amanda Baeza stara się opowiedzieć coś o Bilbao, ale robi to w absolutnie nieprzystępny sposób. Tiago Baptista rozciąga berlińską metaforę między falafelami i okupowaną Gazą (brzmi niedorzecznie, prawda? Ale jest smacznie!). Júlia Tovar opowiada o ucieczce przed portugalskim kryzysem do Argentyny (via ogarnięte prawie wojna domową ziemie Mozambiku). Wycieczkę kończymy w Brazylii z Danielem Lopesem, ale jest to wycieczka pocztówkowa z zakątkami zupełnie nieturystycznymi i przygodami, jakich wolelibyśmy unikać. Bardzo pobieżnie jest to zdana relacja, zbyt pobieżnie, żeby móc zagłębić się w opisywany świat.

Rysunkowo nie ma się do czego przyczepić. Grafika jest mocną stroną każdego z autorów i - co ciekawe - jest to komiks czerwono-biały (jak możecie podejrzeć w linku przy tytule). Najciekawiej prezentują się Coelho (szczegółowa kreska, dramatyzująca, ostra), Campos (opanowany szkic o zbilansowanej umowności), Smith Vargas (karykatura w pół drogi między Crumbem i szkołą francuską), Baptista (malowane impresje zderzone z elegancko sportretowaną architekturą) i Tovar (silne alternatywne przerysowanie, troszkę przypominające Maxa Anderssona). Treściowo ci autorzy są również najlepsi. Chociaż Sousa Loubo i Casneille nie ustępują im aż tak bardzo. Minusem zaprezentowanych komiksów jest to, że przynajmniej u kilku autorów widać absolutny brak pomysłu na ciekawe opowiedzenie ciekawej historyjki.

Nota: 7

 

Propaganda (2014; Joana Estrela; darmowa wersja angielska

Główna bohaterka tego komiksu, Joana Estrela z Porto, wybiera się do Wilna, aby zasilić szeregi Litewskiej Ligi Gejowskiej i wziąć udział w przygotowaniach Baltic Pride 2013 (FB wydarzenia). Autorka prowadzi dziennik z pobytu na Litwie w 2012 roku, w którym opisuje nie tylko pracę i przeciwności napotkane przy organizacji wydarzenia, ale także zwykłe życie towarzyskie, uczuciowe i turystyczne w obcym kraju.

Podczas pobytu serdecznie zaprzyjaźnia się z Eleną, która będzie partnerką większości jej poważnych rozmów. Pokazuje koleżankom antologię Polish Female Comics, odwiedza Poznań, aby wziąć udział w "hate speech training", rozmawia, romansuje, bulwersuje się, poznaje i zakochuje w miejscu i pracy, która na długi czas nadaje jej życiu poczucie ogromnego spełnienia. To oczywiście w zakończeniu wywoła spora traumę związaną z koniecznością nieuniknionego powrotu, gdyż jej wolontariat zakończy się wraz z dniem, w którym odbędzie się parada.

Litwa pokazana w scenkach dzień po dniu jawi się jako niezwykle homofobiczny kraj, w którym działania propagujące inność mają rację bytu, są koniecznością w zmieniającym się społeczeństwie postulującym równe prawa dla wszystkich. Obrona takich postawa jest faktycznie powodem do dumy i taka idea Baltic Pride przyświeca.

Komiks portugalskiej autorki jest wypełniony zabawnymi scenami i przypadkami związanymi nie tylko z seksualnością - chronienie się przed deszczem pod wielką, mało praktyczną przy zwiedzaniu mapą, nieudane fotki samej siebie z ręki podczas zwiedzania, etc. Ale oczywiście i tematy homoseksualne są na tapecie. Nasza bohaterka dzieli mieszkanie z dziewczyną, która nie wie o tym, że Joana jest lesbijką i w jej obecności prezentuje się jej jak modelka we wszystkich sukieneczkach. Dla Joany jest to swego rodzaju tortura, bo nie potrafi pozostać nieczuła na wdzięki współlokatorki.

Z ironiczno-zabawnych przypadków przywoływanych jak anegdoty, wspomnijmy pewien litewski festiwal metalowy, który w regulaminie umieścił informację, że uczestnikom zabrania się posiadania m.in. homoseksualnych książek, materiałów i propagowania tego typu zachowań i postaw. Dodajmy do tego gorzkie stwierdzenia bohaterek, kiedy obserwują noworoczną beztroskę przy odpalaniu petard i biegające w tym zamieszaniu wszędzie dzieci. Według słów jednej z bohaterek litewskie społeczeństwo uważa mówienie dzieciom o naturze homoseksualizmu za groźniejsze, niż pozwalanie dzieciom na noworoczne odpalanie ogni sztucznych.

Oczywiście dziewczyny rozmawiają też sporo o związkach i miłościach, co wzmacnia nakreślony obraz ich życia jako całkowicie normalnego. Joana Estrela zbiera masę ciekawych spostrzeżeń i materiałów o dziwactwach napotkanych na Litwie. Oczywiście także się zakochuje - przeżywa rodzaj miłości wakacyjnej, bo jej wybranka, Marta, wyjeżdża do Libanu. Okazuje się, że homoseksualne dziewczyny też są romantyczne.  

Walka o zorganizowanie Baltic Pride z władzami miejskimi czasami schodzi na boczny tor, a kwestii z nią związanych, przewalczanych z władzami miejskimi, które robią wszystko, aby nie dopuścić do tej parady, autorka szczególnie nie pogłębia. Z jednej strony celem Joany było udokumentowanie swojej przygody, a nie nieprzejednana propaganda. Z drugiej sprawia takie jej powierzchowne podejście do sprawy, że Propaganda jest komiksem dosyć płaskim, nieskomplikowanym (takie wrażenie wzmacnia uproszczona i schematyczna kreska) i zostającym mocno w tyle z pracami Bechdel czy Maroh, choć także wpisuje się w homoseksualną tematykę.

Nota: 5

Boring Europa (2013; VA; darmowa wersja angielska)

Kolektyw Chili Com Carne udał się w podróż po Europie, żeby - jak to określono w stopce komiksu - przyprawić nudną Europę sosem chili. Podobnie jak w przypadku Zona de desconforto, istnieje wersja papierowa tego komiksu po portugalsku i darmowa cyfrowa po angielsku. Ponieważ jest to projekt, to posiada również soundtrack (dosyć irytujący), który można sobie do czytania włączyć, ale lepiej go jednak unieszkodliwić.

Ana Ribeiro, Joana Pires, Marcos Farrajota, Ricardo Martins, Ghuna X i Silvia Rodrigues to główni autorzy podróżujący i rysujący, ale zależnie od kraju wspomagają ich miejscowi (i nie tylko autorzy): Karolina Pyrcik, Jorge Parras, Martin López Lam, Jakob Klemencic, Aleksandar Zograf, Simon Vuckovic, Vuk Palibrk, Christina Casnellie, Andrea Bruno, Igor Hofbauer, Edda Strobl, Helmut Kaplan, Pilas versus Nanvaz, a także Gasper Rus, David Krancan, Matej de Cecco, Matej Lavrencic, Katie Woznicki, Letac, Boris Stanic i Johana Marcade podczas comic jams w Ljubljanie i Pancevie. Uf, spory peleton się zebrał.

Założeniem było rysowanie w trakcie podróży, ale tyko jeden uczestnik dał radę tak pracować, reszta dzienników podróżnych powstała po fakcie. Powstał komiks, w którym autorzy przejmują pałeczkę od siebie jak w sztafecie, kontynuując podróż/rysowanie tam, gdzie kolega/koleżanka skończyli. Tym razem w odcieniach niebieskich. To ciekawy szczegół całej serii lowcoast. Zona de desconforto jest czerwono-biała, Kassumai brązowo-biały a Boring Europa niebiesko-biała.

Trasa: Lizbona→Walencja (pchły)→Bolonia (dobra sprzedaż materiałów)→Ljubliana (druga wizyta po wcześniejszej w ramach promocji striburgerowego komiksu Greetings from Cartoonia)→Pancevo (Aleksandar Zograf)→Graz (remiksowanie komiksów jako metoda twórcza)→Berlin (w Berlinie zawsze jest sukces)→Poitier (Fanzinoteka - 150 zinów miesięcznie)→Vigo (ostatni przystanek - "tęsknię za kotami")→Lizbona (Demolition Party) = mało widowiskowe + mało śmieszne + miejscami nieczytelne + chaotyczne + przekrojowy zbiór informacji o części europejskiej sceny komiksowej.

Przemieszczanie się między miastami jest pokazane w tym komiksie w bardzo umownych szkicach, natomiast w samych opowiastkach z miast postoju pojawiają się prawdziwe rysunkowe perełki, ale i tak lepiej wypadają szorciaki artystów miejscowych przecinające pracę CCC. Boring Europa to świetny pomysł na przekrojową antologię podróżną artystów europejskich, ale efekt jest dosyć męczącą lekturą, chyba tak bardzo, jak bardzo intensywna była podróż wynajętym vanem. Koszmarnie wygląda wersja angielska, gdyż tłumaczenie wrzucono w niebieskie prostokąty, które nałożono na odręcznie pisane oryginalne teksty portugalskie. Ale, skoro to darmowa, internetowa publikacja, to czemu nie poznać dla kilku świetnych rysunków?

Nota: 4,5

 

Dead Combo: Sound Files (2013; Pedro Gonçalves, Tó Trips)

Dead Combo to zespół portugalski, który uskutecznia elegancką i wyszukaną muzykę, sporadycznie sięgając tylko po słowa. Dead Combo to zespół, który w 2008 roku wystąpił w Polsce na festiwalu Okno na świat. Dead combo to zespół, który w 2013 roku obchodził dziesięciolecie istnienia i z tej okazji właśnie ukazał się komiks Dead Combo: Sound Files, który stworzyli Tó Trips (rysunek) i Pedro Gonçalves (tekst), czyli członkowie tego dwuosobowego zespołu w nagraniach i na koncertach wspomaganego przez Aelxandre Prazão na perkusji.

Sam komiks to klimatyczne historie rozgrywające się w wykreskowanych sceneriach, w których śledzimy zmagania zespołu z prozaicznymi problemami, jak zapominanie klucza do sali prób, instrumentu na koncert, spóźnianie się, strojenie, etc. Muzycy z ogromnym dystansem do samych siebie odnoszą się do wydarzeń, które towarzyszą im na muzycznej ścieżce. To coś w rodzaju zbioru scenek, które nie tworzą zwartej narracji od początku do końca, choć motyw przemierzania miasta przez dwóch tajemniczych, ubranych na czarno jegomości, ciągnie się przez cały album. Choć sam komiks jest po portugalsku, to wykorzystujemy jego ukazanie się i włączamy go do tego tekstu z powodu muzyki instrumentalnej, którą można odbierać bez żadnych przeszkód, skąd by nie pochodziła. 

Nota: 6

 

Mesinha de Cabeceira #23 : Inverno (2012, VA)

Fanzin Mesinha de Cabeceira (czyli Stoliczek Nocny) powstał w 1992 roku. Z okazji dwudziestolecia działalności MdC postanowiono wydać antologię upamiętniającą ten fakt w postaci małej cegiełki, do której trafili autorzy z Portugalii i spoza granic tego kraju, a którzy na przestrzeni lat współpracowali na łamach zina. Tematem przewodnim uczyniono nie bez powodu zimę. Otóż numer dwudziesty trzeci miał być ostatnim, a takie finalne konotacje przynosi też według autorów zima. Jednak stało się tak, że MdC nadal trwa i ma się dobrze. Nadal ma przynosić "relaks po pracowicie spędzonym dniu", kiedy aby dobrze zakończyć zmagania ze światem sięgamy ze stoliczka nocnego coś miłego do przeczytania przed snem.

Nr 23 zawiera historie nieme lub w wersji tekstowej angielskiej (zdarzyła się jedna po hiszpańsku i jakieś nieprzetłumaczone teksty po portugalsku, ale nie są one istotne akurat dla historyjek nam opowiadanych). Najmocniejsze punkty programu to zdecydowanie opowieści grozy:

  • Telluric Story Daniela Lopesa opowiadający o podróżującej przez góry parze, która nie dotarła do miejsca przeznaczenia; fantastycznie zakończenie części pierwszej podkreśla niema podróż oka kamery po pustych przestrzeniach górskiej prowincji;
  • Rabits are Dying João Maio Pinto o mordercy szalejącym wśród białego pustkowia, na którym istnieje tylko bliżej nieokreślona, acz zagubiona w śniegu, baza;
  • The Well of Paws A. Coelho i S. Gomesa, będące dziwną spowiedzią mordercy prostytutek i kary na niego czekającej w tytułowej studni;
  • Winter Sickness Ugandy Lebre, czyli cartoonowy horror z woltą w finale;
  • Winter Noodles Afonso Ferreiry w stylu Happy Tree Friends;
  • do tego dostajemy Framed Winter dawno niewidzianego w komiksie portugalskim João Fazendy, czyli ciepłą rodzinną opowieść o przezwyciężaniu rutyny, coś w rodzaju przestrzennego eseju wizualnego Rafaela Gouvei o letnich pocałunkach i zimowych łzach, krytykę ludzkiej inklinacji do tworzenia koszmarów J.G. Ferreiry i J.S. Vargasa (Dummies Street) oraz bezcelową pogoń za przemijającym czasem Tei Turianen (Running After Time).

Numer 23 to prawie 350 stron komiksów przynoszących satysfakcję z poznawania, choć nie wszystkie z nich są dostatecznie czytelne. Dzięki mieszance artystów portugalskich i z innych krajów, można zobaczyć, jak ci pierwsi wypadają na tle kolegów innej narodowości. Warto dodać, że sposób wydania albumu - kieszonkowa cegiełka bez grzbietu - podkreśla alternatywy charakter publikacji.

Nota: 6,5

 

Love Hole (2012; Afonso Ferreira)

Love Hole należy do serii Mercantologia i jest w niej szóstą wydaną pozycją. Zadaniem linii produktów Mercantologia jest zbieranie w formie zeszytowej historyjek jednego autora czy też tworzących jedną opowieść, które zagubiły się w odmętach i małych nakładach publikacji fanzinowych.

Fanzinowy rodowód Love Hole słusznie każe nam podejrzewać, że będziemy mieli do czynienia z dosyć specyficzną opowieścią. Dodajmy jeszcze, że autor, Afonso Ferreira, należy do grupy tych bardzo dziwnych portugalskich autorów. Love Hole jest makabreską o tym, co i kogo można zastać we własnym łóżku po przebudzeniu, kiedy w nocy byliśmy niegrzeczni. Spodziewalibyście się kiedyś obudzić obok waszego lustrzanego odbicia, tylko o odmiennej orientacji seksualnej? Zachodzilibyście w głowę, co się stało i może wcale nie chcielibyście wiedzieć wszystkiego. Również tego, co następuje później - spotkanie w niejednoznacznej sytuacji z transseskulaną nimfomanką. Czy budzik zadzwoni, zanim stanie się coś jeszcze dziwniejszego?

Afonso Ferreira pisze w blurpie, że nie wie, co jest tytułowym "miłosnym otworem". My za to wiemy, że w jego świecie będzie bardzo dziwnie. I zrozumiały dla większości język angielski nic tutaj nie pomoże w "oddziwnieniu" tej niesamowicie popapranej historyjki.

Nota: 8

 

QCDA (2014; VA)

Format tego zina wydanego w wersji angielskiej (ponownie jest to zasługa Chili Com Carne) to jego największa zaleta. Rozmiar plansz pozwala potraktować strony wypełnione komiksami jak gotowe do zawieszenia w antyramce grafiki. Świetne są też umieszczone na czwarte stronie okładki czterokadrowe notki biograficzne autorów w formie krótkich komiksów. Afonso Ferreira, Zé Burnay, Rudolfo i André Pereira - ta czwórka odpowiada za krótkie formy stworzone na potrzeby tej publikacji.

Zé Burnay opowiada w The Tower of the Necromancer miniaturkę grozy, ale bez polotu. Ta historyjka może ewentualnie służyć za prolog do bardziej rozwiniętego horroru komiksowego. Rudolfo z kolei sięga po przykład niepokojącego guzka, który pojawia się jego bohaterowi pod okiem, a którego usunięcie wcale nie przynosi mu ulgi. Ta widoczna manifestacja wewnętrznego bólu nawet po usunięciu, nie pozwala o sobie zapomnieć, pozostawiając wewnętrzną niedyspozycję i zewnętrzną bliznę. André Pereira bardziej niż opowiadać historię woli eksperymentować z aranżacją plansz, proponując nam ćwiczenie ze stylu i kompozycji. Niezbyt może natchnioną i dosyć normalną w porównaniu z opisywanym tutaj już Love Hole opowieść snuje Afonso Ferreira, choć to i tak najbardziej udana rzecz z całej prezentacji.

Najlepiej starania wydawcy i autorów podsumowuje przypis na okładce - "comics for rogues and misfits".

Nota: 4

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Wampiry
Wojna z demonami
- recenzja
Varia #33
Vielka Varia Timofova
Varia #31
Seria z wukakaemów
Varia #30
Co ty wiesz o komiksie brazylijskim?
Varia #29
Moje vielkie amerykańskie povakacje komiksove
Varia #26
Starość i nowość, czyli radość z importu

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.