Ultimate X-Men (wyd. zbiorcze) #1

Początki bywają trudne

Autor: Shadov

Ultimate X-Men (wyd. zbiorcze) #1
Miłośnicy X-Menów mają wiele powodów do świętowania: Mucha Comics wypuściła kilka ciekawych serii i wciąż zapowiada nowe. A teraz nakładem naszego giganta komiksowego, Egmontu, wznowiony został jeden z lepszych runów X-Menów – Ultimate X-Men od Marka Millara.

Historia zaczyna się w momencie, kiedy tytułowa grupa mutantów dopiero się zawiązuje. Jean Grey jako agentka zwerbowana przez Charlesa Xaviera przemierza kolejne stany, aby odnaleźć ludzi posiadających gen X. W tle rozgrywa się konflikt polityczny odnośnie wyższości mutantów nad rasą ludzką, eskalowany przez Magneto, który ze swoją grupą wywrotowców dąży do wyniesienia Homo superior ponad Homo sapiens. Z kolei rząd Stanów Zjednoczonych na ataki mutantów odpowiada bronią w postaci potężnych Sentineli. Stosunki są napięte, mutanci prześladowani i podzieleni, a w tle szykuje się wojna.

Mark Millar w świecie X-menów nie zagościł na długo, ale za to doskonale wykorzystał powierzony mu czas. Historia spod jego ręki jest odświeżająca, zarówno na poziomie fabularnym (zwłaszcza w kwestiach politycznych), jak i relacji między postaciami. Bardzo dobrze zarysował główny konflikt mutantów i ludzi, równocześnie akcentując brak jednolitego frontu wśród tych pierwszych. Co więcej, w tak zwanym międzyczasie rozgrywa też wiele mniejszych tragedii dla poszczególnych bohaterów. Mutanci są mocno zdystansowani do ludzi, a także pewni swoich umiejętności i pozycji. Cały komiks śledzimy przebieg ich spięć z ludźmi. Scenarzysta świetnie zarysowuje skalę uprzedzeń i to, jak ciężko jest je wyplenić, zwłaszcza kiedy w grę wchodzą osoby wręcz nieświadome swojego genu X.

Co ważne, w interpretacji Millara sami X-Meni również zyskują. Są dynamiczniejsi, żywsi, a przez to dla czytelnika atrakcyjni. Autor nie odbiega jednak za bardzo od pewnych kanonów, które są sztandarowe dla X-Menów: więzi między Jean Grey a Scottem Summersem czy Beastem i Storm. Wrócił również do konfliktu między Magneto a Charlesem Xavierem. Co prawda zarysowuje go niezbyt obszernie, ale wystarczająco, aby zrozumieć motywy obydwu stron.

Rysunkowo mamy do czynienia z gęsta siatką wyrazistych kolorów. Czarne tło daje fantastyczny efekt głębi, rozmazuje nieco obszar strony i sprawia, że lepiej chłonie się elementy wyszczególnione. Co prawda ciemne marginesy nie są jakość specjalnie rzadko spotykane, ale zawsze mają większą siłę oddziaływania niż białe. Na przedstawienie bohaterów również nie można narzekać. Oczywiście standardowo męskie sylwetki mają podkręcone muskuły, a kobiety smukłe talie, ale są i wyjątki, gdzie rysownik oddał pole wyobraźni, dostosowując wygląd postaci do charakteru jej umiejętności.

X-Menów Millara porównać można do tych Granta Morrisona (New X-Men), w których bohaterowie również mają więcej temperamentu, a poszczególne relacje wybiegają poza znane fanom schematy. Podobnie jak dla Morrisona, tak i dla Millara X-Meni są wyjątkowo wdzięcznym tematem. Jednocześnie patrząc na inne serie autora, nie wygląda to zawsze aż tak kolorowo. Autor omawianego tu komiksu poradził sobie z szerszym tłem, większą liczbą bohaterów i tworzeniem między nimi powiązań. Oczywiście zdania można mieć podzielone, bo i tu nie trudno o wyjątki, tak więc Millara można lubić albo nie. Z lepszym lub gorszym skutkiem tworzy w świecie Marvela, często na nowo pisząc historie dobrze znanych postaci. Trzeba jednak przyznać, że X-Meni wychodzą mu znakomicie.