» Recenzje » Tokyo Revengers #1–3

Tokyo Revengers #1–3


wersja do druku

Trochę inna druga szansa

Redakcja: Lavernia, Daga 'Tiszka' Brzozowska

Tokyo Revengers #1–3
Pewien słynny amerykański reżyser uznawany za mistrza thrillerów i suspensu uważał, że dobra historia powinna zacząć się od trzęsienia ziemi, a później napięcie powinno jedynie wzrastać. Tokyo Revengers Kena Wakuia zaczyna się od śmierci, a właściwie – od dwóch. Przynajmniej w pewnym sensie. A jedną z nich ponosi główny bohater mangi, co otwiera całkiem skomplikowaną historię o dojrzewaniu, odnajdywaniu poczucia własnej wartości, ale również o strachu, żalu i przemocy.

Trigger warning: Podróże w czasie są istotną częścią fabuły tej mangi.

Takemichi Hanagaki kiedyś miał potencjał, mimo że wdawał się w bójki, by udowodnić, że on i jego ziomki rządzą (tym kawałkiem) dzielni. Miał dziewczynę, Hinatę Tachibanę, która z nie do końca jasnych powodów nie widziała poza nim świata. Sęk w tym, że coś w przeszłości naszego bohatera zaszło – rozstał się z ukochaną, a z pewnego siebie chłopaka stał się zastraszonym nieudacznikiem. Pewnego dnia dowiaduje się, że Naoto Tachibana i jego siostra, jedyna kobieta, którą kiedykolwiek kochał, zostali zamordowani przez członków największego, terroryzującego miasto gangu: Tokyo Manji. Tego samego dnia ktoś wpycha go pod przyjeżdżający pociąg – gdy umiera, przenosi się dwanaście lat w przeszłość, do momentu, w jakim wszystko zaczęło się psuć. Postanawia jeszcze raz zobaczyć Hinatę – jednak to spotkanie z jej bratem, Naoto, okaże się istotne. W momencie, gdy ich dłonie się spotykają, Takemichi wraca do swojego czasu i ciała. Na posterunku, na którym się ocknął, czekał na niego Naoto, detektyw, który nie powinien już żyć. Tak się bowiem składa, że młodszy Tachibana opracował plan, w jaki sposób uratować Hinatę. I tylko Hanagaki może to zrobić. 

Tokyo Revengers to kolejny głośny tytuł shōnen, który zawitał do Polski dzięki Waneko – na tyle wyczekiwany, że nakład pierwszego tomu wyprzedał się prawie na pniu. Ta zanurzona głęboko w kulturze chuliganów seria zabiera nas w dość nietypową podróż pełną przemocy i krzywd, z protagonistą, którego możemy – dość eufemistycznie – nazwać życiowym nieudacznikiem. A jeśli dodamy do tego podróże w czasie, które wbrew pozorom nie dominują, ale wciąż napędzają tę historię, otrzymamy dość niespodziewaną mieszankę. To też nie tak, że pozostałe propozycje shōnen nie zawierają tych elementów, rzadko jednak aż w takim natężeniu i z podobnie fajtłapowatym, wciąż popełniającym błędy protagonistą oraz bardzo specyficznymi chuliganami.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jest to również manga, która niekoniecznie zbudowana jest wokół występujących w niej postaci – nie opowiada bowiem o Takemichim i jego kolejnych przygodach, bardziej koncentrując się na Tokyo Manji: idei tego gangu, jego liderach, walkach, wewnętrznym funkcjonowaniu, jak również tym, jak jedna mała decyzja może doprowadzić do naprawdę katastrofalnych skutków. Te ostatnie obserwujemy zresztą przy każdym powrocie Takemichiego do współczesności. Dla tych, co nie znoszą podróży w czasie, a chcieliby poczytać Tokyo Revengers, śpieszę zapewnić: przeskoków mamy rozsądną liczbę i wszystkie, absolutnie wszystkie mają swoje konsekwencje.

Tam, gdzie historia Wakuia wciąga, nawet jeśli średnio przepadamy za chuligańskimi historiami – sama w sobie została ciekawie nakreślona i w pewnym momencie po prostu chcemy wiedzieć, jak doszło do zradykalizowania się gimnazjalnego gangu – tam sam Takemichi niekoniecznie wzbudza naszą sympatię. To nie protagonista, do których jesteśmy przyzwyczajeni, nawet jeśli już w przeciągu tych trzech tomów widzimy, że mangaka zaplanował dla niego sporą zmianę, to nie będzie ona ani szybka, ani gwałtowna – i na to musimy się przygotować, jeśli chcemy poznać zakończenie tej historii.

Tokyo Revengers zapowiada się na dość nietypową opowieść chuligańską, pełną odwołań do honoru i walk na pięści. To sprawnie narysowana manga, z dużym potencjałem na interesujące rozwinięcie oraz – jak na razie – nic nie wskazuje, aby miała nadużywać podróży w czasie, a protagonista będzie musiał sporo nad sobą popracować. Zdecydowanie nie trafi do wszystkich, choć warto choćby jej "spróbować”, aby przekonać się osobiście.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta



Czytaj również

Jujutsu Kaisen #3-4
Nawet zmartwychwstaniec wiele musi się jeszcze nauczyć
- recenzja
Jujutsu Kaisen 0: Technikum Jujutsu w Tokio
Miłość, klątwa, wojna – dla zaklinaczy dzień jak co dzień
- recenzja
Fairy Tail #1-3
Początki magicznych przygód
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.